34

1K 53 41
                                        

- Ach, Lily naprawdę zgłosiłaś się do Poppy, na jej medyczną pomocnicę, nic nam nie mówiąc?

Oczy czarnowłosej dziewczyny natrętnie świdrowały rudowłosą siedzącą naprzeciwko niej przy eleganckim stoliczku gdzie całą czwórką delikatnie sączyły sobie napój o jasnym, szampańskim ubarwieniu w podłużnych szampankach.

- Wybacz, Mary, ale zupełnie wyleciało mi to z głowy przez ten bal- westchnęła rozmarzona czarownica.- Zresztą to nic takiego.

- Nic takiego?! Nic takiego- prychnęła Dorcas mrużąc oczy.- Nadchodzi wojna, i kiedy nie będzie można dostać się do szpitala to będziemy wiedzieć do kogo się zwracać, aby nas zszywał.

- Nawet tak nie mów, Dorcas to starsza perspektywa- mruknęła niepocieszony tonem blondynka.

- Zawsze byłaś niepoprawną optymistą, Marly, ale taka jest prawda. Szykuje się wojna.

Lily wymieniła z nimi zaniepokojone spojrzenia, a kiedy atmosfera wyraźne się napięła, przemówiła Mary z delikatnym uśmiechem;

- A tak właściwe to w czym jej będziesz pomagać? Opowiedz nam o tym coś więcej.

- Wiecie- zastanowiła się głośno.- Pewnie drobnostki takie jak, uważnie jakiegoś eliksiru, pomoc przy uczniach, którzy zrobili sobie krzywdę i takie pierdółki.

- Pierdółki, Lily? Pierdółki to pomalowanie paznokci, a nie realna pomoc w czasach, kiedy jest potrzebna- powiedziała Dorcas.

Zanim z ust Evans, zdołało wydostać się jakiekolwiek nowe słowo do ich stolika podszedł Benio z niezbyt zadowoloną miną.

- Coś nie tak?- zapytała Marlene natychmiast łapiąc twarz chłopaka w dłonie, sprawdzając czy wszystko z nim w porządku.

- Powiedzmy, że póki co jest dobrze- odparł ponuro mężczyzna, ale Marlene widząc jego zbolałą minę postanowiła odpuścić, notując aby później pociągnąć go za język.- A gdzie nasi Huncwoci?- spytał zmieniając temat.

Faktycznie odkąd wszystkie zniknęły na parkiecie, zostawiając ich samych minęło już sporo czasu, a ich nie było nigdzie w okolicy widać.

- Z jednej strony, nie wiem czy chcę wiedzieć gdzie zniknęli, bo jest to jednoznaczne z tym, że mają kłopoty- powiedziała Lily patrząc na tarczę zegarka przypiętego do nadgarstka Fenwicka .- Ale z drugiej martwię się o tych debili więc musimy ich poszukać.

Jak powiedziała Lily tak się stało i dziewczyny unosząc sukienki do góry wstały z siedzeń wraz z Beniem udając się naprzód wejścia do Wielkiej Sali. Po nieco nerwowym obejrzeniu pomieszczenia przez Dorcas i sprawdzeniu najbliższych toalet przez mężczyznę za pomysłem Mary wyszli z zamku.

- Słyszycie to?- rudowłosa zmarszczyła brwi w skupieniu przysłuchując się odgłosom walki?

- Tak- potwierdziła szybko Meadowes.- Na Merlina jak wyciągnęli mnie z Wielkiej Sali tylko dlatego, że zachciało im się popojedynkować jak szczeniaki to osobiście poskręcam im karku.

- A ja ci w tym pomogę- warknęła Evans.

Im znajdowali się bliżej miejsca gdzie zapewne byli Huncwoci tym dokładniej było widać różnorodne światła, które wydobywały się z różdżek czarodziejii oraz głośne bardziej lub mniej przekleństwa idące w parze z wyzwiskami. Lily straciła wszelką nadzieję, że walczą tylko między sobą kiedy tłusta czupryna Snape'a pojawiła się na horyzoncie a zaraz obok niej już rozczochrane włosy Jamesa, które przestały być pod wpływem Ulizanny.

- Cholera- zaklęła cicho Lily kiedy promień z różdżki należącej do brata Syriusza minął ją o kilka cali.

Z tego co zdążyła zauważyć Huncwoci byli w trakcie walki z czwórką Ślizgonów, których doskonale znała; Snape, Black, Mulciber i Avery. No tak to przecież oni nieumiejętnie skrzywdzili Mary, co w tym przypadku było powodem do radości. Huncwoci nie mogli sobie odpuścić zresztą wcale im się nie dziwiła tak samo chciała dopaść tych sukinsynów więc wyciągając różdżkę ruszyła im na pomoc a za nią reszta osób, którzy wyszli z nią szukać pozostałych przyjaciół.

Ślizgoni mieli wyjątkowy problem z odpieraniem uroków bo kiedy kolejne zaklęcie uderzyło w tarczę wzniesioną przez Averego szybko się rozproszyli przez co nieco łatwiej było w nich trafić. Lily starając się nie wymawiając zaklęć na głos posłała drętwotę w kierunku Mulcibera, która trafia by go gdyby w ostatniej chwili się nie uchylił. W tej samej chwili coś błysnęło i krew buchnęła z nosa Jamesa, który został trafiony przez Severusa a następnie Regulus zaklęciem spowodował, że koszula na jego ramieniu się rozdarła przecinając mu skórę. Na nieszczęście było to ręka, którą władał różdżką więc złapał się za nią upadając na ziemię. Marlene zadziałała instynktownie od razu zaprzestała atak, i wyczarowała tarczę wokół przyjaciela jak gdyby tym gnojom wpadło do głowy wykorzystać ich słabość.

- Ty chory pojebie- krzyknął Syriusz do młodszego brata, który nie czując wyrzutów sumienia stał w jednym miejscu nadal trzymając w ręce wyciągniętą różdżkę.

- Pokażcie mi go- Lily przepchnęła się przez Syriusza, który nieco zablokował jej drogę. Szybko rzuciła okiem na obrażenia jakie odniósł chłopak mówiąc je na głos; - Nic groźnego, ale zemdleje nam zaraz.

I posyłając wrogie spojrzenie Severusowi, wręcz wymusiła zaprzestania walki. A James Potter próbując się nie poddawać, uniósł głowę czując jak powieki stają się cięższe a wszelkie dźwięki zostają stłumione.

*

Dni po balu upływały uczniom na robieniu prac domowych, nauki do testów i oczywiście plotkowaniu o tajemniczym spadnięciu ze schodów przez Jamesa Pottera. Studenci dochodzili do najróżniejszych teorii choć właściwie to nikt nie był nawet bliski odkrycia iż żadne spadnięcie ze schodów nie miało miejsca.

- Och, Evans! Jesteś stęskniłem się za tobą- przywitał się James szybko podnosząc się  z łóżka do siadu kiedy tylko zauważył rudy kucyk przyjaciółki.- Nie powinnaś być czasem na lekcji?

- Witaj, James- mruknęła kwaśno. Wcale, ale to wcale nie miała ochoty na jego śmieszne żarciki.- Mcgonagall puściła mnie dziesięć minut wcześniej bo wiedziała od pani Pomfrey, że się tobą opiekuję.

- Mogłabyś robić to już do końca życia- mrugnął do niej porozumiewawczo a ona wywracając oczami uśmiechnęła się lekko.

- Nie, zamęczył byś mnie psychicznie i wywaliła bym cię przez okno- zironizowała siadając na krześle obok odkładając torbę szkolną w nogach jego łóżka.- Jesteś naprawdę gigantycznym idiotą, Potter.

- Wcale nie, jestem czarujący!- oburzył się chłopak.

- Jeśli nazwać twój zakrwawiony nos czarującym to tak jasne, jesteś prawdziwym czempionem.

Uśmiechnął się do niej kącikiem ust, co odwzajemniła i już na niego nie spoglądając sięgnęła do szuflady gdzie znajdowały się potrzebne jej rzeczy. Między nimi panowała głucha cisza więc James postanowił zaryzykować kiedy chwyciła jego twarz w dłonie i zmieniała opatrunek na świeży.

- Evans...

- Huh?- spytała cicho.

- Umówisz się, ze mną?

- ...

- Evans?

- Tak.

***

Okejjj i tym lukrowym akcentem kończymy ten rozdział! Przepraszam, że rozdziały nie są tak często, ale zbliżamy się do końca tej opowieści co nie jest dla mnie szczęśliwe, więc odciągam to jak tylko się da. Chcę podziękować wam za taką aktywność tutaj, dopiero co dziękowałam wam za 10 tysięcy wyświetleń a jest już ich ponad 11 oraz ponad 700 gwiazdek. Wow. Dziękuję wam bardzo.




Just the maraudersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz