19. Gdzie pan taką młodą wyrwał?

4.6K 442 200
                                    

- Iris skup się, gdzie jesteśmy? – zapytałem próbując się nie zdenerwować, podczas gdy odrobinę spanikowana nastolatka uderzała swoim długim, pomalowanym paznokciem o ekran telefonu.

- Nie piekl się, dobra? Jest szansa, że wpisałam tę wiochę, ale w jakimś innym stanie i właśnie tam jedziemy.

Wydałem z siebie jęk pełen zrezygnowania, bardziej napierając na oparcie fotela. Była bardzo słoneczna sobota, a my tak jak się umówiliśmy, wybraliśmy się w podróż na pobliską farmę, bym mógł dokonać adopcji małego psiaka.

Podjąłem tę decyzję z nadzieją, że taki zwierzak zapełni pustkę w moim sercu po odejściu Michaela, poza tym fajnie było czuć czyjeś ciepło podczas snu, a dodatkowe obowiązki mogłyby zająć moje myśli, bym przestał aż tak obsesyjnie odliczać do osiemnastki Iris.

Podczas pierwszego tygodnia naszych oczekiwań, wcale nie było tak źle. Miałem naprawdę sporo na głowie, bo musiałem posprawdzać wszystkie testy oraz prace pisemne, które zadałem. Unikaliśmy się dość mocno w szkole, załatwiając sprawy studniówki mailowo, żeby nie dać Emmie więcej powodów do węszenia, chociaż gdy tylko usłyszałem plotkę, iż pani Beatrice postanowiła wrócić z sanatorium wcześniej, aż odetchnąłem z ulgą i żywiłem szczerą nadzieję, że rodzice Iris zajęli się na jej prośbę nową, nieznośną chemiczką.

W piątek zachowywaliśmy się wobec siebie względnie normalnie, chociaż na dobry początek nauki wymieniliśmy dość czuły uścisk, zjedliśmy wspólnie kolację, a później zabrałem się za tłumaczenie dziewczynie problematyki kolejnej lektury. Aby trzymać ręce przy sobie, zgodnie uznaliśmy, że dobrym pomysłem jest, by naprawdę pojechała do Scotta, zamiast znów zostawać u mnie na noc, więc jeszcze raz uścisnęliśmy się czule, tym razem to ja dostałem buziaka w policzek i rozstaliśmy się bez większej winy.

Wiedząc gdzie jedziemy, oboje ubraliśmy się wygodnie i niezobowiązująco. Iris miała na sobie zwyczajne jeansy, różową bluzę, tylko odrobinę podkładu na policzkach i włosy zaplecione w dwa francuskie warkocze. Zamiast ulubionych obcasów, wsunęła na nogi trampki pod kolor bluzy. Ja tym czasem ubrałem granatową koszulkę, czarne spodnie, trochę cięższe buty, jakbym musiał przypadkiem chodzić po błocie, ale i tak wyglądałem mocno wczorajszo, bo przez dużą ilość pracy, od tygodnia nie zgoliłem zarostu.

Iris przeżywała coś wyjątkowego patrząc na mnie z brodą, nie wiedziała czy jej się to podoba, czy nie, uznała, że musi się przyzwyczaić, a potem mi powie, czy powinienem się ogolić. Oczywiście, skoro nasza relacja wskoczyła na taki poziom, chyba musiałem przywyknąć do tego, że będę zobligowany respektować opinię dziewczyny na temat mojego wyglądu, bo dla niej takie rzeczy były ważne.

- Dawaj mi to, jakim cudem masz szóstkę z geografii. Tak, sprawdzam twoje oceny. – Przewróciłem oczami teatralnie, zabierając jej Iphona i wyśrodkowałem mapę. – Nie jedziemy do innego stanu na twoje szczęście, tylko został nam ostatni zakręt. – Włożyłem telefon w uchwyt, uznając że jest jeszcze gorszą nawigacją, niż ja jestem matematykiem.

- Oj, no dobra, po prostu mnie stresujesz. – Prychnęła odrobinę urażona.

- A co się stało z „przy nim czuję się bardziej komfortowo". – Sparodiowałem głos Iris, za co mocno uszczypnęła mnie w udo. – Spłoniesz w piekle.

- To się tam spotkamy. – Puściła mi oczko.

Rzeczywiście po paru minutach dojechaliśmy do niewielkiego, uroczego gospodarstwa, które ogrodzone było drewnianym płotkiem. Obok budynków gospodarczych stał stary pick-up, gdzieś w oddali jakieś maszyny rolne, a gdy zatrąbiłem z domu wyszedł starszy facet ubrany w typowe gumiaki i ogrodniczki. Iris aż zamrugała wolniej. Wyglądała na taką, która nigdy w życiu nie była na wsi.

american novel {hemmings} ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz