Special 2. Jest pan do dupy psychologiem

3K 291 69
                                    

- Iris, ale czego ty właściwie ode mnie oczekujesz? – Spojrzałem po uczennicy, która nerwowo skubała nitkę ze swojej torebki, biegając wzrokiem po całym pomieszczeniu.

Nie spodziewałem się jej wizyty. Właściwie nastolatka szerokim łukiem omijała mnie oraz mój gabinet, jakby fakt, że ktoś chce sięgnąć po radę od szkolnego psychologa, stawiał go momentalnie w świetle psychopaty.

Dlaczego wybrałem akurat pracę z młodzieżą? Bo czułem, że jestem im potrzebny. Kiedy dojrzewałem, często zastanawiałem się nad tym, co by było gdyby ktoś naprawdę podbudował moją pewność siebie i dał mi poczucie, że jestem równie ciekawy, co Luke i Calum. Jasne, wiedziałem, iż moi przyjaciele mają zwyczajnie inny charakter, oni nie boją rzucać się w oczy, przynajmniej ten drugi. Bez swojego inhalatora byłem odrobinę zagubiony, czasem myślałem, że nie mam dostatecznie dużych umiejętności autoprezentacji, by zabłyszczeć, ale z wiekiem... To mi przeszło, tym samym naprawdę zapragnąłem być podporom dla nastolatków choćby takich jak ja, by móc im powiedzieć – hej, jesteś w porządku, to że nie lubisz się upijać, nie sprawia, że masz mniej ciekawą osobowość, niż twoi rówieśnicy.

Przyjmowałem nie tylko takich z za niskim poczuciem własnej wartości. Brałem każdego, na klatę. I naprawdę spełniałem się w swoim zawodzie.

Nigdy jeszcze nie miałem jednak do czynienia z kimś pokroju Iris Martin, przynajmniej nie w ten sposób. W szkole średniej, Mia, to znaczy była dziewczyna Luke'a, czasem syczała na mnie i kibicowała Calumowi, żeby wsadził mnie do szafki szkolnej. To swego rodzaju syndrom sztokholmski, że ja dalej się z nimi przyjaźnię, aczkolwiek chyba wszyscy dojrzeliśmy do tego, by umieć się docierać oraz śmiać z takich rzeczy.

Ale nie powiem, miałem w sobie niepewność, może nawet nie tyle dlatego, iż Iris była Iris, a przede wszystkim z powodu mojej wcześniejszej rozmowy z Lukiem, która okazała się dość jednoznaczna.

Współczułem mu. To fakt. Nie wyobrażałem sobie nawet sytuacji, w której to ja nagle przepadam dla uczennicy, ale on miał masochistyczną tendencję do trudnych związków, albo zupełnie kontrastowo – do nie ładowania się w związki. Poza tym, Luke nie potrafił zakochiwać się z tylko pozytywnym skutkiem. Jego musiało to boleć, albo jemu musiało być ciężko. 

Usilnie próbowałem wierzyć, że ona przyszła do mnie z innym problemem. Może chciała porozmawiać o seksie? Skoro umawiała się z tym swoim futbolistą już całkiem długo? Może ją skrzywdził? Albo nie potrafiła poradzić sobie ze swoimi trudnymi rodzicami?

Błagałem, żeby to było to. Ja się wręcz modliłem, ale nie. Iris Martin wbiła we mnie spojrzenie pełne strachu. Jej sarnie oczy wręcz drżały, chociaż sama w sobie prezentowała postawę kompletnie zamkniętą, jakbym to ja wezwał dziewczynę na dywanik, a nie ona sama z siebie postanowiła spędzić przerwę obiadową w moim gabinecie.

Z lekkim, trochę wymuszonym uśmiechem, postawiłem przed nastolatką kubek z herbatą, a potem zasiadłem za biurkiem, naprzeciw niej, założyłem okulary na nos i pokiwałem głową zachęcająco, by powiedziała po co przyszła.

Obejrzała swoje przedłużane, różowe paznokcie. Przygryzła dolną wargę. Przełknęła ślinę.

- Czy to możliwe, żebym miała daddy issues? – wypaliła jak z procy, na co w swojej wyobraźni spadłem z krzesła.

Świetnie, więc jesteśmy w dupie.

- Możesz rozwinąć? – poprosiłem, nie zdradzając swoją mimiką, że właśnie w mojej głowie palą się wszystkie czerwone lampki i wzniosłem alarm, przygotowujący cały budynek do ewakuacji.

- No wie pan. Nigdy nie miałam dobrej relacji z rodzicami, więc aktualnie, jest duże prawdopodobieństwo, że szukam partnera sporo od siebie starszego, bo... Szukam w nim pierwiastku ojca?

american novel {hemmings} ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz