W ZWIĄZKU Z UPRZEDNIM PYTANIEM (o datę wstawiania rozdziału, które było w notce pod poprzednim rozdziałem) INFORMUJĘ, ŻE ROZDZIAŁY BĘDĄ POJAWIAĆ SIĘ W NIEDZIELĘ (a nie jak to dotąd było, w poniedziałek).
Że tak powiem, przemówił głos większości. Godziny będą różne, ale przeważnie po 16. Mam nadzieję, że będzie Wam to odpowiadać 😘
Chciałam to ogłosić na tablicy, ale tutaj będzie to miało większy zasięg xD
Dziękuję za uwagę i życzę miłego czytania ❤️Z każdą chwilą było coraz gorzej.
Z każdą chwilą czułem coraz większy, wręcz rozrywający moją głowę ból, który tylko nasilał się.
Z każdą chwilą coraz trudniej mi się oddychało, coraz bardziej się dusiłem, coraz większy ścisk w płucach czułem, zupełnie, jakby ktoś je brutalnie ściskał.
Z każdą chwilą mój głód rósł.
Siedziałem tak już chyba z godzinę, ale pewności nie mam, bo przez doszczętnie przeszywający mnie ból całkowicie straciłem poczucie czasu. Wokół mnie było ciemno, na niebie nie było gwiazd ani księżyca, a do oczu docierała jedynie delikatna, wręcz niezauważalna smuga światła z latarni. Nadal opierając się plecami o betonowy dach, marzyłem tylko o tym, aby wrócić do poprzedniego, tego nad wyraz dobrego stanu. W końcu.. dlaczego muszę ciągle tak cierpieć? Dlaczego?! Ja wiem, zasłużyłem na to, byłem beznadziejny, głupi, bezużyteczny.. ale.. ale proszę.. chcę żyć dla niej. Chcę ją uszczęśliwiać, zabierać w różne miejsca, dbać o nią oraz dawać wszystko, co najlepsze. Moje istnienie dzięki niej w końcu nabrało sensu.
Po chwili ból stał się wręcz nie do wytrzymania, dosłownie czułem, że jak zaraz czegoś nie zrobię, to umrę tu. Miałem wrażenie, że głowa to mi zaraz eksploduje, a płuca.. agr, miałem wrażenie, że ktoś dosłownie rozrywa je na strzępy. Nagle kątem oka zauważyłem, jak słabo błyska kawałek szkła, gruby, długi oraz cudownie ostry kawałek, który leżał i jakby mnie wołał.
Zostaw to.
Powoli oderwałem plecy od ściany i ignorując głos, zacząłem się czołgać w stronę mojego celu.
Przestań! Przeszkadzasz mi!
-Pierdoli mnie to! -krzyknąłem wkurzony i gwałtownym ruchem pochwyciłem w bladą już dłoń ostrze.
Bez zbędnych ruchów i z przerażającą precyzja wykonałem długie cięcie wzdłuż lewego przedramienia. Niemal natychmiast poczułem niewyobrażalną ulgę, a z ręki gęstą strugą zaczęła skapywać słodka, wręcz dziwnie podniecająca mnie krew.
Chcę więcej.. chcę zabić.. ale jeszcze nie ciebie.
Jak zahipnotyzowany patrzyłem za długą, na około trzydzieści centymetrów oraz niesamowicie grubą ranę, z której, ku mojemu zdziwieniu leciało coraz to mniej krwi. Ale zaraz, przecież to niemożliwe. Przecież przy takiej poważnej ranie to krew powinna uchodzić z mojego ciała niczym woda z kranu.. a jest wręcz przeciwnie. Wpatrywałem się w przedramię w szoku, dostrzegając co rusz nowe szczegóły. Moja regeneracja na pewno nie działa tak szybko, aby poszarpane przy cięciu krawędzie skóry już były wygładzone, rzekłbym niemal zrośnięte. Nagle z mojej rany zaczęła wypływać dziwna maź, niemalże identyczna, jak ta z mojego koszmaru. Wziąłem głęboki wdech i przerażony oraz zszokowany wpatrywałem się, jak to dziwne coś powoli okala moją rękę, pokrywając ją swoją czernią. Nie czułem bólu.. w sumie to nic nie czułem. Wszystko to trwało pięć sekund, po których upływie czarne coś, tak po prostu wsiąknęło ponownie we mnie.
Tylko.. dlaczego ja mam tego gluta w sobie? Czy to też jakiś efekt mojej mutacji?
Szybko jednak otrząsnąłem się i, jakoś tak odruchowo, spojrzałem na swoje odbicie w szkle.. byłem przerażony.. moje oczy.. one.. były całe białe i w cholerę duże! Przecież to kurwa nienormalne! Niewiele myśląc wstałem i z niewyobrażalnym strachem rzuciłem mocno kawałkiem szkła na podłogę, tak, że rozbił się na miliony maciupkich kawałeczków. Nie wiedząc, co się dzieje, jak najszybciej uciekłem z tego feralnego dachu, mając nadzieję, że wszystko co złe, zostawiam właśnie tam.
Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz. Ja dopiero się rozkręcam.
Pobijając chyba swój rekord prędkości w lataniu na sieci, dotarłem na szczyt wieżowca Starka, w którym wszystkie światła były pogaszone. Może jeszcze nie wrócili z misji, albo wrócili i poszli spać, nie wiem. Nadal rozpędzony wylądowałem na dachu wieży, hamując poprzez mocne uderzenie w ścianę, tuż obok drzwi. Ja to mam kurwa farta. Agr, ciężko zszedłem ze ściany i wszedłem do środka. Bezszelestnie więc, aby w razie czego nikogo nie obudzić, przeszedłem przez korytarz i udałem się w stronę swojego pokoju. W końcu przydałoby się może zmienić ubranie, bo to jest całe zakrwawione i nie czuję się w nim zbyt komfortowo. Pomimo ciemności, widziałem bardzo dobrze każdy nawet najmniejszy zarys wszelakich przedmiotów, więc nic dziwnego, że bez problemu dostrzegłem sporych rozmiarów kartkę, która niedbale była przyczepiona do drzwi od mojego pokoju. Jednym, sprawnym ruchem zerwałem ją i zmęczony oraz coraz mocniej głodny zacząłem czytać.
CZYTASZ
I'm so tired
Fanfiction"Wszedłem do pokoju i chwiejnym krokiem skierowałem się w stronę pożółkłego materacu, który kuł nie wiadomo czym w plecy, gdy się na nim leżało. Jak tak dalej pójdzie, to po prostu się wykończę, chociaż.. może dla świata oraz dla mnie to i lepiej? N...