Rozdział 40

128 6 7
                                    

PERSPEKTYWA MORGAN'A

Wróciłem do rezydencji, która ku moim delikatnym niedowierzaniom, wciąż stała. Ku mojemu zaskoczeni lokatorzy dzielnie odparli atak łowców, gdy ja w między czasie puszczałem z dymem cały ten ich przeklęty zakon. 
Nie spodziewałem się takiej intrygi. Przyznam sam byłem zaskoczony, kiedy odważyli się napaść na ziemie władcy wampirów. Lecz jeszcze większe zdziwienie miałem, gdy Neferet w towarzystwie łowcy pojawiłam się przede mną z zakrwawioną Nyks na rękach. Przyglądałem się z niedowierzaniem zastanawiając się nad jedną rzecz. Jak do tego wszystkiego doszło i czy da się temu jeszcze zaradzić?

Nie podobało mi się, że przyprowadziła łowcę do rezydencji zdradzając mu naszą lokalizację. Jednakże ze względu na zaistniałą sytuację i fakt, że zdradził własny zakon na rzecz ratowania swojej wampirzej przyjaciółki zignorowałem jego obecność. Pozwoliłem mu na ten czas bezpiecznie przebywać w moim domu.

Kapłanka położyła martwe ciało dziewczyna na sofie w salonie. Pochodząc bliżej dostrzegłem dość sporych rozmiarów dziurę w jej klatce piersiowej. Wiedziałem już co się stało.
Dookoła nas zrobił się dość spory tłum. Nikt nie mógł uwierzyć w śmierć bogini. Służba w ciszy przyglądała się kobiecie. Pojawiła się nawet obok mnie nastolatka, z którą muszę się teraz użerać przez tą wyszczekaną babę, która postanowiła sobie nagle umrzeć.

-Tym ją zabili - chłopak wręczył mi drewniany kołek.
Dokładnie go obejrzałem. Kiedy zobaczyłem, że został nasączony trucizną oraz magią wiedźm zaśmiałem się.

-Panie? - wszyscy obecni w pomieszczeniu spojrzeli na mnie zaintrygowani.

Ukucnąłem obok Nyks, po czym przyłożyłem swoją dłoń do jej lewego policzka.
-Nie umarła - wstałem. -W każdej chwili może wrócić - rozejrzałem się dookoła siebie. -Lecz musi tego bardzo chcieć - wszyscy wpatrywali się we mnie zaskoczeni.

-Zatem dlaczego się nie budzi?! - zawołała z niedowierzaniem w głosie Egipcjanka.

-Poddała się. Nie odnalazła jeszcze drogi - podszedłem do dziewczyny, po czym wziąłem jej ciało na ręce.

Prze teleportowałem się  do pokoju bogini. Położyłem ją delikatnie na czarnej, jedwabnej pościeli, po czym wróciłem do salonu.

-Obmyjcie jej ciało z krwi, przebierzcie, zadajcie również o włosy i makijaż - wydałem polecenie służącym, które zawsze dbały o Nyks.

-Panie po co to wszystko? - kapłanka zbliżyła się do mnie.

-Gdy się obudzi nie będzie pamiętać dnia, w którym się poddała - kobieta z uśmiechem na twarzy porozumiewawczo skinęła do mnie głową. -Teraz pozostaje nam tylko czekać - odszedłem.

Służba szybko zabrała się do pracy oraz sprzątania. Neferet obiecała odstawić bezpiecznie łowcę do jego kryjówki i pozostać przy nim dla jego bezpieczeństwa przez jakiś czas. Zaś ja obiecałem Egipcjance powiadomić ją, gdy Nyks zbudzi się ze swego snu. Natomiast nieświadomej sytuacji nastolatce rozkazałem podążyć za mną.

Usiadłem zmęczony w skórzanym fotelu za biurkiem. Złapałam się za głowę i tak siedziałem w ciszy obserwowany przez młodą damę, dla której to również nie jest łatwy czas. Analizowałem wszystko i zastanawiałem się jak dalej potoczą się nasze losu. Bycie władcą to ciężka i odpowiedzialna rola. Dźwigasz na sobie brzmienie, którego łatwo pozbyć się nie da, niestety.

-Nie bój się - kątem oka spojrzałem na przestraszoną dziewczynę siedzącą ze spuszczoną głową na kanapie pod ścianą trzymającą dłonie na uda i co jakiś czas je zaciskając. -Jakbym chciał cię skrzywdzić już bym to zrobił, a gdybym pragnął twojej śmieci nie darowałbym nieśmiertelności - westchnąłem, po czym gestem ręki zawołałem ją do siebie.

Podeszła bliżej, stała po drugiej stronie biurka przyglądając mi się niepewnie. Złapałem ją za nadgarstek i delikatnie przyciągnąłem ją jeszcze trochę do mnie.

-Nie utrudniaj mi chociaż ty. Rozumiem znalazłaś się w nietypowej dla ciebie sytuacji. Nagle rozkazano ci zapomnieć o poprzednim życiu, kazano pić krew i żyć w obcym ci miejscu. Życie nie jest sprawiedliwe. Trafiłaś na nieodpowiednie osoby, z których powodu musisz nauczyć się na nowo żyć. Masz przed sobą króla wampirów, którego słuchają się istoty nocy. Zatem jestem również twoim panem - spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem. -Jednakże jesteś jeszcze dzieckiem w dodatku ludzkim. Z tego względu nie mogę wymagać od ciebie tego co od innych. W tej sytuacji nie ty wykonujesz moje rozkazy, ale ja zapewniam ci bezpieczeństwo oraz dbam o ciebie. I jeśli nie przestaniesz się mnie obawiać może być nas ciężko. Kobieta, którą widziałaś w salonie nalegała, bym cię uratował. Dlatego tak długo jak będziesz w pobliżu mnie czuj się bezpieczna - nieśmiało skinęła głową.

-Dziękuję - na twarzy nastolatki pojawił się lekki uśmiech. -Wierzę, że się obudzi panie, nie musisz się martwić - podniosłem szybko głowę do góry spoglądając z zaskoczeniem na blondynkę. -Byłam człowiekiem, widzę pewne zachowania - zamilkła.

-Doprawdy? - spytałam ironicznie.

-Zależy ci panie - posłała zwycięski uśmieszek.

-Patrzcie państwo jaki zuchwalec się z niej zrobił, gdy dowiedziała się, że nic jej nie grozi - zmierzyłem dziewczę wzrokiem.

-Miłość zmienia - zachichotała cichutko, gdy pogroziłem jej palcem.

The hunters of darknessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz