Rozdział 14

179 12 4
                                    


Dostałam pozwolenie od Morgan'a na rozejrzenie się po rezydencji, lecz zakazał mi wchodzenia do jakichkolwiek zamkniętych pomieszczeń. Posłucham, ale tylko w połowie. Gdy zniknie w podziemiach zajmując się swoimi sprawami, złamię zakaz. Pamiętam, że za czasów mojego ojca potrafił nie wracać z nim stamtąd bardzo długo, zatem godzinkę mam spokojnie w zapasie.

Kręciłam się bez celu po domu przez dobre 20 minut, ale po tym czasie wampir zszedł do podziemi. Poprzedniej nocy z pokoju obok doszedł do mnie cichy jęk. Jestem ciekawa, do kogo on należał.

Odczekałam jeszcze 5 minut zanim ruszyłam na piętro.

Stałam przed ciemnymi, dębowymi drzwiami. Pewnym ruchem nacisnęłam klamkę, po czym popchnęła drzwi.

Byłam w środku.

Mrok, dokonała panowała ciemność. Zasłonięte długimi kotarami okna, czarne podłogi, ciemne ściany. Jednakże moją uwagę przykuło kolonialne łóżko wykonanego z masywnego drewna w kolorze mahoniu z filarami, do których przymocowana była zasłona. 

Podeszłam bliżej. Dostrzegłam postać. Stałam chwilę w bezruchu przyglądając się uważnie. Zostałam dostrzeżona. Osoba, która spoczywała na łóżku przekręciła głowę w moim kierunku. Wiele ryzykowałam w tamtym momencie, ale wiedziałam, że muszę się przekonać kim jest ta osoba i dlaczego wzywała mnie w mym śnie. 

Wyciągnęłam dłoń, delikatnie odsłoniłam zasłonkę. Przyglądała mi się, uważnie śledziła każdy mój ruch. A ja ujrzałam młodą szatynkę o bardzo jasnej karnacji przykutą łańcuchami do łoża. Początkowo myślałam, że mnie nie dostrzega ze względu na swoje oczy. Zwykle wampiry czystej krwi, bądź te które żywią się ludzką krwią posiadają czerwone tęczówki. Zaś w przypadku tej dziewczyny było zupełnie inaczej. Nie tylko jej tęczówki były koloru szkarłatu, ale również białku oka oraz źrenice. Na szyi oraz po bokach twarzy niebieskie blizny, które sprawiały, że porcelanowa cera wygląda niczym popękana. Na ciele rany, a na nadgarstkach i kostkach ślady po łańcuchach. Natomiast nieznajoma przyodziana jedynie w białą, krótką koszulę nocną. 

Zauważyłam, że popróbuje mi coś zakomunikować. Ledwo zauważalnie poruszało niemo przyglądając się metalom, które krępowały jej ruchy. Chciałabym ją rozkuła, lecz ja nie wiedziałam, czy ona dokładnie jest i czy nie będzie zagrożeniem. Mimo wszystko zaryzykowałam. 

Na dworze powoli zaczynało świtać, musiałam się śpieszyć nim siły do końca mnie opuściły. Wykorzystując całą swoją osłabioną już trochę siłę rozerwałam więzy. Wtedy wyciągnęła do mnie dłoń. Podałam szatynce rękę pomagając jej wstać.

Z trudem stanęła przede mną. Nogi odmawiały posłuszeństwa, lecz po tak długim czasie, jaki zapewne spędziła przykuta do łóżka i tak zaskoczyła mnie, że potrafi stać samodzielnie. Widziałam, że trzęsie się z nimi, dlatego zdjęłam swoją kurtkę, którą zaraz okryłam jej ramiona. 

Musiałam szybko działać. Z tego względu podbiegłam do okien. Odsłoniłam kotary, nieznajoma podeszła do mnie, po czym z uśmiechem na tworzy spojrzała w niebo. Księżyc jeszcze się nie schował, więc mam jeszcze trochę czasu. Wybiłam szybę od drzwi tarasowych, następnie wydostałam się przez nie na taras. Pomogłam bosej dziewczynie pokonać przeszkody w postaci szkła i wyprowadziłam ją na zewnątrz.

-Jak masz na imię? - zapytałam w pośpiechu.

-Neferet - usłyszałam odpowiedź na pytanie w mojej głowie, po czym oddała mi pokłon.

Porozumiewała się ze mną telepatycznie, zastanawiające.

-Nie mamy czasu, nadchodzi - z przerażeniem spojrzała na drzwi. -Schowaj się w pobliskim lesie, znajdę cię - rozszarpałam swój nadgarstek, po czym przyłożyłam do jej ust. 

Młoda dama wzięła kilka łyków, a następnie zeskoczyła z tarasu i skryła się w mroku.

Podbiegłam szybko do drzwi wyjściowych z nadzieją, że uda mi się stąd wydostać za nim Morgan tutaj dotrze. Ale był blisko, zbyt blisko. Wyczułam jego obecność zatem stanęłam na środku pokoju cierpliwie czekają, aż się tutaj zjawi. Z każdym jego kolejnym krokiem, moje serce biło coraz szybciej. Strach zjadał mnie od środka. Cóż za paradoks, jestem łowcą wampirów, zabiłam ich setki, a tego jednego nie jestem w stanie. W dodatku jest jedynym, który potrafi zmusić mnie do strachu.

Rozwścieczony Morgan wpadł do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Starałam się opanować moje przerażenie, ale niestety na darmo. 

Mężczyzna rozejrzał się po pokoju. Jego wzrok przykuły kawałki potłuczonej szyby na ziemi. Szkarłatne tęczówki zaświeciły się, a kilka sekund potem został mi wymierzony siarczysty cios w policzek. 

W tym momencie srebrzysty glob ustąpił miejsca słońcu, a mnie opuściły siły.

Upadłam.

Morgan podniósł mnie siłą, po czym rzucił mnie wprost na duże, wiszące lustro w złotej ramie. Kawałki opadającego szkła poraniły moją twarz, a gdy próbowałam się podnieść jeden z kawałków wbił się w moją dłoń. Jednakże udało mi się usiąść, wyciągnęłam obcy przedmiot z mojej ręki wydając przy tym cichy jęk. Uniosłam lekko głowę przecierając przy okazji swoje usta, z których wciąż sączyła się krew, ale wciąż nie utrzymywałam z nim kontaktu wzrokowego. Wampir podszedł do mnie, po czym uklęknął przy mnie.

-Jakim prawem tutaj weszłaś?! - złapał mnie za gardło. -Zabroniłem ci wchodzić do zamkniętych pomieszczeń - uderzył moją głową o pozostałości lustra.

Jęknęłam z bólu. Niestety nieśmiertelność opuściła mnie z momentem nastąpienia dnia. Teraz byłam śmiertelna, a każdy rany jakie mi zadał były odczuwalne przez moje ciało. W każdej chwili może pozbawić mnie życia, a ja nawet się nie obronię.

-Wołała mnie - ledwo wydukałam z powodu braku tlenu.

-Srogo mi za to zapłacisz - przechylił delikatnie głowę w prawo uśmiechając się przy tym złowieszczo oraz wzmacniając swój uścisk.


The hunters of darknessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz