ten rozdział jest niesprawdzony, więc za to przepraszam x
Po felernej, niedzielnej sytuacji, którą mam zwyczaj nazywać „kryzysem Blue Velvet", nie kontaktowałem się więcej z Iris Martin. Rano obudziłem się z dość sporym kacem, ale to nie był tylko kac alkoholowy, bardziej... Moralniak. Przez pierwsze dziesięć minut poniedziałku, leżałem po środku łóżka, na wznak, wpatrując się beznamiętnie w sufit, z nadzieją, że tam znajdę rozwiązanie na wszelkie problemy, jednak ono nie nadchodziło, a ja z minuty na minutę byłem coraz bardziej spóźniony do pracy. W końcu jednak musiałem wstać, wziąć zimny prysznic i komunikacją miejską dotrzeć na miejsce.
Przez cały dzień puszczałem grupom film, z nadzieją, że nie zorientują się co mnie trapi. Z drugiej strony, gdyby wiedzieli, że odchorowuję weekend to nie byłoby takie złe, ale miałem coraz więcej wątpliwości dotyczących racji bytu moich korków z Iris, ponieważ ta relacja, zaczynała robić się niebezpieczna.
Mimo wszystko, po długiej walce z samym sobą, uznałem, że może powinniśmy po prostu udawać, że nic się nie dzieje i że wszystko jest na porządku dziennym. Dlatego o ile na początku tygodnia patrzyliśmy po sobie dość dziwacznie, tak w jego trakcie to zaczęło się rozpływać, niby temat nie istniał, bo żadne z nas nie chciało, by zaistniał tak na poważnie. Nie mieliśmy większych interakcji. Ja pytałem innych uczniów, nastolatka utknęła w „swoim świecie", więc planeta Ziemia nie zbliżała się ku wybuchowi. Przynajmniej taką miałem nadzieję i wiem, że Iris również.
I tak to się ciągnęło właściwie do piątku, gdzie wiedzieliśmy, że będziemy musieli się spotkać, ale póki co jeszcze nie rozmawialiśmy na ten temat, chociaż już miałem okazję zapytać ją o coś na zajęciach, tak gdzieś w środę, dla niepoznaki, ona odpowiedziała i oboje mydliliśmy sobie oczy, że jest w porządku. Ale niby czemu miałoby być nieporządku?
Okej, teraz tak całkiem serio. Zwyczajnie porozmawialiśmy. Nie zrobiliśmy nic wybitnie złego, na cholerę, Calum przespał się kiedyś z uczennicą, a ja przeżywam?! Może jestem trochę panikarzem, ale czasem lepiej dmuchać na zimne.
Czasem jednak myślałem nad tym jak Iris może odbierać tę relację. Byłem po ludzku ciekawy, czy ona... Widzi to? Albo ignoruje? Albo cokolwiek? By nie oszaleć, uznałem, że nie powinienem rozkładać tego wszystkiego na czynniki pierwsze. Poświęcałem więc uwagę ciężarnej Crystal i dumnemu Michaelowi, nawet pograłem z Calumem w fifę od czasu do czasu, a nie znoszę piłki!
Koniec końców, w piątek na przerwie obiadowej, siedziałem w swojej klasie, zajęty kompletnym niczym, jedząc jakąś chamskosłodką bułkę. Na rzutniku włączyłem Paradise PD, śmiałem się z niewybrednych, obrzydliwych żartów i nalewałem cukier większą ilością cukru, w postaci coli.
Jestem wzorem do naśladowania – kształcę młode umysły! Nie róbcie tak, serio.
Mój święty spokój zburzył nie jak się okazało mem wysłany przez Ashtona na grupę, tylko uczennica, która zapukała do sali, wchodząc niepewnie, gdy skinąłem, by się nie krępowała. Zatrzymałem odcinek.
Nie znałem tej dziewczyny zbyt dobrze. Nie rzucała się w oczy. Była wyjątkowo skromna, niewinna, normalna chciałoby się rzec. Aby zatuszować niepamięć do imienia nastolatki, dojadłem słodycz, machnąwszy ręką, by zaczęła.
- Bo Iris Martin chciała z panem rozmawiać...
Zmarszczyłem czoło, wycierając dłonie o ręcznik papierowy.
- Okej, to niech przyjdzie. – Trochę mnie zdziwił ten komunikat.
- Nie no, pan by musiał pójść ze mną...
CZYTASZ
american novel {hemmings} ✓
Fanfic"Patrząc na rodziców Iris Martin, jako nauczyciel, albo raczej jako człowiek, uświadomiłem sobie parę prostych faktów dotyczących życia. Po pierwsze - biedna cheerleaderka. Po drugie - pieniądze zdecydowanie piorą mózgi bardziej niż gry wideo. Po tr...