W swoim życiu miałem parę niezaprzeczalnych wartości, którymi kierowałem się zawsze i wszędzie, ponadto nie istniała opcja, iż zrobię cokolwiek wbrew nim.
Jeden – zawsze wyglądaj z klasą.
Dwa – jeżeli nikt nie widział, to nie twoja wina, a jeżeli widział? Niech ci to udowodni.
Trzy – dzwony to zbrodnia przeciw modzie.
Cztery – walcz o przyjaciół, choćby wpadali na najgłupsze pomysły tego świata.
Z Iris znałem się niemalże od zawsze. Poczuliśmy, że iskrzy, gdy nasi rodzice przedstawili nas sobie i powiedzieli, że kiedyś będziemy małżeństwem, przynosząc im dumę oraz maksimum zysku.
Plan starszych spalił na panewkach, bo kiedy miałem piętnaście lat, matka nakryła mnie masturbującego się do gejowskiego porno.
To zmienia człowieka i nie mam na myśli orientacji seksualnej, tylko fakt, że rodzic wparowuje, kiedy właśnie walisz konia. Nastąpił płacz i zgrzytanie zębów, mama i tata rozstali się chwilę później, a mnie wcale nie było przykro. Właściwie nie miałem większej relacji ze swoimi rodzicami, bo oni i tak ciągle pracowali.
Pewności siebie nauczyłem się od Iris. To ona powtarzała, Scott, nie jesteś moją ozdobą, jak torebka, jesteś pełnoprawnym człowiekiem i wymiatasz.
Czułem się tak. Naprawdę, a gdy w chwilach zwątpienia, moja przyjaciółka robiła groźną minę, bym przestał się mazać, potrafiłem zacząć śmiać się przez łzy i powtarzać sobie, że zawsze mógłbym skończyć jak Szmatt.
Szmatt został chłopakiem Iris już w podstawówce, gdy ja obwieściłem na rodzinnym obiedzie, że bardziej pociąga mnie plakat Davida Bowiego, niż cycki. Martin prędko znalazła sobie nową ofiarę, albo to raczej Matt znalazł sobie ofiarę i zaczęli się umawiać, bo ładnie razem wyglądali.
Nigdy nie zapomnę, jak spojrzeli po sobie, uśmiechnęli się i stwierdzili, że ten związek pomoże ich image'owi.
Wzruszyłem tylko ramionami, otwierając sobie drogę do wysłuchiwania elaboratów swojej przyjaciółki na temat tego, że związki są męczące i bez sensu. Ja sam nie lubiłem pakować się w niemające przyszłości relacje. Wolałem poczekać na swojego księcia z bajki, mającego charakter Shreka, a gdy on nie nadchodził, powtarzałem sobie, że na najlepsze trzeba czekać najdłużej.
Ale może zatrzymajmy się jednak przy Iris, bo moje życie i moje kwestie to materiał na osobną historię, tutaj wypowiadam się gościnnie.
Zatem Iris...
Jako jej powiernik, byłem też jednym z realizatorów jej najbardziej niecnych planów. W podstawówce pozbyliśmy się sekretarki, która wygłosiła kiedyś komentarz do moich butów z Hannah Montaną, uznając, iż chłopcy nie powinni w takich chodzić. Uprzykrzaliśmy jej życie do tego stopnia, że kobieta sama się zwolniła.
Wspólnie złamaliśmy blokadę rodzicielską u mnie w domu, spędzając jako dzieci całą noc, wpatrując się w obrzydliwe porno, wyświetlane na National Geographic po dwudziestej drugiej.
Iris wybierała mnie na wiceprzewodniczącego wszystkiego, w czym miała prawo głosu. Przynosiliśmy sobie nawzajem śniadanka do szkoły. Robiliśmy wspólnie zakupy, spędzając po osiem godzin w galeriach handlowych i szczerze? Wiedziałem, że gdyby zaszła taka potrzeba, zrobilibyśmy dla siebie dosłownie wszystko.
Nigdy nie zapomnę, jak pierwszego dnia ostatniej klasy licealnej, wchodząc do sali od angielskiego, w oczekiwaniu na naszą śmierdzącą trupem, bardzo przestarzałą nauczycielkę owego przedmiotu, Iris miała przygotowane dla niej jabłko, by ułatwić sobie drogę do banalnej piątki.
![](https://img.wattpad.com/cover/206273943-288-k500711.jpg)
CZYTASZ
american novel {hemmings} ✓
Fiksi Penggemar"Patrząc na rodziców Iris Martin, jako nauczyciel, albo raczej jako człowiek, uświadomiłem sobie parę prostych faktów dotyczących życia. Po pierwsze - biedna cheerleaderka. Po drugie - pieniądze zdecydowanie piorą mózgi bardziej niż gry wideo. Po tr...