Szkoła.
Co myślisz słysząc słowo szkoła?
Przyjaźnie na długie lata. Czas spędzony tak samo nad serią średnio przydatnych rzeczy, jak nad pasjami dodającymi ci skrzydeł. Wyrywanie sobie włosów z głowy, mając wrażenie, że oblanie testu jest równoznaczne z końcem wszechświata. Wymykanie się na imprezy. Wymyślanie lewych zwolnień z PE. Unikanie facetki od matmy. Palenie pierwszych papierosów za budynkiem, w obawie, że zaraz któryś z nauczycieli pojawi się niezauważony, zadzwoni do rodziców i nie pograsz na konsoli do pełnoletniości. Wycieczki, podczas których bardziej skupiasz się na czasie spędzonym w pokoju z kumplami, niż nad rzeczami, które miałeś tam zobaczyć. Zawody, apele, inicjatywy, koła zainteresowań i upragnione wakacje.
W szkole publicznej Każdej Jak Wszystkie Inne, gdzieś po jednej ze stron East River w Nowym Jorku, byłem raczej przeciętnym uczniem. Nie odznaczałem się szczególnie. Przychodziłem tam raczej w porę, z bólem istnienia ściągając słuchawki, w których grał klasyczny rock. Moje przetarte trampki piszczały przy spotkaniu ze świeżo umytym od dziewiątej korytarzem, tak jak piszczały trampki innych uczniów. Miałem zwyczajne oceny, pozwalające zdać każdy rok. Miałem auto pożyczone od starszego brata. Ulubioną, granatową bluzę. Swoje miejsce na ławce rezerwowych w drużynie futbolowej. Upatrzony stolik na stołówce. Paczkę przyjaciół, kaca moralnego, brak szczególnej perspektywy na dalsze życie i skłonności do podporządkowywania się bardziej ekstrawertycznym jednostkom.
Nie lubiłem swojej edukacji na tyle, by chcieć dalej ją kontynuować, na przykład studiując. Spójrzmy prawdzie w oczy, na zajęciach z chemii czytałem książki pod ławką, mając nadzieję, że nie zasnę tylko i wyłącznie dlatego, że wciągnie mnie Sherlock. Na zajęciach z algebry interpretowałem wiersze Puszkina, uznając że skoro nie zrobiłem tego w domu, zrobię to wówczas, więc chociaż na angielskim będę mógł błysnąć jakąkolwiek wiedzą.
Właściwie to była moja rzecz kiedyś. Bycie gramatycznym i ortograficznym dyktatorem, wysoki wzrost, chude nogi, kolczyk w dolnej wardze oraz... Umawianie się z najpiękniejszą, najbardziej lubianą i najbardziej zapatrzoną w siebie dziewczyną w szkole publicznej Każdej Jak Wszystkie Inne.
O ile sam z siebie niekoniecznie lubiłem zwracać uwagę wszystkich, moi najlepsi kumple i moja dziewczyna wręcz się w tym pławili, dając sobie przeświadczenie, że należą do jakiejś elity, która może sobie pozwolić na wywijanie się od konsekwencji z na przykład wagarowania, czy picia małpek podczas potańcówek.
Calum Hood był w tym mistrzem, naprawdę. Grał pierwsze skrzypce gdziekolwiek by się nie pojawił. Miał dobrą gadkę, żadnych oporów przed wyrażaniem własnej opinii i rzeźbę greckiego bóstwa. Kiedy na meczach futbola zdejmował koszulkę, przypominał Dawida, który właśnie zwyciężył z Goliatem.
Chwilę później na murawę wychodziła orkiestra, gdzie na flecie swoją solówkę prezentował mój drugi przyjaciel – Ashton Irwin, cały czerwony, zapowietrzony, z masywnymi okularami na nosie.
Trzeci mistrz – Michael Clifford próbował opchnąć dragi na trybunach, ze swojej skórzanej kurtki, a gdy ktoś nie był przekonany do ich zakupu, Crystal Leigh, to znaczy wielka, nieodwzajemniona miłość Mike'a i również nasza przyjaciółka, zachęcała go do tego mrugając niewinnie oczami.
Zastanawiacie się gdzie jestem ja, co?
Cóż, ja to znaczy Luke Hemmings, leżę właśnie na boisku twarzą do ziemi, bo strzelając decydującego gola, Calum przypadkiem popchnął na mnie przeciwnika i to był pierwszy raz w życiu, kiedy fizycznie poczułem, że mam niektóre organy.
Moja dziewczyna, Mia bez nazwiska, bo nie chcemy nikogo oczerniać, stanęła na szycie piramidy, wzniesionej nie przez kosmitów slash Egipcjan, a przez pozostałe cheerleaderki i zamachała pomponami na cześć zwycięzcy.
Ten obrazek, a raczej to zdjęcie jest doskonałym podsumowaniem moich szkolnych zmagań, które bywały burzliwe, dlaczego więc, zapytacie, coś mnie pogięło i postanowiłem po latach wrócić na stare śmieci?
Cóż, na mój charakter rzuca się parę masochistycznych składowych, dlatego mając dwadzieścia sześć lat, dyplom, podyplomówkę i praktyki... Musiałem chcąc nie chcąc wstać na budzik o siódmej czterdzieści w poniedziałek, przekląć życie i udać się ponownie do Szkoły publicznej Każdej Jak Wszystkie Inne. Z bólem serca próbowałem uwierzyć, że robię coś dobrego i potrzebnego, wbijając w osiemnastoletnie mózgi pozycje literatury pięknej, ale spójrzmy prawdzie w oczy... Spójrzmy na zdjęcie, które wam pokazałem.
Czy którakolwiek z opisanych osób, prócz idioty z twarzą w murawie mogłaby chcieć przebrnąć przez dzieła Homera, albo Kanta?
Nie oceniajmy po okładkach, bo ta okładka jest szara i nie ma w sobie nic porywającego... Ale nie wszystko musi być porywające i nie wszystko musi być takie jakim się wydaje.
Jestem uczniem, który zlewał ciepłym moczem edukację, a teraz sam stał się jej trybikiem od drugiej strony.
Jestem dorosłym facetem i właśnie idę do szkoły, którą w mękach sam skończyłem. Chociaż bardzo chciałbym móc wziąć nieprzygotowanie.
___________________
Saint Motel - For Elise
Cóż... Tak, postanowiłam napisać z Karoliną romans nauczyciela i uczennicy, bo przecież cofam się w rozwoju xd A tak prawdę mówiąc, mamy na to jakiś pomysł. Mamy całkiem fajne rzeczy do przekazania i myślę, że to może być ciekawe.
Jakby, wiecie, że ja lubię dotykać oklepane tematy i pisać je po swojemu, to jest własnie moja rzecz i charakterystyka mojej koncepcji na to konto wattpadowe cri
Więc mam nadzieję, że jesteście ciekawi i chcecie poznać tę typową, a może niekoniecznie bajeczkę.
Póki co pojawił się prolog. Później dostaniecie spis treści z soundtrackiem, jak to się dzieje na moich "ważniejszych" książkach, a potem będę raz w tygodniu wrzucała parta. Umówimy się na jakiś dzień czy coś.
Zobaczymy jak to wyjdzie, jeszcze nie wiem kiedy start.
Ale i tak zachęcam was do słuchania muzyki, którą wrzucam do rozdziałów, może akurat okaże się, że poznacie jakąś fajną piosenkę. Ogólnie jakby wam się jakaś muzyka kojarzyła z jakimś rozdziałem to dawajcie śmiało xd
All the love, boo x
CZYTASZ
american novel {hemmings} ✓
Fanfiction"Patrząc na rodziców Iris Martin, jako nauczyciel, albo raczej jako człowiek, uświadomiłem sobie parę prostych faktów dotyczących życia. Po pierwsze - biedna cheerleaderka. Po drugie - pieniądze zdecydowanie piorą mózgi bardziej niż gry wideo. Po tr...