Special: epilog

5.1K 291 133
                                    

Wiecie co mam ochotę powiedzieć, prawda? Powiem to, a raczej zaśpiewam: guess who's back, back again... Nieważne, jeżeli ja to zacząłem, ja to zakończę, dlatego cofniemy się jeszcze trochę, może nie do okresu, gdy jeszcze uczyłem Iris, ale mniej więcej bliżej tego, niż dalej.

Byliśmy ze sobą w związku, właściwie już małżeńskim ładnych parę lat. Po tym co ze sobą przeszliśmy: psychicznie, fizycznie i finansowo, to po prostu musiał być związek na całe życie. Iris jakiś czas temu zaczęła pracę w zawodzie, więc chodziła z większymi chęciami do życia, znów pięknie wymalowana i elegancko ubrana.

Planowała zacząć wkrótce magisterkę, ale skoro to opowiadam, panie i panowie, sytuacja się pokurwiła.

Parę razy robiliśmy już test ciążowy podczas trwania tej relacji, ale tym razem faktycznie kobieta miała ku temu powód. Spóźniała jej się miesiączka, ale czekała cierpliwie z myślą, że może to przez zmianę pracy i stres z tym związany. Jednak okresu dalej nie było, a ona sama w sobie stała się jeszcze bardziej humorzasta, tak to możliwe. Zapach moich perfum, które do tej pory uwielbiała, zaczął ją drażnić, bardzo dużo spała, ciągle była zmęczona i odechciało jej się wszelkiego jedzenia. 

Kupiła zatem test, tym razem bez mojej wiedzy, więc robię wam sprawozdanie ze sprawozdania. Musiała się okrutnie stresować, bo nawet jeśli planowaliśmy rodzinę, nie ustaliliśmy dokładnie kiedy. Wyszedł plus, więc kupiła jeszcze parę innych no i była w ciąży, nie istniała inna opcja. Była też w szoku.

Mogłem się spodziewać, że coś się wydarzyło, ponieważ gdy tylko wróciłem z Mordoru, to znaczy z rady pedagogicznej, przywitał mnie zapach ciasteczek, w piekarniku robiła się moja ulubiona zapiekanka, a Iris uśmiechała się, niczym typowa american housewife, którą umówmy się, nie była, a ja tego od niej nie oczekiwała.

- Hej kochanie – przywitała mnie, zaplatając ręce za plecami.

Rada pedagogiczna, czyli siedzenie w szkole do zdecydowanie zbyt późnej godziny, zawsze sprawiała, że czułem się wyprany z wszelkiej mocy. Przez to, że miałem gadane, byłem wywoływany do prowadzenia wszystkich szkolnych imprez, przez to, że studniówka Iris poszła tak super, musiałem się takimi pierdołami zajmować i fajnie, że mi płacili za nadgodziny, bo potrzebowaliśmy dodatkowych pieniędzy, ale czasem dostawałem na głowę, bo brakowało mi takiej przewodniczącej wszystkiego w następnych rocznikach, która wszystko ogarnie i będzie zaangażowana. Naprawdę, doceniałem wówczas jej pracę w tej szkole.

Minęły w sumie trzy lata i przez te trzy lata zdążyłem mocno zatęsknić za jej obecnością w pierwszej ławce. Ale o wiele bardziej lubiłem ten fakt, że mogę nazywać Iris swoją żoną, że mamy pełne prawo być ze sobą szczęśliwi i że ogarnęliśmy ten syf w najlepszy z możliwych sposobów.

- Przysięgam, że jeśli jeszcze raz dziś usłyszę słowa "profilaktyka i metodyka prowadzenia uczniów z problemami", zapłonę. Uczyć im się po prostu nie chce, gnojki małe. – Zdjąłem kurtkę, wyciągnąłem pasek ze spodni i spojrzałem na nią opierając się o drzwi. Uśmiechnąłem się pod nosem i zaciągnąłem się cudownym zapachem jedzenia. – Mam dziś urodziny? Albo mamy jakąś rocznicę i zapomniałem o tym? Przepraszam, zaraz wrócę, tylko pójdę kupić ci kwiaty, co?

- Nie, nie... Po prostu jestem dobrą żoną i postanowiłam poprawić ci humor dobrym jedzeniem po ciężkim dniu. – Podeszła do mnie, dając mi słodkiego buziaka w sam środek ust, którego odwzajemniłem. – Więc nie było super i przyjemnie, huh? Współczuję, że musisz użerać się z tymi idiotami. Mam tu na myśli uczniów i nauczycieli, także... Siadaj, zapiekanka się robi, ale możesz sobie zjeść ciasteczka za ten czas. Sama piekłam. – Coś zepsuła, jak pomyślałem. Rzadko miałem z nią aż taki dzień dziecka.

american novel {hemmings} ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz