Cały ten czas czułem paskudne pieczenie w okolicach przedramion oraz nadgarstków, bo jak przystało na ostatniego debila, jakim swoją drogą jestem, po ostatniej "zabawie" nie zabandażowałem ich. Jednak starałem się to ignorować, próbując cieszyć się poświęconą mi uwagą. W końcu nie zawsze Tony aż z takim zapałem pytał mnie o cokolwiek. Nie żebym był samolubny, czy coś, po prostu obecna sytuacja bardzo mnie przeraża, ta uwaga, pytania, podejrzane zainteresowanie.. agr, nie mam pojęcia, co jest prawdziwe, a co wymuszone, udawane. Pomimo trudnej próby wykrzesania delikatnego uśmiechu, jaki w tej chwili gościł na mojej twarzy, nadal mam świadomość, że dobra passa może się zaraz zmienić o sto osiemdziesiąt stopni, a ja zostanę sam, jak palec. Do tego jeszcze dochodzą to nadal nie opuszczające mnie poczucie winy, świadomość bycia w tej wierzy tym gorszym.. jaa..
Dlatego po kryjomu, dzień w dzień, od jednego ataku paniki do drugiego staram się sam sobie wymierzać zasłużoną, krwawą karę. Za te wszystkie błędy, które popełniłem i które nadal popełniam, ale nikt mi ich nie wytyka. W końcu, odkąd się tutaj pojawiłem, jestem całkowicie niesamodzielny, ani razu nie zrobiłem sobie śniadania, czy jakiegokolwiek innego posiłku, ani razu nie wykazałem się choć krzty wdzięczności i..
Nagle mój wywód o wykonanym przeze mnie stroju przerwała czyjaś dłoń, która delikatnie złapała mnie za prawą, najbardziej krwawiącą rękę.
-Peter..? -wymówił moje imię ze strachem, wręcz roztrzęsionym tonem.
Czy.. czy ta krew przenikła przez rękaw mojej bluzy? Boże, niee.. znów zjebałem po całości sprawę. On miał się nie dowiedzieć. On miał myśleć, że nie odkryłem, że cała ta szopka wokół mnie jest wymuszona. On miał..
-Dlaczego? -zapytał mnie, jakby mocno zawiedzionym tonem.
Spuściłem głowę w dół i nie zważając na ból, mocno wyszarpnąłem przedramię z jego uścisku. Momentalnie poczułem, jak niedawno zasklepione cięcia ponownie się otworzyły, powodując jeszcze większą utratę krwi. Nie minęła nawet sekunda, a mój organizm bardzo mocno odczuł dziesiąte w tym tygodniu, intensywne osłabienie. Zatoczyłem się minimalnie do tyłu, łapiąc za, na moje szczęście, znajdujący się tam stół.
Teraz na pewno wszystko się zmieni, w końcu on zobaczył, że nie warto trzymać mnie pod swoim dachem, że jestem tylko pasożytem, nic nie wartym śmieciem, który tylko mu przeszkadza i któremu musi poświęcać uwagę..
Teraz na pewno zrozumie swój błąd i tak jak kiedyś, zacznie na mnie krzyczeć, przekona Ash, żeby mnie zostawiła oraz skłóci ze mną Steve, Natashę czy Clinta, z którymi w ostatnich dniach też coraz więcej rozmawiam.
W niekontrolowany sposób zacząłem szybciej oddychać, a z moich oczu powoli, jedna za drugą, spływały słone łzy. Oczami wyobraźni już widziałem, jak mężczyzna wścieka się, obwinia za brak wdzięczności i wyrzuca, niczym nie potrzebnego nikomu psa na ulicę w ten dosyć chłodny dzień.
Od tych myśli niemalże od raz dostałem okropnych bólów głowy i niewyobrażalnych skrętów w brzuchu, co tylko wzmocniło moja coraz mocniejszą hiperwentylację. Z każdą sekundą coraz mniej byłem w stanie odróżnić, co jest prawdziwe, a co fikcyjne, tym samym powoli zatracałem się we własnym świecie, składającym się w całości z mroku, krwi i niewyobrażalnego bólu. Czułem, że ktoś dotyka mojego ramienia, trzęsie nim i coś mówi, ale za cholerę nie byłem w stanie stwierdzić, czy aby na pewno to mi się nie wydawało.
Mimo wszystko nie chciałem, aby Iron Man oglądał mnie w takim stanie, więc trzymając się resztek świadomości i przy okazji taranując nie wiadomo co lub kogo po drodze, jak błyskawica wybiegłem z warsztatu. Dzięki regularnemu dostarczaniu organizmowi substancji odżywczych miałem jakąkolwiek energię, by w ogóle wykonać tak gwałtowny ruch, ba, by w ogóle się ruszać. Biegnąc więc slalomem na oślep po przeróżnych korytarzach i schodach, co rusz wpadałem na jakąś ścianę, stolik z wazonem czy też wielkiego kwiatka w doniczce. Z nieprzyjemnym stanem, który z każdą sekunda coraz mniej kontrolowałem, dopiero po pięciu minutach dotarłem do drzwi prowadzących do mojego pokoju. Szybko oraz bardzo głośno zatrzasnąłem je i z coraz to większym trudem łapałem najmniejsze hausty powietrza. Moje plecy nie wiadomo kiedy uderzyły gwałtownie w solidne, drewniane drzwi, powodując, że po moim ciele rozeszła się jeszcze jedna, o wiele mocniejsza niż poprzednio fala bólu. Przerażony zastanawiałem się, co może się dziać z moim organizmem.. przecież nie brałem żadnych lekarstw, a atak paniki zazwyczaj wyglądał zupełnie inaczej. Będąc już na skraju świadomości zdążyłem wyszeptać do J.A.R.V.I.S.A, żeby broń Boże nikomu nie otwierał. Po sekundzie moje ciało zostało pochłonięte przez ból, jakiego dotąd nie odczuwałem. Potężne, wręcz niezlokalizowane pieczenie rozchodziło się po całym moim ciele od serca, aż po czubeczki placów. Czułem, jak moje ciało płonie, jak pot ścieka strużką z bladych policzków. Starałem się skierować swoje myśli na inny tor, starałem się myśleć o Ash, o tych wszystkich wspólnych chwilach i o rozmowie, którą miałem z nią dzisiaj przeprowadzić. Ja.. ja nie chcę umierać.
W pomieszczeniu zaczynało być coraz goręcej i coraz mniej tlenu, przez co kiwałem się na boki, nawet siedząc. Długo tak nie wytrzymałem i już po sekundzie moje ciało uderzyło o zimną, wręcz lodowatą w porównaniu ze mną podłogę. Ostatnią rzecz, jaką zarejestrował mój mózg, było gwałtowne otworzenie, wręcz wyważenie drzwi i głosy, dużo głosów..
CZYTASZ
I'm so tired
Fanfiction"Wszedłem do pokoju i chwiejnym krokiem skierowałem się w stronę pożółkłego materacu, który kuł nie wiadomo czym w plecy, gdy się na nim leżało. Jak tak dalej pójdzie, to po prostu się wykończę, chociaż.. może dla świata oraz dla mnie to i lepiej? N...