Do końca tygodnia uświadczyłem się w fakcie, że Iris jest albo mocno zazdrosna, albo dla zabawy próbuje utrudnić Emmie życie. I z niewiadomych przyczyn ja stałem się centrum rozładowania emocji dla jednej, jak i dla drugiej. Nauczycielka chemii przychodziła do mnie na przerwach, mówiąc, że Iris Martin ją onieśmiela, znieważa, patrzy na nią jakby chciała dokonać egzekucji, poza tym nie może pozwolić sobie na żadne nawiązanie pozytywnej relacji z uczniami, przez złośliwe docinki nastolatki. Ta druga przewracała oczami, nagminnie wypowiadała imię nowego obiektu obelg w sposób wyjątkowo groteskowy, parodiowała ją i każdy moment, gdy zasiadaliśmy sam na sam przy temacie studniówki, wykorzystywała, by móc wyrazić swoje niezadowolenie faktem, że Emma w ogóle istnieje.
Nie byłem świadkiem ich sprzeczek na zajęciach. Nie mogłem tym samym poprzeć, ani potępić żadnej ze stron, jednak naprawdę grubo zastanawiałem się nad tym, w czym jest problem? Bo przecież nic się nie stało. Iris tak zwyczajnie weszła do mojej sali poniedziałkowego popołudnia i postanowiła sobie, że jej właśnie będzie nienawidzić.
Może potrzebowała jakiegoś nauczyciela, z którym będzie się spinać i nad którym wyrazi swoją wyższość? Może... Rzeczywiście uznała, że skoro Emma jest względnie atrakcyjna i mniej więcej w moim wieku, nagle zacznę się z nią spotykać, a gdybym zaczął się z kimś spotykać, ta niepoprawna relacja między nami przestanie mieć prawo bytu?
Koniec końców widząc dziewczynę czerwoną na buzi ze złości, gdy weszła do mojej klasy podczas przerwy obiadowej, kiedy ze spokojem oglądałem Brickleberry, niemal nie spadłem z ławki, bo przypominała uosobionego, wyjątkowo seksownego, diabła prosto z piekła, który przybył na ziemię siać wszechogarniające zniszczenie.
- Czy ty wiesz co ta wywłoka zrobiła?! – zapytała, rzucając mi jakiś świstek. Zmarszczyłem czoło, wyglądając w stronę drzwi, by sprawdzić czy aby na pewno Iris je domknęła, na szczęście dbała o prywatność, by zwracać się do mnie na „ty", albo ze spokojem ducha zakląć.
- Cześć, Iris, masz śliczną spódniczkę, nowa? – Siliłem się na uśmiech.
Nie wiem co stało się z tą relacją, naprawdę. Pojawienie się Emmy spowodowało w Martin nagłą potrzebę spędzania ze mną więcej czasu, więc albo znaczyła teren, albo w rzeczy samej oszalała na punkcie studniówki i tu wcale nie chodziło o mnie.
- Tak, kupiłam na poprawę humoru, dzięki – prychnęła, zakładając ręce na piersiach. – Zobacz.
Rozprostowałem kartkę, która okazała sprawdzianem nastolatki, a na nim widniała trója. Zmarszczyłem czoło. Pani Smith zaznaczyła dokładnie jakieś fragmenty, prosząc o rozwinięcie odpowiedzi, albo stawiając znaki zapytania. Iris nie miała błędów, jedynie niepełne zdania.
- Powiedziała mi... - zaczęła, nim zdążyłem w ogóle otworzył usta – że ona nie rozumie moich skrótów myślowych, że bazgrzę, a nie jestem lekarzem, że ta praca nie zasługuje nawet na czwórkę, a ja zawaliłam dwie noce, bo przygotowałam się na ewentualność nękania. – Iris chodziła po klasie, wymachując nerwowo rękoma. – Luke, to jest mobbing, mogę ją pozwać? Oho, tak ją pozwę, że się nie wypłaci, szmacisko...
- Hej, nie znam się na chemii, ale może rzeczywiście nie napisałaś tyle, ile trzeba? Chciałbym ci jakoś pomóc, jednak nie mam żadnej mocy sprawczej na tym polu, bo nie umiem powiedzieć, czy masz rację, czy ona ma rację.
- Ale jasne, że ja mam rację, Hemmings! – Podeszła do mnie bliżej, wystawiając swój długi paznokieć w moją stronę. – Pani Beatrice zawsze zaliczała mi takie rzeczy, ta cała Emma. – Użyła oczywiście prześmiewczego, nosowego, zawyżonego tonu. – Może mi naskoczyć, bo możemy powiedzieć wszystko o Wielkiej i Nieśmiertelnej, ale oceniała według klucza z egzaminów, nie według swojej niedowartościowanej, tłustej pizdy.
CZYTASZ
american novel {hemmings} ✓
Fanfiction"Patrząc na rodziców Iris Martin, jako nauczyciel, albo raczej jako człowiek, uświadomiłem sobie parę prostych faktów dotyczących życia. Po pierwsze - biedna cheerleaderka. Po drugie - pieniądze zdecydowanie piorą mózgi bardziej niż gry wideo. Po tr...