Rozdział 33

1.1K 86 88
                                    

  Delikatnie dłońmi gładziłem przyjemny w dotyku materiał, otaczający plecy dziewczyny, która to ani myślała, żeby mnie tak o puścić. Zupełnie jakby wierzyła, że tylko w jej ramionach będę w stanie żyć dalej. Z jednej strony to naprawdę słodkie, bo widzę, jak bardzo jej na mnie zależy, ale.. chciałbym jeszcze raz spojrzeć jej prosto w oczy, zobaczyć te iskierki radości w głębinach spokojnego oceanu, jakim są jej oczy. Jak gdyby nie patrzeć, kobieta ta już po paru dniach oczarowała mnie swoim pięknem wewnętrznym, jakim jest jej charakter oraz zachowanie wobec ludzi, a teraz.. teraz to już zupełnie podbiła moje serce. W końcu nigdy nie wierzyłem, że taka piękność zwróci na mnie uwagę, ba, że w ogóle mi pomoże wiedząc, jaka jest moja sytuacja.
  Chwila ta trwała dość długo, aż w końcu Ash z lekkim rumieńcem, który zdobił jej policzki, odsunęła się ode mnie i ostrożnie usiadła tuż koło mojego lewego uda. Lekko speszona, młoda kobieta starała się unikać mojego spojrzenia, nieśmiało poprawiając swoje włosy, wolnym ruchem zakładając co rusz inne kosmyki blond loków za ucho. Jednak włosy, jak to często mają w zwyczaju, nie współpracowały z nią tak, jakby tego chciała. Mimo to, utkwiłem w niej swoje zafascynowane spojrzenie i z niemym zachwytem badałem jej twarz, na której to widniał jeden pieprzyk, dokładnie tuż obok nosa. Kolejno badałem jej niemalże symetrycznie ułożone oraz zadbane, aczkolwiek niepomalowane brwi i rzęsy, które zostały przeciągnięte maskarą raz, może dwa. Wpatrywałem się w jej smukły, choć lekko w górę zadarty nosek, który również zdobił jej twarz, a usta.. ahh.. aż mi się przypomniał nasz pierwszy pocałunek. Ileż to ja bym dał, aby zaznać choć na chwilę jeszcze raz ich smaku. Tego boskiego, truskawkowego smaku.
-Powinieneś częściej tak na mnie patrzeć. -rzekła, nie walcząc już z i tak nie dającymi się ułożyć włosami.
  Swój wzrok z delikatnie splecionych dłoni przeniosła na mnie, uważnie analizując moją twarz i uśmiechając się przy tym promiennie, zupełnie jakby cieszyła się, że widzi mnie żywego. Jednak mimo wszystko mojej uwadze nie uszedł fakt, że tak jak ja, dłuższą chwilę patrzyła na moje usta. Te spierzchnięte, szorstkie jak papier ścierny usta, które zapewne podczas pocałunku tylko ją ranią.
  Bo przecież ja nie umiem robić nic innego, niż zabierać ludziom szczęście, niż odbieranie im ży..
  Szybko strzeliłem sobie mentalnego liścia, starając się w jakikolwiek sposób uciec od depresyjnych myśli. Cholera jasna, obiecałem jej to. Ona na mnie liczy i.. i chce.. chyba chce nadal utrzymywać ze mną kontakt. Z dziwnie sprzecznymi myślami oraz w milczeniu patrzyłem na moją przyjaciółkę.
-Halooo, ziemia do Petera, jesteś tam jeszcze? -zapytała, machając mi dłonią przed twarzą.
  Jej melodyjny głos nieco ocucił mnie ze skrajnie różnych myśli, powodując, że moje dotychczasowe problemy, od tak, zniknęły. Jakby liczyło się tylko tu i teraz.
-Jesteś taka piękna.. -wyszeptałem, kompletnie nie kontrolując swojego języka. -Dokładnie taka, jaką sobie wyobrażałem. A nawet lepsza.
  Patrzyła na mnie, jak na skończonego debila, nie wiedząc o co mi chodzi. Jednak z każdą upływającą sekundą na jej twarzy pojawiał się coraz to większy szok, zdziwienie oraz radość.
-Odzyskałeś wzrok?! -krzyknęła, podnosząc się gwałtownie do góry.
