Rozdział 33

152 8 1
                                    


Ostatnim razem wypad do miasta nam się nie udał, dlatego uznaliśmy że powtórzymy nasze wyjście.

Wybiła godzina 20:00 jak dotarliśmy do centrum miasteczka. Tym razem zostawiłam moją czarną bestię w garażu, ponieważ zamierzam poszaleć, a nie chciałabym, aby ktoś w tym czasie ukradł mustanga.

W stanie Oregon znajduje się bar, który rekordy popularności biję szczególnie nocą. I raczej zwykli mieszkańcy tutaj nie przychodzą, ani nie zapuszczają się w rejony lokalu szalonego Jack'a. Zatem miejsce idealne dla nas.

Przed budynkiem na parkingu stoją drogie, sportowe auta oraz motocykle. 

Wchodzimy do środka, panuje tam spory tłok. Ubrana w małą czarną przykuwam uwagę mężczyzn, zaś Ray'a pożerają wzrokiem obecne tam kobiety. Kierując się w głąb lokalu dostrzegam dwójkę moich dawnych znajomych. Łapię demona za rękę, po czym prowadzę w kierunku stolika, przy którym siedzą. Zatrzymujemy się przed nimi. Przyglądają nam się z wrogością, lecz kiedy odzywam się do nich poznają mój głos, gdyż to jedyna prawdziwa rzecz, która jeszcze we mnie pozostała z dawnej mnie. 

Przysiadamy się do nich. Pytam co ich tutaj sprowadza, a w odpowiedzi dostaję informację, że poszukują wampira, który ukrywa się wśród ludzi oraz często odwiedza tutejszy bar. Spoglądam na nich z zaciekawieniem i zaczynam sobie analizować całą sprawę. Zastanawiam się, czy pozwolić im na zabicie jednego z nas. Jednakże z drugiej strony nie obchodzi mnie śmierć jakiegoś wampira. Póki nie polują na osoby, które są blisko z moim otoczeniu są bezpieczni. Bo choć to moim przyjaciele nie znaczy, że mogą atakować osoby istotne dla mnie. Gdyby kiedyś nadszedł taki dzień wyjdę im naprzeciw. Stanę z nimi twarzą w twarz, a wygranym będę ja. Na wieki pogrążą się w ciemności, ale może kiedyś spotkamy się ponownie, a  oni wybaczą mi mój czyn, ponieważ sami by tak postąpili na moim miejscu. Jednakże miejmy nadzieję, że nie doczekamy takiego dnia.

Zamawiamy kolejkę u barmana, a łowcy streszczają mi swoją misję. Nie pytają mnie o szczegóły jak wygląda teraz moje życie i nie odnoszą się do faktu, że jestem wampirem. Można rzecz, że ignorują mnie w pewien sposób.

W oczekiwaniu na pojawienia się celu Dashan'a postanowiłam zagaić rozmowę.

-Neferet, a jako moja podwładna nie powinnaś podróżować ze swoją panią? - spojrzałam na nią podpierając rękę swoją głowę oraz łapiąc prawą dłonią za szklankę z whisky.

Widząc dziewczyny zmieszanie wyjaśniłam, że tylko żartowałam. Gdyż rozumiem jej decyzję. Zniknęłam bez słowa zostawiając ją na lodzie, a obiecałam że się nią zaopiekuję. Natomiast teraz nie mogę zaproponować Egipcjance powrotu ze mną do rezydencji, ponieważ zbyt wielu krzywd tam zaznała. Z tego względu uznałam razem z nią oraz Dashan'em, że pozostanie z nim, zaś on przyrzekł dbać o jej bezpieczeństwo i przede wszystkim nie wciągać do zakonu łowców. Neferet jest zbyt cenna, by łowcy ją zniszczyli tak jak mnie. Tym bardziej kiedyś się po nią zgłoszę.

Do baru wysoki brunet w skórzanej kurtce oraz przeciwsłonecznych okularach wyglądający na około 40 lat. Minął nas i usiadł przy stoliku dla dwóch osób pod oknem w końcu pomieszczenia.

 -Dlaczego nie atakujecie? - szepnęłam do przyjaciół.

-Poczekamy, aż wyjdziesz - odpowiedział szatyn.

-Tyle czasu czekać na kogoś, żeby potem znów czekać aż opuści budynek - westchnęłam, po czym wypiłam na raz całe whisky jakie ostało się w mojej szklance. -Chyba muszę wam przypomnieć jak to się robiło - wstałam z krzesełka, po czym przeczesałam ręką włosy i ruszyłam w kierunku mężczyzny. Bez pardonu przysiadłam się do niego. Początkowo zaskoczyła go moja obecność, ale w końcu jak to facet z miłą chęcią wdał się w głębszą rozmowę ze mną.

W międzyczasie przy stoliku łowców   

-Od kiedy demony zadają się z wampirami? - zapytał uszczypliwie Dashan.

-Bywają wyjątki od tej reguły - odparłem znudzonym głosem spoglądając na Nyks siedzącą w oddali.

-Łączy was coś więcej, prawda? - przybliżył się do mnie. -Słyszałem, że wampirzyce szczególnie te o wysokim statusie społecznym biorą sobie za mężów wysoko postawionych w społeczeństwie mężczyzn, a ty chyba taki nie jesteś - puścił mi oczko.

-Łowco nie drażnij demona, kiedy jest miły, bo pamiętaj że mimo wszystko jesteś tylko człowiekiem - zmierzyłem go wzrokiem. -I nie myśl sobie, że masz jakiekolwiek prawa, by  wtrącać się w życie Nyks i mówić jej jak ma żyć. Bo rzeczy, które kiedyś was łączyły już nie istnieją - na mojej twarzy pojawił się lekceważący uśmieszek.

-Znam ją od dziecka, powierzyła mi wszystkie swoje tajemnice i to ja ją broniłem przed niesprawiedliwościami tego świata, więc nie mów mi że nie mam prawa - uderzył pięścią w stół.

-Broniłeś ją? - westchnąłem. -Gdzie byłeś, kiedy nocami zabierali ją do podziemi? Dlaczego pozwalałeś, by płakała w samotności, gdy zakon był pogrążony w mroku, a ona sama zamknięta w lochach? Mam wymieniać dalej? - spojrzał na mnie zaskoczony.

-Skąd wiesz o zakonie i rzeczach, które działy się za jego murami? - Neferet również zainteresowała się moją wypowiedzią i teraz uważnie nam się przysłuchiwała.

-Ponieważ tam byłem - odpowiedziałem krótko, po czym zerknąłem kątem oka na Nyks, która posłała mi potajemny uśmiech.

-Jak to?! - krzyknęli szeptem.

-Odkąd sięgam pamięcią towarzyszę jej na każdym kroku, lecz zawsze pod inną postacią. Dlatego może mnie nie pamiętać. Pierwszy raz natknąłem się na nią w pobliskim lesie koło rezydencji, w której mieszkała. Biegła z płaczem przez las, nie zauważyła mojej osoby przez co wpadła na mnie. Początkowo bała się, a ja czułem wstręt do jej rasy. Jednakże gdy puściła się w dalszy bieg na tereny zakazane interweniowałem. Żal mi się zrobiło tego dziecka. Późniejszymi czasy, gdy humor nie dopisywał uciekała nocami z domu, by spotkać się ze mną. Mogę przybierać różne postacie, teleportować się i nie tylko, dlatego gdy zabrali ją do zakonu co noc czuwałem przy niej na jej prośbę. Twierdziła, że wtedy czuje się bezpieczna. Przy najniebezpieczniejszej dla niej osobie czuła się bezpieczna, absurd czyż nie? - zaśmiałem się, a para przytaknęłam. -Po opuszczeniu zakonu i osiągnięciu przez nią dorosłości odsunąłem się na bok. Uznałem, że powinnam w dalszym życiu radzić sobie sama. Oczywiście nie znaczy, że nie przewinąłem się czasem tu i owódzie, by sprawdzić jak sobie radzi - puściłem oczko do Neferet.

-Demon opiekujący się wampirzym dzieckiem, a następnie łowcą wampirów? - odezwał się z niedowierzaniem w głosie Dashan. -Takie przypadki się nie zdarzają? Zresztą Nyks również o tobie nie wspominała - parsknął z niezadowolenia.

-Są tajemnice, o których mówi się tylko szeptem - przyłożyłem palec o ust uśmiechając się przy tym zwycięsko.


,,Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich. Kiedy spoglądasz w otchłań, ona również patrzy na Ciebie"

-Nietzsche

The hunters of darknessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz