Pierwszy tydzień oczekiwania do urodzin Iris minął nam jak z bicza strzelił. W drugim natomiast pojawiły się komplikacje, spowodowane dziwnymi wahaniami pogody. Kiedy przyszedłem w poniedziałek do szkoły, po wieczornym spacerze z Petunią, który odbyłem w szortach i klapkach, bo nie chciało mi się ubierać, miałem zatkany nos, zawroty głowy i bardzo chciałem przestać istnieć. Jest też szansa, że przez to, że Iris wpadła później, bo zostawiła u mnie swoją ulubioną frotkę, a została dłużej, by poprzytulać pieska, ponownie musiałem wetkać łeb do lodówki. To durne, ale jedyne działające rozwiązanie, w połączeniu z za lekkim strojem, przyprawiło mnie o ostre przeziębienie.
Uznałem, że to bez sensu iść do lekarza, skoro mam tylko zawalone zatoki. W szkole i tak było ciepło, przechodziłem z auta do pomieszczenia... Taa, z jednej strony psioczyłem na chorych uczniów przychodzących na zajęcia, a z drugiej robiłem to samo, bo żyję w świecie w kapitalistycznych hipokrytów, albo zwyczajnie dorosłych ludzi, którzy nie zawsze mogą sobie pozwolić na jakiekolwiek zaległości. To przykre.
Cały dzień chodziłem więc i smarkałem. Miałem z tej racji podły humor, psioczyłem na wszystkich, niczym pani Beatrice, a nawet patrzenie na Iris nie pomagało jakoś szczególnie. Byłem ledwie żywy.
Ashton przyniósł mi rosół na przerwie obiadowej, Calum oddał mi swojego pączka, bo jednak oni doskonale wiedzieli jak to jest być prawie umierającym, chorym facetem. Siedzieliśmy więc we trójkę, u mnie w klasie, a ja udawałem, że nie wpuszczam jakiejś porywającej historii Hooda jednym uchem, by wypuścić ją drugim.
- Cal ty krzyczysz – zwróciłem się do niego, podpierając policzek na dłoni.
- Nie, ja tylko głośno mówię – oburzył się mój przyjaciel, zakładając ręce na piersiach.
- Proszę nie, bo mi łeb zaraz eksploduje.
- Weź idź do domu, bo jesteś nie do życia dzisiaj. Uśmiechnij się ładnie do dyrektora, czy coś. Swoją drogą, gdzie się tak załatwiłeś? – Ashton pokręcił głową. No załamałby się gdyby usłyszał o głowie w lodówce.
- Luke to taka sierota, że jemu nie trzeba dużo – stwierdził Calum i wspierająco przywalił mi z pięści w ramię, więc mruknąłem niezadowolony.
Wtedy do mojej klasy wpadła Iris, dlatego wszyscy w trójkę przenieśliśmy na nią wzrok, a dziewczyna patrząca po mnie ze zmartwioną miną, która trzymała lunchboxa w rękach, spuściła wzrok z lekka speszona.
Martwiła się o mnie, bo wiedziała co choroba oznacza dla mężczyzny, także chciała jakoś załagodzić sytuację. Wszyscy dbali o mnie, jakbym co najmniej umierał, ale to dlatego, że wraz z momentem odebrania dyplomu, jako nauczyciel uzyskałem umiejętność bycia niemalże wiecznie zdrowym.
- Przeszkadzam? Przepraszam, chciałam po prostu... – Musiała coś wymyślić przez obecność chłopaków. – Zapytać o prezentację, ale podejdę potem najwyżej.
- Czy ja umieram, że ustawiają się do mnie kolejki, jak do zwłok świętego? – Przewróciłem oczami i podciągnąłem nosem. – Wejdź Iris, odpowiem na wszystkie twoje pytania, a załatwiłem się tak. – Zerknąłem na Ashtona. – Bo włożyłem głowę do lodówki... - Nie tłumaczyłem dlaczego, nie chciałem nawet, aby ktokolwiek pytał, ale nie miałem pomysłu na sensowniejszą wymówkę, więc wywołałem salwę głośnego śmiechu ze strony Caluma.
- Co? Dlaczego? Czy ty jesteś jakiś chory psychicznie? – Irwin miał wiele pytań w tamtej chwili.
- Potrzebowałeś szybkiego ochłodzenia z tą pogodą? – Calum jednak miał podobną wyobraźnię do mojej, więc gdy tylko ześwidrował wzrokiem Iris, która swoim błądziła gdzieś na suficie, dotarło do niego. – No mówiłem. Debil.
CZYTASZ
american novel {hemmings} ✓
Fiksi Penggemar"Patrząc na rodziców Iris Martin, jako nauczyciel, albo raczej jako człowiek, uświadomiłem sobie parę prostych faktów dotyczących życia. Po pierwsze - biedna cheerleaderka. Po drugie - pieniądze zdecydowanie piorą mózgi bardziej niż gry wideo. Po tr...