Rozdział 38

752 67 35
                                    

Pov. Tony

Zwarci i gotowi chyba na każdą ewentualną okoliczność, w ciągu kilku minut opuściliśmy wieżę. Nie marnując czasu, niemalże od razu skierowaliśmy się do miejsca, w którym to o tej godzinie mogłoby być najwięcej osób, bo po dogłębnym przeanalizowaniu tego, co się działo wczoraj można było śmiało powiedzieć, że właśnie tam jest największe prawdopodobieństwo znalezienia Venoma, a tym samym i Petera. Bo teraz.. tam gdzie ten kosmiczny pasożyt, tam i mój podopieczny. Bardzo nie podobała mi się ta myśl, ale nie mam czasu na zastanawianie się nad tym, bo stracę jeszcze więcej, niż do tej pory. Mój.. mój dzieciak jest w niebezpieczeństwie, które sam na niego sprowadziłem i nie zamierzam tej sprawy zostawić bez ostatecznego rozwiązania. A jedynym rozwiązaniem jest śmierć Venoma i szczęśliwe życie Petera w wieży, ze mną, z Avengersami. Nie ma innego wyjścia.

Chociaż w sumie.. oni są naprawdę mocno połączeni. Chuj wie, jak można rozdzielić tego pasożyta od żywiciela. Ja pierdole, przecież poprzednia ofiara Venoma została zabita w brutalny sposób przy przypadkowym rozdzieleniu. Niemal natychmiast wyrzuciłem z głowy ten nieprzyjemny widok z kamer i westchnąłem cicho, starając się skupić uwagę na tym, co znajduje się na samym dole. Setki wyhodowanych przez ludzi drzew otaczało chodniki oraz boczne uliczki. Jednak większość z nich znajdowała się w parkach miejskich. Przez to ich wieloletnie korony niemalże całkowicie zasłaniały widok, jaki miałem nadzieję zobaczyć. Widok bezpiecznych mieszkańców.

-Zamieszki na Times Square -usłyszałem niepewny głos Wdowy. -Najprawdopodobniej znajduje się tam nasz cel.

Cel. Jak to bezczelnie brzmi. Jakbyśmy traktowali Petera, jak jakiegoś przestępcę, którego należy zamknąć. Przecież skoro ten stwór mógł go zmusić do takich rzeczy, jak morderstwa, z jego pomocą odgryzał głowy i powodował niezliczone, ciężkie uszkodzenia ciała u szatyna, to nie wiadomo również, w jakim stanie chłopak jest teraz. A co, jeśli parę godzin temu widziałem go po raz ostatni? Co, jeśli nigdy nie ujrzę już jego cudownego uśmiechu, nie poczuję tej cholernej dumy z jego osiągnięć.. nie zdążę powiedzieć mu, że w ciągu ostatnich dni, a nawet i tygodni stał mi się jeszcze bliższy, niż dotychczas. Co, jeśli jedyne co znajdziemy, to jego zdeformowane ciało?

Z głową pełną nieprzyjemnych myśli cicho leciałem po rozświetlonym światłem księżyca w pełni niebie, w duszy modląc się o to, aby nie było tak źle, jak sobie wyobrażam. Wiem, że to może wydać się samolubne, ale chyba nie przeżyję jego straty. Nie przeżyje, jeśli ten chłopak zginie, bo to właśnie ja zapoczątkowałem lawinę katastrof, które wydarzyły się w jego życiu, a których można by było tak łatwo uniknąć.

Po pięciu minutach razem z Samem wylądowaliśmy na środku trwającego w panice Times Square, na którym to ogromny, ponad dwumetrowy potwór szalał w najlepsze. Z jego pleców w niewyobrażalnym tempie wydostawały się dziesiątki czarnych macek, które łapały najbliżej znajdujących się ludzi i dusiły ich, bądź też łamały kręgosłupy. Jego ręce natomiast zajęte były przez przytrzymywanie ludzi tylko po to, aby odgryźć im głowy. Niemal cała zawartość żołądka podeszła mi do gardła, gdy tylko rozpoznałem, że to, co leży dookoła niego to ludzkie ciała. Pozbawione głów. Tylko.. co mu to daje? Wziąłem głęboki, uspokajający wdech.. jednak nic to nie pomogło, bo nocną ciszę co rusz przeszywał dźwięk łamanych kości i przerażone krzyki, a w powietrzu unosił się coraz to bardziej intensywny zapach krwi. Krwi ofiar Venoma.

Całą drużyną zdołaliśmy otoczyć go, zachowując jednak bezpieczne dwadzieścia metrów odległości. Wśród panującego mroku Venom najwyraźniej jeszcze nas nie dostrzegł, a to może zadziałać na naszą korzyść. W końcu mamy czas składający się z kilku sekund na obserwację i szukanie jego słabych punktów. Czarny stwór, jak zauważyłem, część ofiar uśmiercał mackami, a część brutalnie pożerał. Zupełnie jakby żywił się i jednocześnie zabawiał.

I'm so tiredOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz