Rozdział 38

134 5 4
                                    


Mężczyźni postanowili zabrać mnie do podziemni. Boso stąpając po zimnych, płytach betonowych podążałam za nimi przez długi ciemny tunel. Panował tutaj niesamowity zaduch, a smród stęchlizny i zardzewiałego metalu zabijał moje nozdrza. Moje oczy powoli przyzwyczajały się do otaczającego mnie mroku. Do moich uszu co jakiś czas dolatywały niepokojące dźwięki w postaci jęków, łkania oraz cichych szlochów. Domyśliła się, że dochodziły one zza zamkniętych drzwi, które mijaliśmy co parę kroków, ale nie wiedziałam kto się za nimi ukrywa.

Dotarliśmy do pomieszczenia na końcu korytarza. Starszy z braci przesunął ciężką, metalową zasuwę, po czym otworzył drzwi, następnie wepchnęli mnie do środka wchodząc za mną. Rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam skuloną postać w kącie pomieszczenia. Podeszłam bliżej, a wtedy ujrzałam młodą zakrwawioną oraz nieprzytomną blondynkę na ciele, której widniały liczne siniaki, skaleczenia, blizny oraz ślady ugryzień, między innymi w okolicach szyi i obojczyków.

-Za pozostałymi drzwiami znajdują się kolejne dziewczyny?! - podbiegłam do Mordecai'a atakując go. 

-Bystra jesteś - zaśmiał się.

-Nie macie prawa przetrzymywać i znęcać się nad śmiertelnikami! - wykrzyczałam wskazując ręką na skatowaną nastolatkę.

-Nie zamierzamy dostosowywać się do praw wydawanych przez Morgan'a - zgromił mnie wzrokiem.

Próbowałam jeszcze wykłócać się z mężczyznami na temat ich postępowania i tego jakie konsekwencje pociągną one za sobą, lecz nie chcieli mnie słuchać. Skończyło się na tym, że moja twarz miała bliskie spotkanie z pięścią wampira. W innej sytuacji łapy bym mu połamała, lecz kiedy jestem pozbawiona mocy nie mogę dużo zdziałać. Niestety ciągle o tym zapominam, a ta dwójka to wykorzystuje. 

Na chwilę po uderzeniu straciłam przytomność, a kiedy ją odzyskałam okazało się, że jestem przywiązana łańcuchami do metalowego krzesła.

-Opowiesz nam teraz trochę o sobie i Morgan'ie - stanowczo zaprzeczyłam.

Desmond zbliżył się do mnie dzierżąc w dłoni nóż, który sekundę później znajdował się już w moim udzie. Syknęłam z bólu.

-Kto nad tobą czuwa? - milczałam. -Morgan? Łowcy? Neferet? Czy może ktoś inny? - wbił kolejne ostrze w moją drugą nogę.

-Sama nad sobą czuwam. Ale bardziej ciekawi mnie fakt skąd macie takie informacje? - wydukałam zamykając oczy w bólu.

-Jesteśmy dobrymi obserwatorami - odrzekł z uśmiechem na twarzy.

Jeden z mężczyzn zbliżył się do mnie z kołkiem w ręku, a następnie wycelował w moje serce. Grożąc mi, że teraz zaboli. Przeszył mnie drewnianym narzędziem, a ja zaczęłam się śmiać. Naiwniacy myśleli, że mnie tym zranią. Faktycznie uszkodzenie serca wampira powoduje jego ból i powolną śmierć, lecz ja jestem wyjątkiem od tej zasady, ponieważ z lukami w mojej nieśmiertelności może być drobny problem. 

-Liczyliście, że umrę? - spojrzałam żałosnym wzrokiem na zmieszanych sytuacją braci. -Słyszeliście o czymś takim jak pakt z diabłem? - zaczęłam się śmiać.

-Co sugerujesz? - przerażony Desmond wyciągnął kołek z mojej klatki piersiowej po którym rana natychmiast się zagoiła.

-Sami powiedzieliście, że ktoś nade mną czuwa - przyglądali mi się z ciekawieniem. -Fakt, że jeszcze go nie wezwałam to tylko i wyłącznie moja dobra wola, którą właśnie testujecie, a dalsze próby mogą skończyć się nieprzyjemnie - pochyliłam się do przodu. -Wystarczy, że teraz wymówię jego imię, by za chwilę zjawił się tutaj i pozbawił was głów - dodałam rozbawiona widząc ich strach.

W tym momencie moje usta zostały zakneblowane. 

-Kim ty do cholery jesteś?! - krzyknęli.

-Boginią nocy, której słuchają się wampiry, demony oraz wszystkie istoty nocy, a najwięksi przywódcy w tym sam władca wampirów biją mi pokłony - przemówiłam w myślach mężczyzn unosząc przy tym lewą brew do góry.

Wystarczyło to, aby uciekli w popłochu z lochów zostawiając mnie samą z nastolatką. Jeśli mam być z Wami szczera to wcale ich nie okłamałam. Powiedziałam prawdę, której oni po prostu nie byli świadomi. Większość osób uważa, że jestem była łowczynią, która teraz stała się wampirzycą. Natomiast w rzeczywistości nigdy nie przestałam być boginią nocy. Jedyne co się zmieniło do tej pory to mój wygląd.

Wampiry moje rozkazy wykonywać muszę. Demony nie pałają za mną zbytnio, gdyż zbyt często musiałam i muszę ich karcić, bo w przeciwnym razie zapomnieli, by kto ich panią. Pozostałe istoty uważają, że zaburzam porządek nocy, ale mają świadomość że tak naprawdę ja utrzymuję ten ład oraz sprawiedliwie rozważam spory. Przywódcy tych podgrup również zdają sobie sprawę z faktu, iż jestem ważnym elementem w ich żywotach, więc nawet jeśli gardzą mną oddawać muszą należyty szacunek bogini. Nie liczni wiedzą o mojej prawdziwej roli w tym świecie, ale to bardzo dobrze, gdyż ułatwia mi to wiele sytuacji.

Nie chcę wzywać na razie nikogo na pomoc, ponieważ chciałabym pomóc dziewczynom przebywającym w zamknięciu. Jedne są tutaj krócej, drugie dłużej. Doznały wielu krzywd, które na wieki pozostaną w ich pamięci i czas powiedzieć temu STOP. Jako wampirzyca powinno nie obchodzić mnie ludzkie życie. Jednakże jako bogini, której pomagają bóstwa lunarne oraz przede wszystkim jako były człowiek nie mogę przejść obok czyjejś krzywdy.

Ostatkami sił jakie udało mi się wykrzesać uwolniłam się. Od razu podbiegłam do młodej dziewczyny. Skulona w kącie siedziała opierając głowę o zimne mury budynku. Odziana jedynie w krótką, białą koszulę nocną na ramiączka z gołymi nogami oraz stopami. Odgarnęłam długie, potargane blond włosy z twarzy, po czym delikatnie uniosłam jej głowę. Gdy położyłam dłoń na jej łydce poczułam chłód jaki od niej biła. Organizm powoli się wychładza. Zaś ona ma zamknięte oczy i wyglądała jakby odpoczywała. Choć w rzeczywiści cierpi. Niewinna buźka oszpecona. Porcelanowa cera utraciła swój blask. Gładka, aksamitna skóra stała się zniszczona z licznymi śladami pobicia oraz bliznami. Serce ledwo biło, a oddech z każdą minutą stawał się coraz płytszy. Próby obudzenia panienki nie zdawały niestety rezultatu, gdyż aktualnie znajdowała się w drodze do tak zwanego lepsze świata.

Wiedziałam, że muszę działać, ale jak działać kiedy ma się związane ręce. Pierwsza myśl jaka wpadła mi do głowy to przemiana. Lecz zaraz rozsądek doszedł do głosu i przypomniał mi, że nie mogę sama podjąć takiej decyzji. W tym przypadku zadecydować może wyłącznie Morgan, gdyż taka decyzja wiąże ze sobą wielką odpowiedzialność. Ludzie różnie reagują, niektórzy wpadają w szał, wymykają się z pod kontroli i chcą wszystkich mordować. Inni popełniają samobójstwo ze strachu, a jeszcze inni traktują to jako dar oraz z pomocą wampirów dostosowują się do nowego życia. 

Prawda jest taka, że nie każdy może zostać wampirem. Śmiertelnicy, który doznają tego zaszczytu nie są uznawani w naszym świecie jako prawdziwi. Przynależą oni do ostatniej z grup, a zaraz najgorszej w społeczeństwie. Prościej mówiąc są ścierwami i jak ścierwa są traktowani. 

-Morgan! - zawołałam w myślach.

Odczekałam kilka sekund, ale mężczyzna nie zjawił się.

-Morgan! - ponowiłam, lecz zero odzewu.

-Morgan, proszę - wyszeptałam błagalnym głosem skupiając się przy tym najmocniej jak mogłam, gdyż bardzo ciężko panować mi w tym miejscu nad moimi mocami.

Zamknęłam oczy i czekałam.

-Jestem - parę chwil później usłyszałam znajomy głos dochodzący zza moich pleców.

The hunters of darknessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz