Powiem szczerze, nie przepadam za chemią w szkole. W sensie lubię ją, ale nie zawsze ją rozumiem.
Nie idzie mi ona najlepiej, ale warto dodać, że nie jest też tragicznie, choć sam fakt, że planuję niedługo wiązać z nią przyszłość, może wydawać się komiczne w tej sytuacji. Plusem jest, że z każdą lekcją, utrwalam coraz więcej wiadomości, więc w głębi duszy, cieszę się, że tu jestem.
Dziś na przykład pani Brown utrwaliła we mnie myśl, że nie zdam tego przedmiotu.
– Spójrzcie na zadanie siedemset szesnaste w zbiorze, to jest na stronie dwieście trzeciej... Przecież to zadanie jest niewykonalne, na podstawie tak krótkiej informacji wstępnej i wiadomości, jakie macie mieć, nie jesteście w stanie tego zrobić! Zresztą jest powtórzony dwukrotnie kwas siarkowodorowy, a w tym wypadku, by móc zrobić to zadanie, musiałby to być bromowodorowy! – rzuciła rozemocjonowana sześćdziesięciolatka, rzucając książkę na blat. – Widzicie, nawet oni, układają zadania i się mylą, a pomyślcie, jaki ja mam problem, by ułożyć wam poprawnie test... Dlatego ja zawsze boję się zadań ze sprawdzianu.
Oj proszę mi uwierzyć – my też.
– Ale to jeszcze nic – kontynuowała, siadając przy biurku. – Zmienili sposób nadawania nazw w organie... Wiecie, jaki ja mam problem z tymi nazwami? Ja teraz dłużej nazywam niż uczniowie, bo oni walczą o oceny, a ja o przetrwanie!
Dobrze wiem, jak to jest.
Na każdej lekcji walczę, byś czasem mnie nie wzięła do tablicy, bo bym się chyba popłakała ze stresu.
Co jak co, pani Brown jest bardzo miła. Nie znam drugiej nauczycielki w tej szkole, która jest tak życzliwa, jednak... jest strasznie wymagająca, a jej sposoby nauczania, delikatnie mówiąc, nie działają na mnie.
Kiedy opowiada nam o czymś, mimo iż wkłada w to całe serce, osobiście mam wrażenie, że dyktuje nam definicje z podręcznika, której nie rozumiem. I tak tylko kiwam twierdząco głową, gdy pyta, czy wszyscy rozumiemy, z nadzieją, że jak przyjdzie czas przykładu, to zrozumiem. Zazwyczaj nie wychodzi to tak, jak planuję. Prawie nigdy.
Kiedy podaje nam przykłady, chcąc nas ustrzec, mówi jak nie należy danego zadania robić. Problem w tym, że mega mi to się zaczyna mieszać w głowie, i kończy się na tym, że robię zadanie trzy razy źle, bo to, co ona mówiła, że mamy nie robić, ja myśląc, że to, co pokazała, jest poprawne, robię i kończy się na tym, że wychodzi źle.
Nie będę liczyć ile razy już poprawiłam u niej sprawdziany. W ciągu roku byłam na poprawach u niej częściej niż u innych w całym swoim życiu.
Naprawdę, ja chcę tylko zdać tę chemię i mieć już spokój.
Moje rozmyślania, jak i zarówno lekcję przerwało pukanie do drzwi. Donośne "proszę" rozeszło się po sali, a po chwili do pomieszczenia weszła trójka dziewczyn z ciastem i z uśmiechem podały je nauczycielce. Na pytanie z jakiej to okazji, odpowiedziały, że zostały z kawiarenki, jaką organizowały jako wolontariusze i stwierdziły, że podzielą się z nauczycielką.
Jeżeli macie w przyszłości jakiś sprawdzian i chcecie go przełożyć, to z doświadczenia mówię, że wam się to nie uda.
Chociaż w sumie, mnie osobiście ciasto by przekupiło. A zwłaszcza napoleonki.
Po mniej więcej pięciu minutach rozmowy dziewczyny wyszły uśmiechnięte z sali, a kiedy drzwi na pewno się zamknęły, kobieta wypuściła glośno powietrze i ze smutkiem dodała:
– Jejuśku, teraz mi tak wstyd, że ja im tyle jedynek wczoraj powpisywałam.
Wiedziałam, że mają jakiś cel!
CZYTASZ
Little Bit Of Your Heart - ZAKOŃCZONE
Teen FictionKiedy twoje myśli krążą wokół tego ile testów i materiału do nauki masz przyszłym tygodniu, raczej nie wybiegasz w myśli "co by było gdyby". Tak też wyglądało życie Alice, do momentu kiedy nowa nauczycielka nie wpadła na pomysł, przez którą wcześnie...