Rozdział 49

1.8K 54 52
                                    

Jechaliśmy samochodem, co rusz oglądając, jak dookoła delikatnie pada śnieg. I pomyśleć, że rano jeszcze na dworze nie było ani płatka, a teraz? Dobre siedem centymetrów białego puchu na chodnikach. Końcówka listopada daje już coraz bardziej o sobie znać.

W progu przywitała nas moja mama. Chociaż bardziej bym powiedziała w sumie, że zrobiła to już w momencie, kiedy tylko wysiedliśmy z auta. Poganiała nas, a z jej ust co rusz dało się usłyszeć rozpaczliwe jęki, o tym, że zaraz wszystko będzie zimne. Typowa ona. Mogę się założyć, że połowy jeszcze nie wyjęła z piekarnika, a drugiej nawet jeszcze nie wstawiła.

Podczas kiedy my zdejmowaliśmy kurtki, ona pędem pobiegła do kuchni. Kątem oka widziałam, jak otwiera mikrofalę, by włożyć do niej jakąś miskę.

Skąd wiedziałam, że tak będzie.

Po siedemnastu latach jestem w stanie stwierdzić, że znam ją jak własną kieszeń. Tylko że ona jest zaliczana pod tą bez dna – nigdy nie masz pewności, czym tym razem cię zaskoczy.

Zaprowadziłam Matt'a do salonu, gdzie czekał już tata i choć niezbyt był zadowolony z wizji bycia sam na sam z moim ojcem, zostawiłam go z nadzieją, że nie dojdzie do żadnych nieprzyjemnych pytań. Tata wcale nie jest taki zły, ale ma niekiedy swoje wyskoki.

Sama natomiast poszłam do kuchni, by jako pomoc kuchenna odciążyć mamę, poprzez dokończenie niektórych sałatek i pozanoszenie ich na stół.

– Więc... – odezwała się mama. – Jak wrażenia z konkursu?

Wizja występu sprawiła, że niekontrolowanie moje kąciki ust uniosły się do góry. To, co działo się na scenie, było niesamowite i mimo że sama do siebie mam zawsze duże wymagania, to dzisiejsze przedstawienie wyjątkowo zadowoliło mnie w całości.

– Po raz pierwszy poszło nam tak świetnie! – rzuciłam z uśmiechem, co od razu wywołało go również u mamy. I choć chcę opowiedzieć jej wszystko, co się działo od początku do końca, to jednocześnie trochę przeraża mnie wizja opowiedzenia samego momentu występu. Trochę tak, jakby to, co się działo na scenie, powinno zostać na scenie. – Spotkaliśmy Nathalie, była mega dumna z naszego występu, widać było, że jej się podobał. Poszło rewelacyjnie!

– Wierzę.

No tak.

Zapomniałam, że moi rodzice to dość specyficzni ludzie, a jakby tego było mało, z ciężkim do zrozumienia poczuciem humoru.

Potrafimy sobie dokuczać, przez co brzmimy, jak byśmy się wzajemnie nie lubili. Gdyby ktoś, kto nas nie zna, posłuchałby naszych rozmów, niejednokrotnie uznałby, że oszaleliśmy – choćby sytuacja, gdzie w wieku siedmiu lat wmawiali mi, że jestem adoptowana, albo kiedy dwa lata temu nad morzem mama zabroniła mi i Anabelle mówić do niej per mama, więc cały wyjazd zwracaliśmy się do niej "kochanka naszego taty". Równie często dało się też usłyszeć jak na licznych spotkaniach ze znajomymi, rodzice planują nas komuś sprzedać. Bez skutku.

Ciężko jest im też wyrażać dumę z naszych osiągnięć – naszych i Anabelle. I nie mówię tu o świadectwach, na nie wiedzą już, jak odpowiadać. Ciężko im szło, ale już zdążyli nauczyć się i przyzwyczaić do nowej dla nich reakcji. Raczej chodzi mi o takie mniejsze sukcesy, jak wygrana w jakimś konkursie czy udział w przedstawieniu. Nie powiedzą mi wprost, że chcieliby posłuchać, jak śpiewam lub recytuję, nie spytają też mnie o to, jakie pytania były na konkursie z biologii. Nie spytają się bezpośrednio czy pokażę doświadczenie chemiczne, za które dostałam wysoką ocenę.

Będą natomiast jasno dawać do wiadomości, że chcieliby sami zobaczyć, czy rzeczywiście zasłużyłam na dany wynik. Choćby przez dawanie zdawkowych odpowiedzi, które normalnie nigdy im się nie zdarzają. Będą czekać, aż sama zaproponuję, a kiedy już to zrobię w odpowiedzi usłyszę "jak już musisz, to powiedz".

Little Bit Of Your Heart - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz