Rozdział 4

481 27 9
                                    


Scarlet miasto niegdyś zamieszkałe przez śmiertelników. Z czasem przejęły je wampiry i nie zrobiły tego za delikatnie. Oczywiście wszyscy łowcy starali się obronić śmiertelników przed istotami nocy. Jednakże było nas nie wystarczająco, a nocne patrole nie zawsze skuteczne. Moje pijaweczki nauczyły się kryć przede mną w mroku. Dlatego nazywamy Scarlet miastem, które spłynęło krwią i wciąż nią opływa. 

Nie zamierzam przed Wami ukrywać, że to ulubione przez nich miejsce. Wprost oaza dla zbiegów, wygnańców, złoczyńców, czy po prostu dla grzeszników. Scarlet zostało wymazane z pamięci ludzi. Nikt nie zapuszcza się w te rejony, ponieważ wie czym to grozi. Skończenie jako czyjś obiad nie jest jednak kuszącą ofertą. To miasto już dawno wymarło, dosłownie umarło.

Gdyby nie fakt, że jestem łowcą zapewne również mój żywot zakończył, by się jako posiłek. Lecz wampiry oddają mi pewnego rodzaju szacunek, bądź prościej mówiąc w mojej obecności paraliżuje ich strach. Świadomość, że nocą jestem równa im dobija biedne pijaweczki. Dlatego za dnia muszę się dobrze kamuflować, bo gdy moce opuszczają me ciało staję się zwyczajnym, bezsilnym śmiertelnikiem.

Droga do wampirzego raju zajmie przynajmniej około dwóch dni. Księżyc powoli ustępuję miejsca słońcu, a szafirowe niebo zmienia swą barwę na błękitne niczym lazurowe morze.

Scarlet dawniej otaczały wioski. Zostały porzucone wraz z domami, które w większości jeszcze ostały przez swoich mieszkańców. Natomiast nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby spędzić w nich nocy. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że do miasta jeszcze kawał drogi. 

Hm...jak dobrze, że my nie posiadamy zdrowych zmysłów. 

Za dnia skryjemy się w jednym z pozostawionych samym sobie budynkom. 

Świta. 

Czas zejść do kryjówki, by za kilka nocy ponownie skryć się w mroku wyruszając na krwiożercze łowy.

A skoro mamy już kryjówkę w dodatku mamy dzień czas na moją szesnastogodzinną drzemkę.

(...) Jakiś czas później 

-Nyks! - z powodu zaspania ledwo mogłam rozpoznać do kogo należy głos. -Wstawaj do cholery! - krzyknął głośniej mężczyzna wyrywając mnie ze snu.

Wściekła wygramoliłam się z pod swojego cieplutkiego kocyka. Psstt...proszę nie pytać skąd wzięłam tutaj kocyk :) Nyks posiada wiele talentów, o których jeszcze nie wiecie.

Pierwsze co zrobiłam wstając zgarnęłam po drodze mój ulubiony złoty sztylet, którym za chwilę planowałam odebrać życie mojemu towarzyszowi. Setki razy tłumokowi powtarzałam, że mi się snu nie przerywa! A każdy próba kończy się śmiercią głupca. Trudno chyba czas znaleźć nowego partnera zbrodni.

Ze spuszczoną głową na wpół nieprzytomna zeszłam po schodach. Zatrzymałam się tuż przed drzwiami wejściowymi, gdzie zastałam dwie sylwetki. Przetarłam dłońmi oczy, odgarnęłam do tyłu włosy, które zasłaniały moją twarz i zabiłam wzrokiem Dashan'a oraz jakiegoś włóczęgę, który odgrażał się mojemu przyjacielowi.

-Nosz kurw...kurka jego mać! - krzyknęłam na ich widok. -Przerwałeś mój sen przez tego pachoła?! - zacisnęłam pięść.

-Jakbyś nie wiedziała to - przerwałam wypowiedź chłopaka.

-Milcz! - skarciłam bruneta. -A ciebie zaraz zajebię mój drogi! - posłałam mu złowieszczy uśmiech zacierając przy tym ręce.

Może za dnia nie posiadam nocy. Jestem śmiertelna i bezbronna, ale na pewno nie słaba. I nie zamierzam uciekać.

-Zaraz przekonasz się jak kończą ci, którzy przerywają sen łowcy - przemówiłam niepokojącym głosem idąc powoli w jego stronę.

Wampir chciał uprzedzić mój cios i jako pierwszy zaatakował. Uniknęłam ciosu, a gdy znalazłam się za jego plecami zadałam mu silnego kopniaka na wysokości żeber przez co zachwiał się i poleciał lekko w przód. Gdy ten odwrócił się w moim kierunku wykonałam celny rzut nożem prosto w jego zarobaczone serce. Padł przede mną na kolana próbując wydostać ostrze. Zbliżyłam się wymierzyłam kop w jego klatkę piersiową. Upadł. Stanęłam nad nim. Z odrazą patrzyłam mu prosto w oczy. Lewą nogę położyłam na rękojeści sztyletu i powoli zagłębiałam coraz bardziej ostrze w ciele nieznajomego.

-Było mnie kurw...kurczaczki budzić?! Teraz zdechniesz za to! Kurw...kurde jak ja was nienawidzę szmaciarze - z premedytacją wbiłam nóż do samego końca.

-Nadchodzi. Odpowiesz za czyn. Tuż za tobą - wymamrotał niezrozumiale przed śmiercią.

-Dallas? Czekam z niecierpliwością - pomyślałam.

Twarz wampira poszarzała podobnie jak całe jego ciało. Miałam pewność, że nie żyje, ale tak na wszelki wypadek nachyliłam się potem nad nim i dla bezpieczeństwa wykroiłam jego zimne jak lód serce.

-Hatfu na ciebie - naplułam na ciało - Ty ścierwo - wymruczałam pod nosem, odwracając się na pięcie.

-Zostaw łajzę - rozkazałam Dashan'owi. -Będzie na przestrogę dla pozostałych - dokończyłam zdanie stojąc tyłem do towarzysza.

Położyłam dłoń na poręczy oraz prawą nogą stanęłam na pierwszym stopniu schodów.

-To zostaw im jeszcze karteczkę z napisem nie budzić łowcy - odrzekł ironicznie przyjaciel.

-Jak tylko skombinuję notes - przewróciłam oczami wchodząc na półpiętro.

Za dnia moje ciało męczy się w walce dwa razy bardziej niż nocą. Moja odporność na obrażenie spada plus chodzę cały czas poddenerwowana. Nienawidzę się w takim stanie. Zadziwiające, że ludzie potrafią tak na co dzień z tym żyć. Jednakże mam swoje drzemki, które są dla mnie zbawieniem i ratunkiem dla otaczających mnie osób. 

Nie rozumiem jak można być wampirem i nie korzystać z drzemusi to najgorsze co może się przytrafić. Przecież to najlepsze na tym ziemskim padole. One są takie przyjemne i relaksujące, uwielbiam spać. Ba...kocham.

A właśnie a pro po spanka. Wracam pod zimny mój już kocyk bo straciłam wystarczająco czasu na pierdołach.

Morfeuszu już nadchodzę oddać się w Twoje objęcia.

Dobranoc moje pijaweczki. Nyks odmeldowuje się :)




The hunters of darknessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz