Rozdział 22

150 7 6
                                    

(...)

-Nyks!!! Chowaj się!! - usłyszałam krzyk mojego ojca.

(...)

Zbudziłam się ze snu.

Otworzyłam oczy. Nie wiedziałam co się dzieje, wszystko wydawało się takie obce, a świat rozmazany. Kiwając się na boki jakimś cudem udało mi się podnieść. W między czasie wzrok oswoił się ze zmrokiem i mogłam jak przez mglę dostrzec dwójkę moich towarzyszy. Którzy stali jak zahipnotyzowani i przyglądali się mojej osobie.

-K-kim, t-ty jesteś? - zapytali równocześnie.

Przyglądałam im się z niedowierzaniem, gdy dopiero po chwili coś mi się przypomniało. 

Sen.

Prędko pobiegłam do najbliższego lustra, a gdy dostrzegłam swoje odbicie zaczęłam krzyczeć na cały dom. W tym momencie ja chyba byłam w większym szoku niż oni.

-Dlaczego mam długie, piękne, proste i czarne niczym smoła, jeśli ja takich nie miałam? I czemu jestem taka blada?!! I co jest z moją temperaturom ciała? Czy ja jeszcze w ogóle żyję?! -spojrzałam zdesperowana na moich przyjaciół. -Gdzie moje brązowo-zielone oczy?! Czemu one są całe czerwone?! - uważnie studiowałam w lustrze kolor swoich tęczówek. -Zaraz, zaraz, a dlaczego nie czuję bicia mojego serca, za to słyszę jak wasze? - wrzeszczałam.

-Uspokój się! - zawołała Neferet. -Wdech i wydech - dodał Dashan.

-Bardzo...kurwa...śmieszne... - zacisnęłam pięści.

-Ale patrz na to z innej strony, jesteś piękna pani - dziewczyna starała się mnie pocieszyć.

-Piękna mówisz? Ta uroda potrafi doprowadzić do szaleństwa - na mojej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. -Przez tą urodę nie jeden amant zginął - wyprostowałam po chwili swoją wypowiedź.

-Jak to? - dopytywali.

-Każdy mężczyzna, który mnie ujrzy zakochuję się we mnie nie do opamiętania. Ta miłość doprowadza go do szału i prędzej czy później odbiera sobie życie. Jestem zakazanym owocem, którego wszyscy pragną. Dlatego nie mogę dłużej z wami tutaj przebywać, nie mówiąc już o tym zewie krwi, który mnie woła - uniosłam brwi wyszczerzając się przy tym tak, aby błysnąć swoimi kłami przerażonej dwójce.

-A czy istnieje mężczyzna, który nie dał się omamić twoją urodą? - dziewczyna dalej drążyła temat.

-Istnieje - odpowiedziałam krótko.

Szkarłatna pełnia niedługo dobiegnie końca. Czas powoli nieubłaganie mija, a ja muszę podjąć decyzję, która zaważy na całym moim przyszłym życiu, o ile takowe istnieje.

Umrzeć i odrodzić się na nowo tracąc przy tym młodość, urodę oraz nieśmiertelność. Czy prosić Morgan'a o pomoc i nie tracić młodzieńczego życia? Która z dróg będzie słuszną?

Podeszłam do okna, spojrzałam na księżyc. Przez to, że tak długo byłam nieprzytomna straciłam sporo istotnych minut. Szkarłat powoli zanika, a ja muszę się śpieszyć.

Pożegnałam swoich przyjaciół. Nie tak miało wyglądać moje odejście, ale jak zawsze wszystko się skomplikowało nie dając mi szansy zakończyć tego tak jak powinnam. 

Wybiegłam na dwór, zatrzymałam się po środku polany zastanawiając się, w którym kierunku się udać. W lewo na polanę wiedźm, czy w prawo do pałacu Morgan'a.

W dodatku odczuwam niezaspokojone pragnienie. Powinnam się szybko pożywić, bo nie wiem jak długo tak pociągnę. Ledwo udało mi się opuścić kryjówkę, by nie zranić Dashan'a, albo Neferet. Swoją drogą nie było mi łatwo powstrzymać się od rozszarpania im gardeł, lecz jakimś cudem udało mi się. Może jakieś moce, bądź bóstwa lunarne uznały, że chociaż tego nie będą mi utrudniać w tą ciężką już dla mnie noc i mi odpuszczą.

Szkarłat zanikał, a ja osiągnęłam dopiero podstawową formę do zaawansowanej potrzebny mi Morgan. Straciłam za dużo czasu, a pełnia trwa zaledwie kilka minut. Biegiem pokonywałam spowity mrokiem las oraz jego krwawe ziemie. W tamtej chwili nie obchodziło mi, że obserwują mnie jakieś istoty. Odprowadzają wzrokiem po sam pałac. 

Czułam powoli jak słabnę, a winowajcą tego był nie kto inny jak księżyc, który powolnie odkrywał swe srebrne oblicze.

Z trudem dobiegłam do rezydencji, a gdy już tam byłam oniemiałam. Czarny pałac otworzył przede mną swą bramę, a w każdym jego oknie paliło się światło. Zdumiona jego widokiem weszłam do środka. Ku mojemu zdziwieniu ujrzałam wszystkich jego lokatorów. Budynek ponownie tętnił życiem. Po korytarzach krzątały się sprzątaczki skrupulatnie czyszczą najmniejsze fragmenty domu. W głównym holu witali mnie lokaje, a służba salonie kłaniała się na mój widok.

Czy ja wciąż śnię?

Świece na korytarzu zapłonęły. Wskazując mi drogę do sali tronowej. Ruszyłam za ich kierunkiem. Tak jak przewidział Morgan, scenariusz który przedstawił właśnie się ziszcza. Przekroczyłam próg pomieszczenia, a na końcu jego na złotym tronie ujrzałam wampira. Siedział ubrany w czarny garnitur z założoną nogą na nogę podpierając ręką swój podbródek i cierpliwie czekał, aż podejdę bliżej. 

Gdy staliśmy twarzą w twarz dostrzegłam, że nie ma przepaski na oczach. Po tylu latach ponownie mogłam ujrzeć jego zjawiskowe, nienaturalnie błyszczące się kolorem szkarłatu tęczówki. Jego białą jak śnieg gładką, połyskującą cerę bez najmniejszych nieskazitelności. Czarne jak smoła włosy, zaczesane do tyłu i lekko uniesione sprawiały wrażenie lżejszych od powietrza. 

Wstał z tronu. Wyprostował się dumnie i wyciągnął w moim kierunku zimną jak lód dłoń. Podałam mu swoją rękę, po tym przechylił delikatnie swoją głowę raz w prawo, a następnie w lewo bacznie mi się przyglądając. Nasze spojrzenia skrzyżowały się.

-Przyszłaś prosić o pomoc? - przemówił lodowatym głosem.

-Tak - odpowiedziałam nie zastanawiając się dłużej. -Proszę, pomóż mi - dodałam po chwili.

-Jakbym mógł ci odmówić - uśmiechnął się lekceważąco.

Po tych słowach Morgan wziął mnie w objęcia, a ja po chwili poczułam jego zimny, ale przyjemny oddech na mojej szyi. Kilka sekund później doznałam nieprzyjemnego uczucia ukłucia. Kły wampira przebiły moją skórę. 

Wszystko trwało dosłownie z dwie minuty. Przez moje ciało przeszła dotkliwa fala bólu. Miałam wrażenia, jakbym płonęła. Jednakże Morgan był o dziwo bardzo delikatny. Na każdym kroku starał się, aby nie wyrządzić mi za dużo krzywdy i bym nie musiała cierpieć zbyt mocno. Zapewne dlatego nie poczułam nawet, gdy zakończył. 

Od teraz krew Morgan'a krąży w moim organizmie.

Szkarłatna pełnia przeminęła. Mój życiorys został przypieczętowany.

Wraz ze zniknięciem krwawego księżyca, straciłam przytomność, będą wciąż w objęciach władcy wampirów.

Żegnaj srebrny globie, od którego byłam zależna tyle lat. Od dziś nie Ty mym panem...

The hunters of darknessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz