Rozdział 24

166 7 0
                                    

Siedzę zamknięta w lochu oparta tyłem o kraty, wpatruję się w brudną ścianę przed sobą, a prawą dłoń trzymam na ziemi. I tak rozmyślam sobie nad wszystkim, gdy nagle wystrzeliłam jak z procy na drugi koniec celi. 

Ktoś mnie złapał za rękę. Poczułam czyjąś zimną, szorstką dłoń na swojej. Przyklejona plecami do betonowego muru wlepiałam swój wzrok w mrok przede mną. Jednakże nikogo nie dostrzegłam. Po tej rezydencji mogę spodziewać się wszystkiego, dlatego lepiej nawet najmniejszego znaku nie ignorować, bo potem możecie się obudzić z czyjąś twarzą przy swojej twarzy, lub w nieznanym Wam miejscu.

Zrobiłam dwa kroki w przód i znieruchomiałam. Ledwo zdążyłam otworzyć usta, aby krzyknąć do nieznajomego, by się pokazał, gdy przed moimi oczami mignęła mi szybko czarna postać. Przebiegła przed kratami celi raz w jedną stronę raz w drugą.

-Pokaż się tchórzu! - krzyknęłam zdenerwowana.

I po moich słowach zadziało się tylko gorzej. Ten ktoś zaczął biegać w te i z powrotem. 

-Nie zakręciło ci się jeszcze we łbie? - spytałam z irytacją w głosie.

Lecz postać wcale się nie zatrzymała, zaczęła biegać jeszcze szybciej.

-Żeż kuźwa jego mać, zapierdole jak stanie - pomyślałam sobie siadając na ziemi i bacznie się przyglądając. -Powiedz, kiedy ci się znudzi - dodałam po chwili ziewając.

Kilka minut później wybiegany już potworek podszedł do moich krat, a raczej niepokojąco się do nich podczołgał. Akurat przypomniała mi się scena z pewnego filmu, który kiedyś oglądałam i przez to wspomnienie zebrało mnie na pewne refleksje względem tego kogoś.

Przyłożył głowę do zimnych, metalowych prętów, prawą rękę trzymał na kratach, zaś lewą próbował mnie dosięgnąć, ale nadaremno jego staranie, ponieważ byłam za daleko. Jednakże jak widać ta głupia istota tego nie rozumie i w dalszym ciągu miota nim jak szatan, by tylko się do mnie zbliżyć.

Niestety nie mogłam się dobrze przyjrzeć twarzy. Gdyż zbliżył się  tylko na chwilę, zaraz zabrał głowę i ponownie skrył się w mroku. Teraz widziałam jedynie jego dłonie. Zakrwawione, wyglądające na popękane z długimi, szarymi paznokciami. Cera nie wyglądała jak nasza, była ziemista, zniszczona i jakby wyschnięta. Zapadnięte kości policzkowe i ślepia błyszczące w ciemnościach.

-Kim jesteś? - zadałam stanowcze pytanie.

Milczał.

-Kim jesteś? - ponowiłam.

Dalej cisza.

-Kim ty do cholery jesteś?! I czego chcesz?! - krzyknęłam.

-K-kr-krwi - wydukał.

-Mojej? - przytaknął.

-Jesteś tu więziony? - zaprzeczył.

-Jak się tu dostałeś? - zadawałam krótkie, zwięzłe pytanie, które nie stanowiły by dla niego problemu, gdyż widziałam, że do najbardziej rozgarniętych istot nie należy.

-T-tam - wskazał palcem na jeden z kątów w pomieszczeniu. -Ka-ka-kanały - dodał.

-Jesteś wampirem? - odmówił. -Byłeś wampirem? - skinął głową. -Czym teraz jesteś? - zgarbiony zbliżył się mnie ukazując część swojej twarzy, która wyglądała jak poparzona.

Zaraz, zaraz jak kanały? Teraz dopiero wypowiedź nieznajomego dała mi do myślenia. Jeśli ta rezydencja jest niczym dobrze broniona forteca oraz nikt z zewnątrz bez zaproszenia nie ma prawa się do niej dostać. Zatem jak uczynił to ten osobnik?

-Kto jest twym panem? - nieznajomy przestraszył się nagle i oddalił w kąt pomieszczenia. -Władca wampirów? - zbliżyłam się.

-Z-Za-Zabić - wyjąkał.

-Demony? Wilkołaki? - nagle nastała cisza.

-Zatem przekaż swojemu panu, że jeśli tkniesz naszego króla - ukazałam swoje kły, oczy zaświeciły się, a na twarzy ukazały się fioletowe żyły. -Osobiście wypruję ci flaki oraz twojemu funta kłaków niewartemu panu! - krzyknęłam.

W tym momencie istota wpadła w szał i rzuciła się na kraty starając się je wyważyć.

-Morgan - pomyślałam.

Dosłownie sekundę później po wypowiedzeniu imienia mężczyzny zjawił się w lochach. Prze teleportował się do mnie na moje wezwanie, po czym przepędził stwora.

-Kto to był? - spytałam, gdy zamek celi otworzył się, a ja mogłam opuścić lochy.

-Eksperyment, który nigdy nie powinien mieć miejsca. Pewien szaleniec miał marzenie stworzenia rasy idealnej - wampir opowiadał mi historię w trakcie naszej drogi powrotnej z podziemi. -Wstrzykiwał krew różnych istot różnym osobom. Często mieszając kilka ze sobą. Poświęcił setki delikwentów, nawet ludzi. - szliśmy wolnym krokiem obok siebie. -I gdy dotarło już do niego, że dalsze próby nie mają sensu zjawił się demon w obecności czysto-krwistego. Ich krew w połączeniu ze sobą stanowiła mieszankę wybuchową, ale eksperyment odniósł sukces. Stworzył tak zwane cienie. Co prawda istoty nie wyglądały i nie zachowywały się tak jak zakładał pierwotny plan. Ich szpetny wygląd odstraszał, komórki mózgowe zanikły, a oni utracili pełną kontrolę nad ciałem. Z tego względu dziś nie potrafią się nawet dobrze wysławiać. Gdy spotkasz ich na swojej drodze, nie bój się. Pokaż im swoją siłę. Udowodnij, że jesteś potężniejsza od nich - wyszliśmy z lochów.

-A dlaczego chciał mojej krwi? I czemu pragną twojej śmierci? -dopytywałam.

-Te istoty zostały stworzone, by obalić króla wampirów - nachylił się, po czym szepnął mi do ucha. -Natomiast pragną twojej krwi, bo w niej płynie moja - zdziwiłam się i lekko odsunęłam od Morgan'a.

Wszystkiego bym się spodziewała, ale nie takiej historii. Czy to co opowiedział mi mężczyzna może być prawdą? A jeśli jest to czy powinniśmy obawiać się tych istot? Stanowią dla nas jakiekolwiek zagrożenie, czy też nie? 

Czasem mam wrażenie jakbym grała w niskobudżetowym horrorze, na którego produkcję zabrakło pomysłów i czasu. Wszystko co dzieje się dookoła mnie jest takie nierealne, ale jednak dzieje się naprawdę. 

Mam mętlik w głowie.

Spojrzałam na Morgan'a.

-Jestem ostatnim wampirem czystej krwi, a ty pierwszym półkrwi - szepnął z niepokojącym uśmieszkiem na twarzy, po czym zniknął.

Przesłyszałam się? Jak to możliwe?

,,Jeżeli potwór nie napawa Cię przerażeniem, przestaję być potworem"

The hunters of darknessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz