Rozdział 23

159 7 2
                                    

Obudziłam się na twardej kozetce w jakimś gabinecie. Podnosząc się złapałam się za swoją za zdrętwiałą szyję. Na przeciwko mnie stał oparty tyłem o biurko Morgan.

-Wyglądasz lepiej niż wcześniej - zlustrował mnie wzrokiem. -Ale nie myśl sobie, że to komplement - parsknął.

-Doprawdy? - spytałam ironicznie.

Podeszłam do lustro, przejrzałam się i ujrzałam swoją wampirzą naturę. Długie czarne włosy, szczupła sylwetka, blada cera, czerwone oczy, długie paznokcie wyglądające jak szklane,  zimne ciało i brak bijącego serca - moja uroda i ciało uległy zmianie. Zmysły wyostrzyły się, a pragnienie wzmocniło. Zew krwi będzie mnie teraz wzywał co noc. A ja nie potrzebuję już księżyca, by móc korzystać z mych mocy. Teraz są dostępne cały czas. Nie zapominając o krwi Morgan'a, która krąży w moim organizmie i powoduje mnie jeszcze silniejszą.

-Wiesz na co się skazałaś? - zbliżył się do mnie.

-Podpisałam pakt z diabłem, wiem o tym - przytaknęłam, po czym odwróciłam się ponownie w stronę lustra.

-Warto było? - Morgan stanął za mną, a następnie położył swoje dłonie na moich ramionach.

-Warto! -popatrzyłam na siebie oraz na mężczyznę, po czym z zadziornym uśmieszkiem, przygryzając delikatnie dolną wargę oraz zadowoleniem w głosie odpowiedziałam bez dłuższego namysłu.

Początkowo perspektywa życia u boku władcy wampirów przerażała mnie. Przez chwilę rozważałam nawet opcję ponownego odrodzenia, ale teraz gdy tak na nas patrzę nie żałuję, że poszłam tą drogę, a nie inną.

-To teraz idź przywitaj się ze wszystkimi - skierował się w stronę wyjścia.

-Pójdę - odparłam z chęcią oraz udałam się za mężczyzną w stronę wyjścia. -Ale jak to się stało, że pełnia nastąpi wcześniej, a pałac znów odżył? - spytałam zaciekawiona.

-Marnujesz mój cenny czas - odrzekł gburowato, po czym trzasnął za sobą drzwiami.

Cóż, mogłam się spodziewać po nim takiej reakcji. Głupia byłam myśląc, że odpowie. Lecz dobry miał pomysł, abym ponownie spotkała się z mieszkańcami rezydencji. Upłynęło już tyle lat od mojej ostatniej obecności tutaj, że nie wiem nawet czy jeszcze mnie pamiętają. Tym bardziej, że zdradziłam swój ród na rzecz zakonu. Niby zrobiłam to w dobrej wierze, chciałam ratować ojca oraz pozostałych, ale zdrada wciąż pozostaje zdradą. A szczególnie w naszym świecie. Tutaj spraw pokojowo się nie załatwia, przemocą zyska się więcej. I może to okrutne, lecz taka jest prawda. Świat wampirów rządzi się swoimi prawami. Mamy władcę, którego słuchać musimy i sami o własnym losie nie decydujemy. Jeśli król każe nam iść na wojnę, w której z góry jesteśmy przegrani, idziemy. Nie ważne czy polegniemy i ilu nas padnie, rozkaz to rozkaz. Dlatego nie zamierzam negować decyzji Morgan'a, a tym bardziej sprzeciwiać się. Z nim lepiej trzymać się na dystans, bo w tym momencie nie ma znaczenia, że jestem córką byłego władcy, ponieważ to on jest teraz u władzy. Przekreśliłam swym odejściem wszystko, a teraz to mogłabym ja być na jego miejscu. Jednakże nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. 

Było minęło i już nie wróci. Trzeba żyć teraźniejszością i cieszyć się z tego co mamy. Z tego względu ja również planuję dobrze wykorzystać moją wieczność.

Wyszłam z pomieszczenia i udałam się na dół do głównego holu, gdzie aktualnie przebywali wszyscy lokatorzy rezydencji.

Podeszłam do Nancy, jednej z pokojówek, która za czasów mojego dzieciństwa spędzała ze mną najwięcej czasu.

-Miło cię ponownie ujrzeć - uśmiechnęła się do mnie klepiąc mnie przy tym delikatnie w ramię.

-Ciebie również - odwzajemniłam uśmiech. -Ale jak do tego wszystkiego doszło? - spytałam po chwili.

-To ty nie wiesz? - nachyliła się nad moim uchem, gdy zobaczyła przechodzącego w tle Morgan'a. Pokiwałam przecząco głową i nalegałam na odpowiedź. -To zasługa naszego pana - wyszeptała.

-Jak to?! -krzyknęłam szeptem do ucha kobiety.

-Chodź - złapała mnie za ramię i zaprowadziła w kąt pomieszczenia, gdzie dołączył do nas jeden z lokajów. -Nie dostrzegłaś zmiany w naszym władcy, jak go wcześniej widziałaś wyglądał inaczej - puściła mi oczy.

-Przepaska - pomyślałam, spoglądając w stronę schodów, którymi nie dawno wchodził wampir.

Jednakże wciąż nie rozumiem co on ma z tym wspólnego. I jakie znaczenie ma ta jego przysłowiowa zmiana? Czyżby w jakiś sposób był związany z krwawą pełnią?

-Dowiem się tego u źródła - puściłam im oczko i skierowałam się w stronę schodów.

-Nyks! - krzyknęli za mną. -Nie polecamy jak chcesz żyć! - drugą część zdanie usłyszałam jak przez mgłę, ponieważ byłam już za daleko.

Poszłam na wyższe piętro i rozpoczęłam poszukiwania wampira. Jakimś dziwnym trafem nie musiałam długo szukać, gdyż po prostu wyczuwam jego obecność. Ale to zapewne, dlatego że jego krew krąży w moim organizmie.

-Wyjaśnisz mi to?! - wparowałam do pomieszczenia, w którym przebywał.

Brunet siedział przy biurku podpierając się prawą ręką i bazgrał coś w jakimś notesie. 

-Wyjdź - odrzekł stanowczo nie odrywając wzroku od kartek.

-Nie - skrzyżowałam ręce i  bacznie mu się przyglądałam.

-Nie wyjdziesz? - zaprzeczyłam. -Ok - wstał, po czym podszedł do mnie. -Pomogłem ci, ale to nie znaczy, że muszę utrzymywać z tobą jakikolwiek kontakt. Zapomniałaś, że wciąż jestem twoim panem? A fakt, że posiadasz moją krew nie zobowiązuje cię do zawracania mi głowy - nachylił się nade mną. -Więc teraz grzecznie wyjdziesz, albo osobiście ci w tym pomogę! - ton głosu mężczyzny stał się donośniejszy.

Dalej szłam w zaparte, ale ten mężczyzna jest nie do przegadania. Może nie było to najmądrzejszym rozwiązaniem, ale jak to się mówi tonący brzytwy się chwyta, a ja bardzo chciałam w tamtym momencie poznać odpowiedź. Nurtuję mnie to, a ja nie cierpię jak coś mi chodzi po głowie i non stop o tym myślę.

-Wychodzisz! W tym momencie - złapał mnie za prawy nadgarstek, po czym siłą wyprowadził z gabinetu. Morgan przeprowadził mnie w ten sposób przez praktycznie cały pałac, a wzrok wszystkich lokatów rezydencji skierowany był na mnie. Niektórzy mi współczuli, a inni kpili z mojej zuchwałości. Zaprowadził mnie wprost do podziemi, w których jak się okazało po tylu latach mieściły się lochy i nie tylko.

Podszedł do pierwszej lepszej celi, a po chwili wepchnął mnie do środka. Przewróciłam się i upadłam na jakąś dziwną maź, która swym zapachem zabijała mój nos. Ale tak bardzo nie chciałam w tamtym momencie wiedzieć w czym zamoczyłam swoją dłoń. Z obrzydzeniem na twarzy wstałam, wytarłam rękę w ścianę i chciałam podejść do krat, ale wampir  zamknął drzwi celi na cztery spusty i wziął nogi za pas.

-Co za denerwująca baba - westchnął odchodząc.

The hunters of darknessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz