Nie mam pojęcia jakie zło, z jakiej religii na świecie podkusiło mnie, żebym się na to zgodził, naprawdę. To nie tak, że zarabiałem żałośnie mało - zarabiałem tyle, żeby ze spokojem utrzymać siebie, samochód i w ewentualności Michaela. Nie żyłem na jakimś specjalnie wysokim standardzie, ale starczało mi na wszystko czego potrzebowałem. Mogłem pozwolić sobie na płacenie za dziewczynę w restauracji, na większe zakupy spożywcze, na wejście do klubu w piątek wieczorem... Tak, wiem, jestem nauczycielem, my też chodzimy do klubów.
Ale coś mnie pogięło i uznałem, że spędzanie, no właśnie, piątkowych wieczorów w towarzystwie wyjątkowo irytującej uczennicy, to właśnie to co zamierzam robić przez następne miesiące, aż do napisania przez Iris egzaminów.
Rządza pieniądza jednak jest silna, ciekawe czy sam zabiłbym króla dla korony... Możliwe, chociaż pewnie skończyłbym myjąc ręce do pozbycia się naskórka, jak to się stało z Lady Makbet, bo wcale nie jestem aż tak silny psychicznie, jakby się mogło niektórym wydawać.
W takim razie mieliśmy zaplanowane już dla siebie spotkanie, które oczywiście miało odbyć się u mnie w mieszkaniu, czego niekoniecznie chciałem, ale uznałem, że lepiej będzie kiedy ona przyjdzie do mnie, bo jak zaczniemy kombinować, żeby spotkać się gdzieś na mieście, to w końcu wyjdzie na jaw, jak we Friendsach romans Rossa i jego studentki, więc ze strachu, że dyrektor, jakiś inny nauczyciel, albo uczeń nas przyłapie, po prostu podałem Iris swój adres smsem. Pewnie na dniach będę bezdomny, bo w akcie desperacji podłoży mi ogień.
Tydzień minął nam... zwyczajnie, na zajęciach oglądaliśmy film, a ja spałem. Później rozmawialiśmy o filmie, a raczej grupa rozmawiała, a ja słuchałem ich wypowiedzi i cieszyłem się, że mogę ze spokojem skupić się na sprawdzaniu prac, żeby w domu tego nie robić.
Ale w piątek wieczór, tak pomiędzy osiemnastą, a dziewiętnastą - dostałem nagłej ochoty na doznanie samozapłonu. Psioczyłem i jęczałem Michaelowi już od samego rana, że wcale tego nie chcę i musiałem przez to odwołać randkę, ale Mike kazał mi myśleć o forsie.
Od razu po powrocie, a skończyłem równo w południe, mogłem porobić kompletnie nic. Właściwie cały dzień ułożyłem sobie pod to nieszczęsne spotkanie, bo ciągle przeklinałem w myślach, że to musi się wydarzyć. Aż zadzwoniłem do mamy jej ponarzekać, bo wszyscy inni byli zajęci. Ostatecznie jednak Liz kazała mi się ogarnąć i przyjąć Iris jak gościa, a nie robić wstyd, bo to ja jest odpowiedzialnym dorosłym i mam się jak dorosły zachowywać. Typowa mama.
Więc z bólem serca posprzątałem mieszkanie i kupiłem pączki, a kiedy prawie wybiła godzina apokalipsy, wszedł jeszcze Michael, zatem właściwie gdy Iris stała w drzwiach z zamiarem zadzwonienia do nich, ja siedziałem na kanapie z kawą, oglądałem w telewizji Jak poznałem waszą matkę, a Mike wychodząc znów, do kolejnej pracy, właśnie przed drzwiami zastał dziewczynę.
- Skarbie, twój gość przyszedł! - zawołał do mnie złośliwie.
- Idź już sobie, Clifford. - Wywróciłem oczami i podszedłem do drzwi. - Cześć, Iris, nie słuchaj go, zawsze tak mówi, gdy ktoś przychodzi, to mój współlokator, nie chłopak, dla jasności.
- Jasne, jasne, w nocy mówiłeś coś innego.
- Powiem Crystal, że mnie podrywasz i skończy się twoje romansowanie, nieromansowanie. - Zrobiłem znaczącą minę.
- Dobra, dobra, luźno, to tylko żarty. Podasz mi fajki?
Rzuciłem Cliffordowi jeszcze papierosy, a potem zamknąłem za Iris drzwi z ciężkim westchnieniem. Tego mi jeszcze brakowało, żeby później cała szkoła dochodziła czy mam kochanka, czy go nie mam.
CZYTASZ
american novel {hemmings} ✓
Fanfic"Patrząc na rodziców Iris Martin, jako nauczyciel, albo raczej jako człowiek, uświadomiłem sobie parę prostych faktów dotyczących życia. Po pierwsze - biedna cheerleaderka. Po drugie - pieniądze zdecydowanie piorą mózgi bardziej niż gry wideo. Po tr...