O Jezu spóźnię się, spóźnię się, spóźnię się i to już piąty raz w tym tygodniu, a mamy dopiero środę! Dlaczego nie mogę choć raz szybciej wrócić z nocnego patrolu i położyć o przyzwoitej drugiej w nocy, a nie prawie nad ranem, o czwartej? Peter, to nie jest takie cięż.. no w sumie jest, bo oglądanie miasta nocą stało się już moją małą obsesją. W końcu czasem trzeba się zatrzymać i chwilę napawać się tym pięknem, bo nie wiadomo kiedy znów będzie można je podziwiać, a wczorajsza noc była wyjątkowa. Wdrapałem się na jeden z wyższych wieżowców, bo był mały ruch i mało świateł pozapalanych przez mieszkańców, przez co miasto wydawało się wręczy nienaturalnie opuszczone, co się zdarza naprawdę rzadko. Udało mi się nawet dojrzeć jakąś małą gwiazdę na niebie! To było piękne i takie magiczne.
Mając nadal w myślach wczorajszy, a raczej w sumie dzisiejszy, nocny patrol, wypuściłem z sieciowodów kolejną porcję nad wyraz mocnej nici, która ponownie porwała mnie w górę między kolejnymi budynkami. Tak, ubrałem się w swoją przysłowiową, drugą skórę i próbuję w ten sposób zapobiec kolejnemu telefonowi ze szkoły ze skargą na moje spóźnienia. Mogą dzwonić w każdy inny dzień, ale nie w ten i dopilnuję tego. Szybko puściłem lepka substancję, by zrobić w powietrzu kolejne salto, dzięki któremu mogłem przy okazji błyskawicznie poprawić spadający mi już z ramion, wypchany książkami plecak. Przelatując obok jednego z wielkich ekranów na wieży, sprawdziłem godzinę.. za pięć ósma, a mi zostało tylko pięć przecznic. Błyskawicznie wydedukowałem, że jak tylko trochę przyspieszę, to na bank zdążę na lekcje i to z małym zapasem.
Skakałem przy pomocy sieci między kolejnymi budynkami, a kątem oka widziałem kilku ludzi na chodniku z wyciągniętymi aparatami i telefonami, próbujący zrobić mi jakieś zdjęcie. Normalnie czuję się jak na jakimś czerwonym dywanie, czy coś. Jako że jestem przyjaznym Pajączkiem z sąsiedztwa, uprzejmie i to w czasie lotu zrobiłem kilka fenomenalnych akrobacji, które dla mnie były czymś zupełnie normalnym, po czym mając w głowie to, że zdjęcia i tak wyjdą zamazane, ponownie zająłem się szybkim dotarciem do szkoły.
Po chwili i już na szczęście poza zasięgiem ciekawskich aparatów wylądowałem na dachu liceum Midtown High i wyciągnąwszy swoje codzienne ubrania składające się z dżinsów i szarego swetra, który był pod samą szyję i na długi rękaw zacząłem się ubierać to wszystko na obcisły strój. No cóż, w ten sposób będzie szybciej, a teraz liczy się każda sekunda. Na koniec założyłem jeszcze ulubione i lekko podniszczone trampki, zdjąłem maskę i.. o cholipka, czy to.. dzwonek?
Pędem udałem się w stronę schodów, które to, na moje szczęście prowadziły na drugie piętro, gdzie aktualnie mam historię i sprawdzian. Wytężyłem słuch, upewniając się, czy aby na pewno wszyscy są już w klasach. Cisza. Cholercia no, znów się spóźnię! Zszedłem dwa stopnie po schodach, po czym złapałem się barierki i jak gdyby nigdy nic, przeskoczyłem przez nią, omijając półpiętro. Pomagając sobie lekko pajęczymi umiejętnościami, złapałem się delikatnie sufit, po czym zeskoczyłem od razu na podłogę, omijając przy tym prawie dwadzieścia osiem stopni i oszczędzając jakieś trzydzieści sekund. Wstałem z lekko ugiętych kolan i pognałem pędem do sali dwieście cztery, by najciszej jak tylko umiem otworzyć drzwi.
Pani profesor siedziała już za biurkiem ze wzrokiem utkwionym w ekran komputera i sprawdzała obecność. Ostrożnie i bezszelestnie wszedłem do klasy, zerkając przestraszonym wzrokiem na ławki i po chwili aż odetchnąłem z ulgą, bo nikt nie miał jeszcze kartek. Od razu usiadłem z moim przyjacielem, Nedem, który siedział w pierwszej ławce i udawałem, że siedzę tu już od prawie trzech minut.
-Leeds? -zapytała spokojnie rudowłosa nauczycielka, nie podnosząc nawet oczu znad ekranu.
-Jestem. -powiedział głośno mój przyjaciel, po czym spojrzał na mnie wymownie i dodał szeptem. -A ty jesteś, Peter?
Spojrzałem na niego z deczka niezrozumiałe, po czym wygodnie ułożyłem się na twardej ławce. Dopiero teraz poczułem się naprawdę zmęczony. Może te dwie godziny snu to faktycznie za mało?
-Jeszcze tak. -odparłem z uśmiechem, mrużąc przy tym oczy.
Głupie słońce postanowiło sobie akurat świecić na moją ławkę. Skandal!
-Nie wyglądasz za dobrze. -stwierdził nadal cicho, przyglądając mi się uważnie.
-Mhm. -zamruczałem, powoli już zasypiając.
W mojej głowie powoli zaczął formować się świat składający się z samych żelków, pizzy i jednorożców, które były z waty cukrowej, a ja swobodnie biegałem sobie pomiędzy tym wszystkim i jadłem różne smakołyki. Żyć nie umierać.
-Parker? -mruknąłem coś w odpowiedzi, zapominając gdzie aktualnie znajduje się moje ciało. -Parker!
Natychmiast podniosłem głowę do góry i zdezorientowanym wzorkiem spojrzałem na źródło tego nad wyraz wysokiego dźwięku.
-Jestem? -odpowiedziałem niepewnie, ale na szczęście nauczycielka tylko wywróciła oczami i kontynuowała sprawdzanie obecności.
Czyżbym jednak nie miał wpisanego spóźnienia? O mój Bożę, ale się cieszę!
-Co tym razem się działo? -zapytał szeptem mój przyjaciel, gdy ponownie z uśmiechem położyłem się na ławce.
-Spałem dwie godziny.. -odpowiedziałem, starając się nie zamykać oczu.
Wtopą byłoby, gdybym znów dał się zaskoczyć nauczycielce, ale tym razem przy rozdawaniu sprawdzianów. Chociaż, jak się skupię, to potrafię nawet przez sen czuwać, tyle że wtedy nie odpoczywam.
-A wczoraj? -kontynuował swój wywiad Ned z widocznym zmartwieniem w oczach.
Zastanowiłem się chwilę. Dzisiaj mamy środę.. hmm.. w weekend na pewno trochę pospałem.. w poniedziałek spóźniłem się na trzecią lekcję, bo na przerwie słyszałem syreny policyjne. We wtorek zaspałem, bo w nocy siedziałem do trzeciej, czyli trzy godziny snu, a..
-Peter? -zaczepił mnie ponownie Ned, domagając się odpowiedzi.
Człowieku, daj mi pomyśleć! Kurde, strzele pierwszą lepszą liczbę i będę miał spokój.
-A ja wiem, z sześć godzin od poniedziałku. -powiedziałem na odczepne, dając sobie spokój z ponownym liczeniem.
Ciemnowłosy chłopak już miał mi coś odpowiedzieć, ale na moje szczęście nauczycielka go uprzedziła.
-Proszę o spokój, zaczynamy pisać sprawdzian. -poinformowała nas rudowłosa kobieta, zaczynając rozdawać kartki.
-Jeszcze do tego wrócimy, Peter. -odpowiedział mi, po czym jak gdyby nigdy nic wyjął długopis.
Sprawdzian był naprawdę banalny mimo, że nie przepadam za historią. W sumie tematem była pierwsza i druga wojna światowa, a gdy czasem pan Stark wzywa mnie do swojej wieży, to spotykam pana Kapitana Amerykę, który o wiele chętniej ze mną rozmawia. Na przykład w tamtym tygodniu pan Stark wezwał mnie w sprawie jakiegoś chyba gangu, który oddałem w ręce policji i zdenerwowanym głosem dał mi do zrozumienia, że nie powinienem się tym zajmować. Gdy wyszedłem z jego biura, to zaczepił mnie właśnie Kapitan i jakoś tak wyszło, że zaczął mi o tych tematach opowiadać. Słuchałem go oczywiście z nieskrytym podziwem, bo nie dość, że bardzo ciekawie opowiadał, to jeszcze poświęcił mi chwilę. Mi, zwykłem szesnastolatkowi z Queens!
Po wyjściu z klasy pożegnałem się z Nedem, bo teraz mieliśmy informatykę z podziałem na grupy. Niestety nie udało mi się załapać do pierwszej grupy, w której to Leeds się znajduje.
Lekcja minęła szybko, a my spotkaliśmy się ponownie na przerwie obiadowej, na której to dostałem cały wykład na temat tego, jak to łażenie po dachach źle wpływa na moje zdrowie. Tak, Ned już przywykł do tego, że jestem Spider-Manem i nie jara się na każdym kroku tym, że co noc ktoś próbuje mnie zabić. Teraz jest bardziej.. jak mój brat i czasem nawet włącza mu się tryb opiekunki. Nawija wtedy informacjami od wujka Google, jak to mało snu źle, duże ubytki krwi, niezagojone do końca rany źle wpływają na plemniki i inne gówna. Wtedy nie słucham go już i często ewakuuję się jak najszybciej. Dziś pomógł mi dzwonek, oznajmiający ostatnią lekcję.
Tak, oto dziś jest dzień upragniony przez każdego ucznia, w którym to ma się tylko pięć lekcji. Chwała Bogu i chorej matematyczce, dzięki której przepadły nam dwie ostatnie godziny! Więc po przerwie obiadowej oboje ruszyliśmy na chemię, na której to planowałem uzupełnić braki w płynie do sieciowodów. Od zawsze wyróżniałem się nieprzeciętną inteligencją i szybkim zapamiętywaniem informacji, więc kiedy to profesorka po raz kolejny powtarzała, co to są orbitale i jakie powłoki mają atomy, to ja zajmowałem się swoimi, trochę ważniejszymi sprawami.
Siadając w ławce, od razu wyjąłem zeszyt i na jego końcu zacząłem dopracowywać skład płynu. Tu coś usunąć, tu dodać inny składnik, zmienić katalizator reakcji i sieć powinna być jeszcze bardziej wytrzymała. W końcu po piętnastu minutach mogłem wziąć się do roboty i otwierając szafkę, zacząłem mieszać w zlewce składniki z mojego przepisu. Normalnie jakbym ciasto robił. Przez lekką dezorientację spowodowaną zmęczeniem oraz skupieniem nad nową recepturą, nauczycielka prawie mnie przyłapała. I to dwa razy. W takich chwilach dziękuję Bogu za kogoś takiego, jak Ned, który ponownie uratował mi dupę przez mocne szturchnięcie w żebra lub niezły kopniak w nogę.
Po lekcji pożegnaliśmy się i chłopak poszedł w stronę swojego domu, oddalonego o parę przecznic od naszej szkoły, a ja ruszyłem w stronę ciemnego zaułku, by w spokoju rozebrać się ze szkolnych ubrań. Kiedy to mój strój Spider-Mana już całkowicie ujrzał światło dzienne, podrzuciłem plecak do góry i szybkim ruchem przyczepiłem go siecią do ściany. No dobra, czas na mały patrol w południe, potem na szybko lekcje i umówione już od tygodnia kino z ciocią z okazji jej imienin i nocny pa.. jejku, zapomniałbym, muszę po drodze jeszcze czekoladowy tort odebrać! Obejrzałem się w stronę plecaka, gdzie spoczywała odłożona przeze mnie gotówka na ową słodkość i stwierdziłem, że w ciągu tych dwóch godzin nikt nie powinien go zauważyć. Zwłaszcza, że jest na uboczu i w miarę wysoko.
W końcu wzbiłem się do góry i z bananem na ustach podróżowałem między wysokimi wieżowcami, upewniając się, że ulice Nowego Yorku są bezpieczne. Jedna dzielnica, druga przecznica i tak w kółko. Po dwóch godzinach bilans moich akcji był taki, że przeprowadziłem staruszkę przez ruchliwą ulicę, złapałem złodzieja rowerów i połaziłem trochę po sznurku na pranie. Nic ciekawego.
Wracałem w stronę szkoły, by móc zabrać plecak i zwinąć się już do domu, gdy nagle przeszło delikatne mrowienie wzdłuż karku, które sygnalizowało zbliżające się zagrożenie dla mnie lub kogoś mi bliskiego. Pajęczy zmysł jeszcze nigdy mnie nie zawiódł, więc szybko rozejrzałem się dookoła i zdałem sobie sprawę z tego, że jestem na ulicy, na której to mieszka Ned. Kierowany przeczuciem, skoczyłem z dachu jakiegoś trzypiętrowego budynku i wylądowałem na ulicy. Spojrzałem w swoją prawą stronę i zauważyłem zbliżającą się katastrofę, przed którą ostrzegał mnie pajęczy zmysł. Wielki, prawie dziesięciometrowy tir, który rozpędzony jedzie w stronę najtłoczniejszego w tym mieście chodnika.
-Spidey? -usłyszałem za sobą lekko ochrypły głos przyjaciela.
Szybko spojrzałem w jego stronę i spostrzegłem, że niósł reklamówkę z ulubionymi ciastkami cioci May. Czy on.. chciał zrobić jej i jednocześnie mi niespodziankę? Jak miło.
Po chwili pajęczy zmysł znów dał o sobie znać, a ja właśnie w tej chwili uświadomiłem sobie w jakie gówno wpadł.. wpadli ci wszyscy, którzy aktualnie tędy przechodzą.~1728~

CZYTASZ
I'm so tired
Fanfiction"Wszedłem do pokoju i chwiejnym krokiem skierowałem się w stronę pożółkłego materacu, który kuł nie wiadomo czym w plecy, gdy się na nim leżało. Jak tak dalej pójdzie, to po prostu się wykończę, chociaż.. może dla świata oraz dla mnie to i lepiej? N...