Ostatnimi czasy Marlene była bardzo przygnębiona i wszyscy jak najbardziej wiedzieli dlaczego, w końcu plotki w Hogwarcie szybko się rozchodzą a jeśli chodziło o zakończeniu związku jakiegoś Huncwota była to błyskawiczna prędkość gdyż już cztery dni później nie było osoby, która by tego nie wiedziała. Blondynka widocznie schudła, miała czerwone od płaczu oczy a jej rumiane policzki jakby zapadły się w sobie. Lily wraz z Dorcas próbowały poprawić jej samopoczucie, ale kiedy po raz kolejny odprawiła je z kwitkiem odpuściły dając jej trochę przestrzeni, aby sama przetrawiła to rozstanie. Remus też nie wyglądał najlepiej, ale Lily szczerze wątpiła, aby związane to było z ich rozstaniem jak sądziła większość uczniów. Jedynie miała nadzieję, aby ich paczka się przez to nie rozpadła bo to było by powrotem do trzeciej klasy gdzie Marlene i Dorcas omijały Huncwotów szerokim łukiem, Lily spędzała czas z Severusem a Huncwoci nabijali się ze wszystkiego i wszystkich. Korepetycje Lily z Jamesem nie miały już żadnego sensu po dwóch spotkaniach gdzie dziewczyna wszystko rozumiała i transmutacje wychodziły jej za pierwszym razem a chociażby zmienienie koloru włosów z rudości w blond nie stanowiło większego problemu więc przestali spotykać się na korepetycje. Sam James miał mało czasu bo jako kapitan drużyny Gryfonów organizował pobór do drużyny i spędzał czas na treningach przez co Łapa chodził rozdrażniony i większość czasu spędzał albo z Peterem i Remusem lub ewentualnie umilał sobie czas jakąś niezbyt inteligentną dziewczyną, która chcichotała za każdym razem gdy powiedział w jej stronę komplement.
- Evans- Syriusz przysiadł się do Lily kiedy pod salą od eliksirów zaczytywała się w podręczniku.
- Black- odparła nie patrząc na niego dalej zerkając w książkę choć jej oczy nie poruszały się więc nie czytała jak zauważył chłopak.
- Nie sądzisz, że powinniśmy mówić do siebie inaczej niż po nazwisku?
- Możliwe- poparła go zamykając lekturę i wrzucając ją do torby.- Po co przyszedłeś? Bo wątpię, żeby pogadać o zwracaniu się do siebie po nazwisku.
- Dziesięć punktów dla Gryffindoru za poprawność pytania- zironizował Syriusz.- Ale masz rację przyszedłem spytać czy będziesz na meczu za tydzień?
- Nie wiem.
- To przyjdź.
- Mówię, że nie wiem.
- No to jak nie wiesz to przyjdź.
- Nie wiem co będę robiła za tydzień o jedenastej. Może będę mieć szlaban.
Syriusz spojrzał na nią z politowaniem śmiejąc się w głos na co i ona się uśmiechnęła.
- No dobra szlaban jest mało prawdopodobny, ale przez tyle lat nie było mnie więc po co mam iść tym razem?
- Dla Jamesa- odpowiedział jej tonem jakby było to czymś oczywistym.- Po tym waszym pocałunku chodzi jak na skrzydłach więc twoja obecność go zmotywuje, aby wygrać.
- A to gnida powiedział ci- syknęła Lily.
- Kto gnida?
I tak sam James Potter powitał ich swoją obecnością tak niespodziewanie jak był istotny pocałunek w bibliotece.
- Ty.
- Czemu ja?
- Bo powiedziałeś chłopakom o tym co się nie wydarzyło- objaśniła pokracznie rudowłosa.
- A chodzi ci o ten pocałunek, Liluś- zaśmiał się James a jego ręka zmierzwiła roztrzepotaną czuprynę.
- To nie był pocałunek- zaprzeczyła gwałtownie.

CZYTASZ
Just the marauders
FanfictionHistoria Huncwotów jest piękna, lecz niezwykle bolesna i nieszczęśliwa. Niestety nie udało im się żyć długo, ale ich lata szkolne można zaliczyć do tych najszczęśliwszych. I tak oto jest moja interpretacja ich przygód z dwóch ostatnich lat w Hogwarc...