  Lekko skrzywiłem się na dość głośny i bolesny pisk, aczkolwiek nie dałem tego po sobie poznać. Jeszcze tego brakuje, aby już na wstępie zamartwiać dziewczynę.
-No tak jakoś wyszło.. -wzruszyłem ramionami, opierając się jeszcze bardziej o mięciutką poduszkę.
-Ojejku! Jak do tego doszło? Opowiedz mi! -ponownie jej donośny głos rozniósł się po całej sali.
  Odwróciłem głowę w drugą stronę, nie chcąc pokazywać jej rosnącego grymasu bólu, który coraz to mocniej rozchodził się po mojej głowie. Proszę tylko o chwilę ciszy, zupełnej ciszy.
  Ash wręcz rzuciła się na łóżko, kładąc się tym samym obok mnie i z uśmiechem delikatnie obróciła moją głowę w swoją stronę. Jej wargi rozchyliły się, a z krtani już miał się wydobyć głos.. jednak tym razem wolałem przerwałem jej kolejną falę pytań dotyczących mojego lekko skwaszonego wyrazu twarzy.
-Nic się nie dzieje, po prosu wiesz, za głośno. -blondynka niemal od razu połączyła oba fakty i w milczeniu oraz ze zrozumieniem pokiwała głową, a ja zaś kontynuowałem. -Wszystko to, to twoja zasługa. No wiesz, ty pierwsza kazałaś mi jeść i w ogóle.. -mówiłem coraz ciszej, odczuwając nie wiedzieć skąd dziwne zmęczenie. -.. i chyba moja regeneracja w końcu naprawiła ten uszczerbek.
-Rozumiem. -wyszeptała cicho, lekko unosząc dłoń do góry.
  Nie wiedziałem, co chciała osiągnąć przez ten gest, bo niemal natychmiast położyła ją z powrotem na kołdrze, rumieniąc się delikatnie.
-Wiesz.. -zacząłem ospale, lekko przymykając oczy. -.. dziękuję ci. Za wszystko.
  Zarejestrowałem niewielki ruch po swojej lewej, a następnie ciepłe ramiona ponownie otuliły mnie, dając od tak dawna upragnione poczucie bezpieczeństwa. Ahh.. było mi tak dobrze, że mógłbym niemal od razu zasnąć, zwłaszcza, że zmęczenie było coraz większe, a przed oczami, nie wiedzieć skąd, pojawiały mi się drobne, czarne plamy.
-Nie masz za co dziękować. Peter.. ja.. -mówiła coraz ciszej. -.. ja cię kocham..
-Mmm.. -wymruczałem będąc już na granicy krainy Morfeusza.
  Dziewczyna głośno westchnęła i delikatnie podniosła się do góry. W tym samym czasie zanurzyła swoją maciupką dłoń w moich włosach i delikatnie mnie pogłaskała, jakby żegnając się w ten sposób.
-Chcesz jeszcze odpocząć? -zapytała, lekko zawiedzionym tonem.
  Nie zdając sobie sprawy z tego, że chciała poruszyć jeden, bardzo istotny dla nas obojga temat, pokiwałem głową i odsunąłem się od niej o kilka milimetrów, układając swoje ciało w wygodnej pozycji.
-Przyjdziesz później? -wyszeptałem automatycznie, chcąc spędzić z nią jak najwięcej czasu po kolejnym przebudzeniu.
  Nie widziałem reakcji dziewczyny przez zamknięte powieki, ale chyba się uśmiechnęła, bo czule chwyciła moją dłoń w swoją i pogładziła jej wierzch swoim kciukiem, jakby chcąc przez tak drobny gest pokazać, że zależy jej na mnie. Mimo wszelkich trudności i co rusz nowych przeszkód.
-Oczywiście, dobranoc Pete.
  Jej słowa oraz pocałunek na czole były ostatnimi rzeczami, jakie zdołałem zapamiętać przez odejściem w błogi sen. A przynajmniej tak mi się wydawało..
  Siedziałem w swoim małym pokoju, jak co tydzień czekając, aż Ned raczy zapukać do moich drzwi i w końcu, po jakiś dwóch tygodniach, skończymy budowę najnowszej Gwiazdy Śmierci z klocków Lego. Westchnąłem i siedząc na panelach, zacząłem stukać w nie palcami, by dać jakoś upust swojej irytacji. Cholera, naprawdę nie mam pojęcia, ile można jechać autobusem, przecież pisał mi, że wyszedł już dobrą godzinę temu z domu. Jak gdyby nie patrzeć, nie po to wydaję pół kieszonkowego, aby dodatkowo czekać. Spojrzałem na zegarek, który wisiał na ścianie i zniecierpliwiony wyszedłem z pokoju.. gdzie nie było mojego salonu. Obróciłem się w drugą stronę, ale za mną już nie było drzwi prowadzących do pokoju, tylko pusta przestrzeń wypełniona czernią.
  Wszędzie było ciemno, a pod nogami plątała się gęsta i ciemna jak smoła mgła, która sięgała niemalże do kolan. Niepewnie ruszyłem do przodu, ale moje stopy zamiast na twardy grunt, trafiły na jakąś taką.. miękką oraz mazistą substancję. Przerażony, pisnąłem cicho, całkowicie nie rozumiejąc, gdzie jestem, ani co może mnie tu spotkać. Przez to moja wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach, co rusz tworząc najstraszniejsze scenariusze.
  Trzask, chrupnięcie, trzask, cichy krzyk.
  Moje serce przyspieszyło, a oddech zwiększył swoją częstotliwość za każdym razem, gdy w oddali słyszałem głuche trzaski gałęzi i mrożące krew w żyłach krzyki, które pochodziły nie wiadomo skąd. Powoli oraz bezszelestnie ruszyłem do przodu, chcąc jakoś wydostać się z tej pustki rodem z taniego horroru, jednak każdy krok do przodu nie powodował, że przesuwałem się na przód. Jakby dookoła mnie była ta czerń, nie ważne, gdzie się odwrócę.
-Peter..
  Nagle ktoś zaczął mnie wołać.. ktoś tu jest! A może ta osoba również tu utknęła i szuka wyjścia. W końcu na świecie jest tyle magii i iluzji, że nie zdziwiłbym się, jakby ktoś również był tutaj uwięziony. Tylko.. skąd znałby moje imię?
  Nagle z góry coś kapnęło mi prosto na czubek lekko zmarzniętego nosa. Zmarszczyłem delikatnie twarz, nie rozumiejąc co tu się wyprawia. Powoli i bardzo niepewnie podniosłem dłoń do góry, chcąc sprawdzić co to jest.. jednak momentalnie tego pożałowałem. Z nosa starłem szkarłatną ciecz, która w tej chwili zdobiła moje palce.
  Dzięki wyostrzonym zmysłom usłyszałem, że kolejna kropla spadła gdzieś niedaleko mnie, a potem trzecia i czwarta, i piąta.. i tak zaczęła padać krwawa mżawka.
-Peter..
  Nic nie rozumiejąc, z duszą na ramieniu i niewyobrażalnym strachem obróciłem się o sto osiemdziesiąt stopni dokładnie tam, skąd pochodził ten dziwnie pusty oraz martwy głos.
-Aaaa! -krzyknąłem.
  Tuż za mną stał Ned.. ale nie taki, jakim go zapamiętałem. Miał przesiąkniętą krwią koszulkę, pocięte wzdłuż ręce tak, że czerń przez nie prześwitywała, a jego twarz.. jego twarz była obdarta ze skóry. Zewsząd leciała krew, której zapach wżerał mi się w nozdrza. Z przerażeniem spojrzałem w jego oko, które w całości były białe. Chłopak podniósł prawą dłoń w oskarżającym mnie geście i spojrzał na mnie swoją jedną jedyna gałką oczną, z której po sekundzie zaczęła wypływać obrzydliwa, czarna maź.
-To twoja wina, Peter..
  Szurając stopami, robił malutkie kroki, tym samym zbliżając się do mnie. Będąc całkowicie sparaliżowanym przez strach, to mogłem tylko patrzeć na niego, uświadamiając sobie po raz kolejny, że to ja doprowadziłem go do tego stanu. W końcu..
  .. jesteś zawsze winny, nie ważne, co zrobisz..
  .. samotność jest dla ciebie jedynym ratunkiem..
  .. oddaj mi władzę..
  Potrząsnąłem głową, szybko rozglądając się dookoła. Ten głos.. nie kojarzę go. W ogóle to nie brzmiało, jakby ktoś z zewnątrz do mnie mówił.. tylko z wewnątrz.
  Nie wytrzymałem i gdy tylko miałem chwilowy przypływ odwagi, to obróciłem się w drugą stronę, chcąc w jakikolwiek sposób stąd uciec. Jednak jak szybko zrobiłem krok do przodu, tak szybko się zatrzymałem. Z drugiej strony stała May.. która chwiała się na jednej nodze, gdyż z drugiej został tylko krwawiący kikut. Jej ręce również były wyrwane, a mięśnie oraz kości jeszcze wystawały z głębokich ran, z których to również sączyła się niemal strumieniem krew. Tak samo jak Ned ubrana była w jakieś łachmany, niczym zombie z horrorów, a jej twarz pozbawiona była skóry.
  Kobieta spojrzała na mnie pustym, oskarżycielskim wzrokiem.
-Zobacz jak skończyłam.. to twoja wina!
  Zakryłem usta, chcąc w jakikolwiek sposób zahamować odruchy wymiotne.
  Nie wiedzieć kiedy, dookoła zrobiło się przerażająco zimno, a obie postacie wolnym krokiem ruszyły w moją stronę. Strach ponownie sparaliżował moje mięśnie, powodując, ze stałem na środku jak kołek, czekając na pewną śmierć z ich rąk.
-Powinieneś być bardziej ostrożny.. -mówili.
-Gdybyś słuchał się mądrzejszych..
  Głosy.. ich głosy ciągle powtarzały te same zdania na przemian, coraz głośniej i głośniej, aż w końcu, gdy oboje byli blisko mnie i już wyciągali ręce, by mnie pochwycić.. to nagle zniknęli. Niepewnie rozejrzałem się i nim zdołałem uspokoić kołatające w piersi serce, to w tym samym momencie zobaczyłem, jak wielka głowa pana Starka leci w moją stronę. Krzyknąłem cicho i zacząłem się cofać, lecz mazista substancja nie pozwoliła mi na to, przyklejając moje stopy do siebie. Nie wiedząc co się dzieje, mocno szarpnąłem prawą nogę, jednak nie zdołałem jej uwolnić, a jedynie stracić równowagę, przez co jeszcze bardziej przerażony niż dotychczas, przewróciłem się.
-Jesteś niedoświadczonym gówniarzem..
  On ma rację.
-Nie zasługujesz na kostium..
  Nigdy nie zasługiwałeś.
-Nie powinieneś być tam, gdzie cię nie chcą..
  Zgadzasz się z tym, prawda?
-Ten pająk mógł ugryźć kogoś innego..
  Ale tego nie zrobił, więc może..
-Jesteś chodzącą porażką..
  .. ja ci pomogę.
-Nic nie potrafisz zrobić porządnie..
  Nauczę cię.
-Wstyd mi za ciebie..
  Tylko poddaj się, nie walcz.. oddaj mi władzę całkowitą!
  Bolesne słowa leciały z ust latającej głowy niczym pociski z karabinu, dziurawiąc moją duszę na kawałki i niszcząc zalążek jakiejkolwiek wiary, że będzie dobrze. Jeszcze ten głos.. skąd on pochodzi, czego ode mnie chce. Z resztą, to nie ważne, Stark, Ned, May..
  ..oni mają rację. Cholernie pierdoloną rację. Nie mam pojęcia jak ja mogłem żyć w tej bańce mydlanej, z tymi różowymi okularami na oczach, nie dostrzegając odwiecznej prawdy.
-Peter..
  Powinienem skończyć ze sobą już dawno.
-Peter!
  Nie ma innej, adekwatnej do moich czynów kary.
-PETER!
  Położyłem się wśród mgły i nie zważając już na nic, zamknąłem oczy. Tak po prostu, bo w końcu śmierć przyjdzie po każdego z nas.
  Nie wiadomo skąd, ale przez moje ciało ponownie przeszłą fala bólu, tym razem w okolicach brzucha. Niby kojarzę ten specyficzny ból.. ale nie umiem go zinterpretować. Tak jakby mój żołądek się skręcał, jakby o coś błagał.
  Chcę jajecznicę.
  W tej samej chwili, nawet nie wiedzieć dlaczego otworzyłem oczy. Coś wewnątrz mnie kazało mi to zrobić, ba, dodatkowo wstać i iść do kuchni po jajka. Jednak zdusiłem ten głos w sobie i po prostu leżałem. Nade mną znajdowała się zmartwiona twarz Brusa, lekko zapłakana Natashy oraz przerażona Tonego. Przekrzywiłem delikatnie głowę w bok, nie rozumiejąc, dlaczego oni tak nade mną stoją. Co się w ogóle stało.
-Dlaczego.. -chciałem zapytać, ale jak na złość moje gardło nie współpracowało.
  Można rzec, że moja ciekawość została ukarana, bo zaniosłem się takim mocnym kaszlem, że byłem w stanie wypluć płuca. Dosłownie. Czułem jak coś wewnątrz mnie delikatnie się odrywa, by po chwili ponownie, może nawet i ze zdwojoną siłą przylgnąć do moich organów.
-Spokojnie Młody, spokojnie. -zaczął Bruce, gdy ja kaszlałem coraz to mocniej. -Odsuńcie się, okey?!
  Nagle, nie wiedzieć kiedy zostałem podniesiony do siadu, a następnie poczułem mocne uderzenie w plecy, które spowodowało, że coś mi w środku chrupnęło. Mimo że dźwięk był przeraźliwie nieprzyjemny i aż sam się skrzywiłem, to pomogło. Przestałem kaszleć w momencie, gdy poczułem charakterystyczny, metaliczny smak w ustach.
-Powiedz Peter, tylko szczerze, jak się czujesz? -zapytał mnie fachowym tonem, kładąc dłonie na moich ramionach.
  Spojrzałem na niego półprzytomnie, już bez poprzednich iskierek radości czy chociażby minimalnych chęci do życia. Spojrzałem na wszystkich po prostu pustym wzrokiem i powiedziałem jedno słowo, które idealnie opisuje mnie w tej chwili.
-Nijak.
  Po czym gwałtownie, bez żadnej zapowiedzi opadłem na poduszkę. Bruce zanotował coś w swoich papierach, po czym dokładnie je analizując, zaczął mówić sam do siebie.
-To dziwne.. to nagłe, niczym niespowodowane zatrzymanie akcji serca, podejrzany, lekko krwawy kaszel, cholera, czym to może być spowodowane..
  Wszyscy spojrzeliśmy jak naukowiec i mój chwilowy lekarz powoli wychodzi z pomieszczenia, kieruje się w stronę windy. Ciekawe czy udało mu się dodać dwa do dwóch i stwierdzić, co mi dolega.. może umieram? Fajnie by było, ale chuj wie.
  Nie pozwolę ci umrzeć.
-Nawet nie wiesz, jak nas wszystkich wystraszyłeś. -zaczęła cicho Natasha, ścierając spływającą z policzka łzę.
  Moją pierwsza, wręcz niekontrolowaną myślą było to, że ona kłamie. Że wszyscy kłamią i tylko udają życzliwych. W końcu jestem beznadziejnym problemem, który nie powinien już żyć. W końcu przynoszę tylko śmierć osobą wokół mnie.
  To dopiero nastąpi..
  Westchnąłem tylko głośno, po czym wyłączyłem się całkowicie, nie słuchając nawet głupiej wymiany zdań, która toczyła się między Natashą, Tonym i Stevem, który pojawił się nie wiadomo kiedy i skąd.
  Jednak nie trwałą ona długo, bo w całym pomieszczeniu rozległo się głośne burczenie, oznaczające, że mój brzuch domaga się jedzenia. Zdziwiony, spojrzałem na niego z deczka niepewnie, bo w końcu.. od kiedy on domaga się jedzenia?

~2414~

 Co Ta AuToRkA oDpIeRdAlA?! CzY oNa NiE mOżE sIę ZdEcYdOwAĆ cZy Co?!

    XD

 A tak szczerze, to mam wrażenie, że rozdział jest totalnie zagmatwany, że Peter sam nie wie, co się dzieje z jego ciałem oraz czego już sam chce. Żyć czy może jednak umrzeć. W końcu przecież wyrzuty sumienia w postaci Neda i May wróciły w koszmarze xD
 Powiem tylko jedno, to wszystko jest przemyślane, cały ten "burdel" i w ogóle. Może niektórzy się domyślają, co teraz będzie się działo, aczkolwiek zdradzę to w.. hmm.. najbliższych rozdziałach, bo nie wiem konkretnie w którym xD
 Mam nadzieję, że Wam się podobało <3 do następnego poniedziałku!

I'm so tiredOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz