zakończenie

5.3K 382 204
                                    

przeczytajcie notkę pod rozdziałem

- Wszystko wiesz? – Iris wpatrywała się we mnie mając narysowane póki co tylko brwi, a jej maskara wysychała w ręku.

Przez lata nauczyłem się tego, że makijaż jest dla mojej kobiety niezwykle ważną częścią codzienności, dlatego nie tylko umiałem nazywać kosmetyki, a także pamiętałem, by czasem dokręcać je po niej, gdy w jakiś sposób o tym zapomni. Dlatego kiwając głową wziąłem tusz z jej dłoni i zakręciłem go, robiąc znaczącą minę.

- Nie musisz robić ze mnie durnia, to tylko dziecko. Moje dziecko.

- Taa, moje dziecko, a potem będzie „co Katie zjadła na kolację? No jak to co, kilo nutelli". – Przewróciłem oczami teatralnie, widząc jak Iris obraca się w stronę toaletki i wybiera cień do powiek, by go dołożyć.

- Przesadzasz. Nie jestem taki kiepski.

- Nie jesteś kiepski, Lu, jesteś miękki jak... Sama nie wiem, Petunia i ciągle jej ulegasz.

- Boo...

- Bo? – Uniosła jedną brew, otwierając tym razem eyeliner.

- Bo co mam zrobić, jak ona tak ładnie prosi? I jest taka kochana i...

Iris zaśmiała się pod nosem, więc dźgnąłem ją w żebro, za co oberwałem po łapach. Zmroziła mnie spojrzeniem.

- Ile razy ci mówiłam, żebyś nawet nie oddychał jak rysuję kreskę?

- Kocham cię. – Zacząłem wycofywać się z sypialni, udając, że wcale mnie tam nie było.

Gdy zamknąłem za sobą drzwi, rozejrzałem się po salonie z ciężkim westchnieniem. Może rzeczywiście miałem problem, żeby upilnować trzylatkę? Doskonałym dowodem na tę tezę okazał się fakt, że Katie zamiast grzecznie oglądać bajkę, zaczęła gonić za Petunią, więc obie przy okazji postrącały ramki ze zdjęciami i porozrzucały poduszki.

Młoda miała więcej energii, niż ja i Iris mieliśmy kiedykolwiek. Mam tezę, że to indoktrynacja wujka Caluma tak na nią wpłynęła, albo jakiś gen mojej żony się uaktywniał w chwilach takich jak tamta, to znaczy, kiedy z telewizora zamiast kreskówek, rozbrzmiewała muzyka. Musiała sobie przełączyć w takim układzie. Iris często mnie straszyła, że Katie zostanie cheerleaderką, gdy dorośnie, ale oddalałem myśl o dorastaniu swojej córki jak najdalej mogłem. W końcu miała tylko trzy lata i póki co wykazywała zainteresowanie przeglądaniem książeczek, a nie jakimiś pomponami.

No dobrze, póki co wykazywała zainteresowanie rozrabianiem w towarzystwie psa.

Oparłem się o ścianę z rękoma założonymi na piersiach, słysząc, że dziewczynka nadciąga z kuchni, bo piszczała radośnie, przy okazji nie dając Petunii dojścia do zabawki.

- Hej, gdzie biegniesz? – Poruszyłem brwiami, a Katie uśmiechnęła się uroczo, zamrugała swoimi wielkimi, ciemnymi oczami, jej loki opadały na nos, a sama w sobie dziewczynka emanowała taką chęcią do zabawy, że widząc jak Petunia, większa od samego dziecka, dobiega do nas, nie mogłem się powstrzymać i wziąłem Katie na ręce.

- Tato, uciekaj! – pisnęła, bo piesia skoczyła do moich nóg, szczekając, że chce odzyskać swojego pluszaka.

Właściwie to zabawne, bo Petunia i Katie miały wiecznego focha do siebie nawzajem o to, która zabawka należy do której, ale przy okazji strasznie się kochały.

Pamiętam, że gdy Iris była w ciąży, czasem pies nie chciał dać mi dojścia do brzucha, bo poczuwał się strażnikiem swojej mamci, a ja, nawet jeśli zmajstrowaliśmy dziecko razem, wydawałem się potencjalnym zagrożeniem. Oczywiście kończyliśmy miziając się wszyscy w trójkę, teraz już w czwórkę de facto, ale wciąż. Ta miłość i to oddanie zaistniały od poczęcia.

american novel {hemmings} ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz