18. Mała, wredna, atrakcyjna i inteligentna zołza

5K 472 419
                                    

            Po sytuacji z dyrektorem, którą Iris przeżyła wyjątkowo emocjonalnie, spodziewałem się, że obie – i Emma, i nastolatka odpuszczą. Jednak nie wszystko jest takie proste, jak się okazuje, zwłaszcza w odległym świecie upartych kobiet, które weszły na ścieżkę wojenną, w sumie bez szczególnego powodu.

Bo spójrzmy prawdzie w oczy, czego mogła chcieć pani Smith? Wyładować swoje negatywne emocje związane z traumami licealnymi? Jeżeli miała problem ze swoimi osobistymi Reginami George, powinna rozwiązać go właśnie z nimi. Iris nie zrobiła jej nic. Przynajmniej tak mi się wydaje, chociaż słyszałem wśród innych uczniów, że dziewczyna wszelkie złośliwe, negatywne i obraźliwe wręcz komentarze, zachowujące się w granicach rozsądku, ze mnie, przeniosła na Emmę. To mogło nieźle wyprowadzić z równowagi, ale decydując się na zawód nauczyciela, powinna liczyć się z tym, że nie będzie zawsze miło i przyjemnie.

Gdy natomiast dostałem smsa od Iris, na szczęście bądź nieszczęście środowego wieczoru, że w piątek spotkamy się w zupełnie innych okolicznościach, przeszedł mnie dreszcz. Rzeczywiście, dyrektor potwierdził, iż pani Smith chce rozmawiać z Iris oraz jej rodzicami, a ja mam być uczestnikiem całego tego cyrku na kółkach, ponieważ dziewczyna czuje się pewniej w moim towarzystwie, poza tym znam sytuację i na pewno zostanie poruszony temat wycieczki.

Mimo wszystko cały dzień chodziłem jak na szpilkach. Dziwnie mi było z myślą, że spojrzę w oczy państwa Martin, z pełną świadomością, iż z uporem maniaka czekam na osiemnastkę ich córki. Nie przemyślałem jeszcze takich rzeczy. Póki co skupiałem swoje myśli wokół naszych podstawowych problemów, ignorując ewentualne kwestie właśnie rodziców, czy tego, jak właściwie ta relacja miałaby funkcjonować.

Dlatego ponownie dostałem kubłem zimnej wody na łeb i liczyłem, iż ten stan utrzyma się dłużej, bo gdyby tylko pojawiła się możliwość, w której oboje przestalibyśmy to czuć... Chyba stalibyśmy się najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Albo najbardziej rozczarowanymi. Nieważne.

Kiedy Emma weszła do sali, zmierzyłem ją z lekkim politowaniem. Wcale nie miałem ochoty na wysłuchiwanie zażaleń kobiety, zwłaszcza że one w żadnym stopniu nie powinny dotyczyć mnie. Jednakże ona wyglądała na całkiem pewną, co odrobinę wzbudziło we mnie poczucie niepewności, ale wciąż, bardziej niż się jej bałem, byłem nią zażenowany.

- Co ty w ogóle chcesz osiągnąć, hm? – zapytałem, siadając za biurkiem. Emma zajęła swoje miejsce obok mnie, przysuwając sobie krzesło.

- Luke, ty nie wiesz jaka ona jest okropna.

- Wiem, była dla mnie okropna, póki nie porozmawialiśmy jak dorośli ludzie, bez odstawiania żadnych szopek. Może sama nie potrafisz wyznaczyć granic?

- Z Iris się tak nie da. Ona tak patrzy... Poza tym non stop mnie poprawia...

- Powinnaś się cieszyć, że jest zaangażowana i wyłapuje twoje błędy.

- To nie zawsze są błędy, czepia się do mało istotnych pierdół, ja naprawdę nie wiem dlaczego stajesz po jej stronie... Nie widzisz tego, jak owija sobie wszystkich wokół palca?

- Emma, to jest uczennica. Nie twój nemezis, masz ją nauczyć chemii, tyle. To nie jest takie głębokie.

- Taa, dzięki, że tu przyszedłeś.

- Przyszedłem, bo zostałem o to poproszony przez dyrektora.

Bałem się co z tego wyniknie i co Emma powie państwu Martin, bo jeśli powiedziałaby za dużo... Mogłyby powstać realne problemy. Serce podchodziło mi do gardła, ale udawałem, że wcale nie, że to się nie dzieje i że jestem zrelaksowany, jak świątynia medytujących, tybetańskich mnichów.

american novel {hemmings} ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz