8. "O, dziś udupię Iris!"

4.8K 434 129
                                    

Patrząc po ilości kartkówek do sprawdzenia, które miałem, jednego wieczoru naprawdę wpadłem na pomysł, aby przepytywać uczniów na wyrywki przy tablicy. Właściwie to był jedyny sposób, aby dostali swoje oceny, a ja nie musiałbym zabierać później ich prac do domu, zatem wszyscy zadowoleni.

No niekoniecznie, bo na początku swojej kadencji w Szkole Publicznej Takiej jak Wszystkie, obiecałem sobie, że nie zostanę tym zwyrodnialcem, do którego na lekcje nikt nie chce przychodzić, ze strachu przed przemaglowaniem. Mimo wszystko nadszedł moment, gdy musiałem podjąć tę decyzję, aby się nie zajechać, a przy okazji spełniać wymagania dyrekcji.

Uczniowie patrzyli na mnie jak na zdrajcę, gdy zamiast „wyciągamy karteczki", usłyszeli „do odpowiedzi przyjdzie". Na szczęście mieli swojego bohatera, to znaczy Scotta, który by uratować grupę, zgłaszał się na ochotnika. Po pierwszych trzech razach, musiałem jednak wybrać kogoś innego.

Długo walczyłem z myślami, by podjąć tę decyzję. Z jednej strony mógłbym pogrążyć Szmatta, ale nie chciałem widzieć się z nim w szkole letniej, to samo Caroline. Gdyby jeszcze zaczęła się ślinić do mnie przed tym biurkiem, moje obrzydzenie sięgnęłoby apogeum.

Pozostali robili błagalne miny, ukrywali się za książkami, unikali mojego wzroku i zastanawiałem się czy naprawdę tylko Scott uczy się na moje zajęcia.

Była jeszcze Iris. Ona musiała się uczyć, bo robiła to ze mną w piątkowe wieczory. Zagadnienia z lektury przerobiliśmy... Bardzo chciałem dać jej piątkę, nie dlatego, że nagle zaczęło mi zależeć na jej średniej, ale dlatego, że trochę bałem się konfrontacji z państwem Martin, gdyby okazało się, że korki nic nie dają, a ona jest uparta jak osioł.

Nie mogła też dostawać ocen za nic, bo jednak musiała zdać egzaminy...

Zanim w ogóle wszedłem do klasy, słyszałem szepty wśród nastolatków, którzy powtarzali między sobą, że nie mam dziś humoru, więc pewnie będzie rzeź. Zabawne, że im nic nie umyka. To fakt, nie miałem humoru, bo przez weekend dowiedziałem się, że mój starszy brat, człowiek sukcesu i oczko w głowie mojej mamy przyjeżdża do Nowego Jorku, a miło by było, gdybym ugościł ich u siebie, jak uznała Liz, więc następną niedzielę, zamiast spędzać na robieniu niczego, miałem poświęcić ładnemu uśmiechaniu się do swojej rodziny. Poza tym nagle dotarło do mnie, że nie będę mieszkał z Michaelem przez wieczność, bo chłopak wraz ze swoją przyjaciółko-dziewczyną obwieścił, iż wpadli i spodziewają się dzidziusia. To dość mrożąca krew w żyłach informacja dla dorosłego, trochę samotnego faceta, ze świadomością, że fajnie byłoby się w końcu jakoś ustatkować... Spędziłem zatem ostatni czas na myśleniu o własnym życiu, co nigdy nie kończy się dobrze. Byłem trochę dobity, chociaż cieszyłem się, że pomiędzy Mikiem i Crystal naprawdę zaczęło się układać, poza tym wreszcie przyznali się do oczywistego, to znaczy, że kochają się nad życie.

Miłość jest przereklamowana... I droga.

Nie zamierzałem więc irytować się na niewiedzę uczniów, bo wbrew pozorom nie lubiłem wpisywać jedynek. To wiązało się z późniejszymi karawanami niezdanych licealistów, proszących mnie o drugą szansę...

Wchodząc do klasy wtorkowego popołudnia, otworzyłem okno i zasiadłem na biurku, mierząc ustawionych, zestresowanych uczniów wzrokiem. Byli śmieszni tacy przerażeni, a ten wniosek świadczy o tym, że naprawdę zaczynam się starzeć, bo sam kiedyś byłem taki przerażony i to całkiem nie tak dawno... Na początku przygody z nauczaniem umiałem im jeszcze współczuć, wówczas mnie trochę bawili, bo ocena z odpowiedzi ustnej wcale nie ważyła na ich życiu. To była tylko... Ocena. Cząstkowa. Mało znacząca. Później się dopiero zacznie, wypierdki, będziecie drżeć ze strachu, czy nie zestarzejecie się samotnie, albo czy będziecie mieli za co zapłacić czynsz, nim wykończy was reumatyzm...

american novel {hemmings} ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz