Rozdział 32

3.5K 94 116
                                    

Naszą rozmowę przerwał dzwonek mojego telefonu, grający jeden z utworów Bona Joviego. Nie zwracając uwagi na to, kto dzwoni, szybko go odebrałam, by już po chwili, po drugiej stronie słuchawki usłyszeć jedną z krewnych – kuzynkę Hariet.

–Cześć Alice, kochanie, mam do ciebie sprawę. Czy mogłabyś się zająć Nettie w sobotę? Błagam, mam ważny wyjazd służbowy, i wiem, że ty masz zapewne naukę, ale wszyscy inni są zajęci, a nie chcę zatrudniać nieznanej mi osoby, do opieki nad Anette.

–Cześć, no jasne, że zajmę się malutką, dla mnie to sama przyjemność – powiedziałam rozweselona, na myśl o opiece nad dziewczynką. Nigdy nie miałam problemów z opieką nad dziećmi, a działało to na mnie tak pozytywnie, że niejednokrotnie po takim zajęciu planowałam tysiące rzeczy, jakie można by było zrobić, w trakcie nudy. Gotowanie, pieczenie ciasteczek, gry i zabawy.

–Naprawdę ci dziękuję. Będę koło dziewiątej z całym wyposażeniem przygotowanym, wrócę po małą koło dwudziestej. Jeszcze raz strasznie ci dziękuję, a teraz już zmykam, by ci nie przeszkadzać. Całuski!

–Pa!

Zakończenie rozmowy spotkało się również z zaciekawionym wzrokiem dwójki siedzącej przede mną. W zasadzie to wzrok ten widzę już od samego początku rozmowy, ale dopiero teraz się na nim jakoś mocniej skupiłam.

–"Malutka"? Masz na myśli tą prawie roczną dziewczynkę? – spytała Roxanne, popijając w międzyczasie kawę.

–Dokładniej mówiąc dziesięciomiesięczną Nettie. Przyjedzie w sobotę, a ja znowu wcielę się w rolę niani – odparłam, wzruszając ramionami. Praca niani zdecydowanie jest najprzyjemniejszą, jaką potrafię sobie wyobrazić.

–Należy również wspomnieć, że ci to wcale a wcale nie przeszkadza.

–Ani trochę.

–Ale jakoś jak niejednokrotnie miałaś się zająć Anabelle, kiedy była mała, to prędzej wyprzątałabyś cały ogródek, zamiast włączenia jej pierwszej lepszej bajki, by miała zajęcie.

–Pff, swoje to co innego. Ty też niejednokrotnie byś chciała zabić Lilli, a jednocześnie nie mogłabyś bez niej żyć. Tak to bywa w rodzeństwie. Moje próbuję zabić już od samego początku, a i tak za każdym ratuję je w kryzysowych sytuacjach – prychnęłam, na myśl jak niejednokrotnie osłaniało się Bell przed upadkiem, niejednokrotnie przy tym samemu się obrywało.

–Matt, masz rodzeństwo? – spytała Rox, jednocześnie lekko kopiąc mnie w kostkę, jakby chciała powiedzieć "skup się". Bardzo dobrze nawet wiem, co chce mi ukazać – że nie wiem o nim nawet podstawowych informacji, mimo tego, że trochę czasu z nim spędzam.

–Mam.

–A coś więcej?

–Cóż, mam też kota.

Roxanne wyglądała na zdezorientowaną, kiedy Matt udawał, że kompletnie nie wie, o co dziewczyna go tak naprawdę pyta. Miny, jakie strzelał, były wręcz komiczne, zwłaszcza gdy pomyśleć, że Rox cały czas jest poważna

–Opowiedz nam więcej – prychnęła, jednocześnie opierając się łokciami na blacie, kładąc przy tym brodę na dłonie złożone w piąstki.

–Cóż, ma czarny kolor sierści i kształt bliżej nieokreślony. Jest miły tylko, gdy coś chce. No i uwielbia irytować psa sąsiadów, wkurzając ich przy tym. Uwielbiam go za to.

–To teraz opowiedz może o swoim rodzeństwie.

–Wolałbym jednak o tym nie rozmawiać – powiedział, lekko przy tym pochmurniejąc. Czyżby coś było na rzeczy? Może coś się stało? – Och Alice – zwrócił się w moją stronę, chwytając moje poliki i lekko zmieniając moje miny, przy tym cały czas się śmiejąc na widok mojego wyrazu twarzy – znowu wyglądasz tak jakbyś myślała jak zbawić świat. Musisz zrozumieć, że bez względu na to jak bardzo będziesz tego pragnąć, świat zawsze będzie miejscem strasznym, a ty nic na to nie poradzisz – powiedział, jednocześnie cofając dłoń do siebie.

Little Bit Of Your Heart - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz