Rozdział 25

172 7 6
                                    


Warto byłoby poznać tajemnicę rezydencji oraz Morgan'a. Lecz jeszcze nie czas na to. Muszę dokończyć to co zaczęłam, a mianowicie polowanie na Dallas'a. Mimo, iż nie jestem już łowcom tą jedną misję muszę wykonać. Bardziej z pobudek osobistych już, niż poleceń, ale jednak.

Kierowałam się właśnie do głównego holu, by stamtąd przedostać się do głównej bramy. Lecz od kiedy wyszłam z lochu towarzyszy mi dziwne uczucie. Wyczuwam jakby czyjąś obecność, ale nikogo nie widzę. Natomiast chłód nie odstępuję mnie na krok.

Udało mi się jako tako niezauważoną przemknąć do ogrodu. 

Zatrzymałam się 800 metrów dalej przy czarnym, metalowym płocie, który odgradzał nas od lasu. Uważnie wpatrywałam się w widoki przede mną mając jak największą nadzieję wypatrzenia czegoś, bądź kogoś w mroku. Gdy nagle poczułam coś niepokojącego. Odniosłam wrażenie, jakby ktoś stał za mną i specjalnie delikatnie dmuchnął na moje lewe ucho. Oczywiście natychmiast się odwróciłam, ale nie dostrzegłam niczego. 

Jednakże, gdy ponownie spojrzałam przed siebie zauważyłam za płotem około starego dębu białą postać. Bez pomyślunku przeskoczyłam ogrodzenie, po czym udałam się w tym kierunku. Ten ktoś prowadził mnie w głąb lasu tuż do wielkiego kamienia, który znajdował się w samym środku wypalonego kręgu.

Istota zatrzymała się przed głazem, podeszłam bliżej. Mogłam dostrzec, że widziana przeze mnie z daleko przezroczysta materia to w rzeczywistości duch mężczyzny.

Przyznam, że w tamtym momencie troszkę oblał mnie zimny pot, ale to bardziej nie z powodu strachu, a tego że nigdy nie wierzyłam w takie zjawiska, aż w końcu sama się przekonałam na własnej skórze.

-Tutaj spoczywam - jego wzrok skierował się na ziemię pod moimi stopami.

Momentalnie odskoczyłam na bok.

-Stałaś mi tylko na głowie - spojrzał na mnie przeraźliwym wzrokiem, a ja zrobiłam krok w tył.

-Kim jesteś? - trzymałam się na bezpieczną odległość.

-Kimś kto przyszedł kiedyś do władcy wampirów po pomoc, po czym skończył tutaj - wskazał dłonią miejsce swojego pochówku.

-Dlaczego ci odmówił, jeśli byłeś wampirem?

-Pewne sprawy wymagają poświeceń, a niektóre rzeczy ofiar. Tak się stało, że zostałem taką ofiarą, aby teraz ktoś mógł żyć życiem, na które nie zasłużył - zbliżył się.

-Co masz na myśli? - dopytywałam.

-Pozbawił dumy, nie pozwolił zachować resztek godności, torturował, skatował, skręcił kark, wyrwał serce. Na koniec pozbył się śmiecia, pozostawił w miejscu nie do odnalezienia, nikt się nie dowie o jego czynach, tajemnica została zabrana do grobu - postać powoli zaczęła zanikać.

-Co chcesz przez to powiedzieć? - z każdą kolejną sekundą mężczyzna coraz szybciej znikał z mojego pola widzenia.

Niestety nie uzyskałam odpowiedzi na swoje pytanie. Istota odeszła. I chyba odeszła na dobre, ponieważ już więcej nie wyczułam jego obecności. 

Cóż lekko zniesmaczona wróciłam do rezydencji. Zaczęłam się intensywnie zastanawiać, czy on miał na myśli Morgan'a? Hm...w sumie to by była najlogiczniejsza odpowiedź. W końcu przyszedł do niego o pomoc, której nie otrzymał. Powiedział mi również, że stał się ofiarą, ale jednak wprost mi nie powiedział, że to właśnie władca wampirów go zabił. Więc nie do końca wiem co myśleć o tej sytuacji. Jasnym jest, iż nie zapytam o to tak po prostu, gdyż znów mogłabym skończyć w lochu, ale jeszcze gorzej. Choć podejrzewam, że on i tak już wie o moim nietypowym spotkaniu. Nie mam pojęcia jak Morgan to robi, lecz przed nim nic się nie ukryje.

Po dłuższych namyślaniach tak sobie wywnioskowałam, że prawdopodobnie mój wybawca od szkarłatnej pełni pokrzyżował moje plany. Dlatego ja pokrzyżuje jego i zafunduje mu niezapomniane wspomnienia.

Zdenerwowana wparowałam do jego gabinetu mając nadzieję, że tam go zastane. 

-Rusz się, idziemy! - kiwnęłam głową na wyjście.

-Nie pomyliłaś drzwi przypadkiem? - spojrzał na mnie znudzonym wzrokiem.

-Nie! Rusz w końcu ten swój wielmożny tyłek, zabieram cię na małą wyprawę - podeszłam do biurka, po czym oparłam się rękoma o nie nachylając przy tym na Morgan'em.

-Od kiedy tak się do mnie odzywać? I od kiedy stałaś się taka nieznośna? - wstał niechętnie.

-Od dzisiaj, a nieznośna byłam całe życie - puściłam mu oczko. -Szybciej! - ruszyłam do wyjścia, a wampir podążył za mną.

Widziałam jak po drodze zgarnął z oparcia fotela swoją czarną marynarkę, a z szafki przy drzwiach okulary przeciwsłoneczne w ciemnych oprawkach. 

Myślałam, że namówienie go na tą podróż zajmie mi dużo więcej czasu, ale najwidoczniej jednak jest trochę ciekawy co dla niego przygotowałam. Albo po prostu jest znudzony. I to w sumie chyba byłoby najbardziej prawdopodobne w jego przypadku.

Celem naszej wycieczki jest hrabstwo Penobscot, a dokładniej stary, zapomniany cmentarz na obrzeżach miasta Orono. Lecz żeby się tam dostać potrzebujemy cywilizowanego środku transportu. W ciągu naszej całej podróży musimy jak najbardziej upodobnić się do ludzi i nie wyróżniać z tłumu. Nie ukrywam, że to może być najcięższa z misji, ale nie poddam się tak łatwo. W tym celu zmuszona będę odwiedzić mojego dawnego przyjaciela Richard'a, który strzeże czegoś o czym już zapomniałam, ale wciąż należy do mnie.

W swojej długo letniej karierze łowcy miałam pewną przerwę spowodowaną pewnym wampirem o imieniu Nero. Dzięki niemu zaznałam trochę życia, mogłam poczuć się w tamtym czasie jak zwyczajna osoba. Wtedy również poznałam Richard'a. Staruszka, któremu śmierć nie straszna oraz nabyłam pewną rzecz, którą on teraz się opiekuje.

Pamiętam nasze wspólne podróże z miasta do miasta. Imprezy w miejscowych barach i burdy, które sami wszczynaliśmy. Gdy atmosfera była już zbyt gorąca, uciekaliśmy do naszej czarnej bestii i jechaliśmy w nieznane przed siebie otoczeni aurą namiętności. 

Czasem, aż strach pomyśleć co ten pojazd nie przeżył i gdzie nie był.

Gdy moja laba dobiegła końca, chciałam się pozbyć wszystkich ludzkich wynalazków, lecz starzec uznał, że żal byłoby pozbywać się tak cudnej rzeczy, a moje serce kiedyś za nim zatęskni, a on do tego momentu będzie się nim opiekował.

Jednakże by z powrotem ujrzeć moją bestię musimy pokonać z Morgan'em około 10 kilometrów, by dostać się do centrum głównego miasta, w którym przebywa starzec. 

-Ile?! - spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

-Mieszkasz na zadupiu, nie dziw się -wzruszyłam ramionami.

-Przypominam ci, że najpierw ty tam mieszkałaś - skarcił mnie wzrokiem.

-To było dawno i nie prawda - uśmiechnęłam się lekceważąco.

-Chyba głupia jesteś, jeśli myślisz, że będę tyle szedł - objął mnie znienacka lewą dłonią w talii, po czym prze teleportował się do wyznaczonego punktu.

The hunters of darknessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz