- Lily! Jak my się długo nie widzieliśmy, słońce.
- Starczy tych czułości James, widzieliśmy się zaledwie cztery dni temu!
Zaśmiała się głośno rudowłosa dziewczyna w mundurku z czerwonym krawatem i odznaką prefekta naczelnego na piersi, która taka sama widniała na szacie u jej towarzysza. Och, Lily zdecydowanie czuła się wypoczęta i pełna energii jak nigdy po niesamowitych wakacjach z przyjaciółmi nad jeziorem i nawet zacieranie rąk Syriusza na myśl tego, że James będzie mógł karać ślizgonów za najmniejsze przewinienie nie mogło jej wtedy popsuć humoru.
Zarzuciła ręce na barki Dorcas i Marlene, która dopiero co pożegnała się z Beniem, który odprowadzał ją na peron i z pełną uwagą starała się najprawdopodobniej wyszukać kogoś w tłumie rodziców i uczniów.
- Kogo szukasz Marley?- spytała Lily szczypiąc blondynkę delikatnie w ramię.
- Mojego brata Pete'a, nigdzie go nie widzę w tym tłumie dzieciaków- mruknęła ostatni raz zerkając na osoby, które tłoczyły się do pociągu.- Cóż trudno znajdzie się.
- Kto się znajdzie?
- Mój brat, Remusie. Trudno zobaczymy go na uczcie powitalnej teraz pewnie się zaprzyjaźnia i nawet nie myśli o mnie- westchnęła.
- Poradzi sobie- powiedziała twardo Dorcas.- Mając tak odważną siostrę musi.
- Nie podlizuj się- Marlene wystawiła język Dorcas, która sceptycznie prychnęła.
- " Bądź miła to nic nie kosztuje", " Nie bądź taka wredna Dorcas", bla bla bla gówno prawda. Raz spróbowałam być miła i o to co mam- chaotycznie pstryknęła palcami odchodząc od nich i znikając wśród osób wchodzących do pociągu.
- Dorcas na gacie Merlina nie bierz tak tego do siebie- krzyknęła za nią Mckinnon, ale pociąg akuratnie wydał ostrzegawczy gwizd przez co połowa jej wypowiedzi ostała zagłuszona.
W między czasie Lily odeszła od dziewczyn wraz z Remusem, który z lekkim uśmiechem na ustach czytał cienką lekturę. Nie chcąc mu przeszkadzać stanęła nieco dalej od Potter'a i z rękami położonymi groźnie na biodrach powiedziała ostrym tonem;
- Ty panie prefekcie naczelny, mamy zebranie było o tym w liście, później dokończysz te swoje knowania z Syriuszem.
- Już się robi pani prefekt naczelna- odrzekł z błyskiem w oku stawiając się obok niej.
- Gdzie Cassie?
- Prawdopodobnie już w pociągu jak reszta naszej ekipy Siri.
- To lecę ją odszukać, a wam też radził bym wejść do pociągu- wskazał na zegar przed ich twarzami, który wskazywał jedenastą za trzy.- No chyba, że wolicie zostać tutaj jak te czubki.
Ledwo Syriusz zszedł im z oczu Lily nieco się spięła. Owszem spędziła cały miesiąc w towarzystwie Jamesa, ale czasem bywały niekontrolowane przez nią momenty, w trakcie których wysoka i dobrze zbudowana sylwetka chłopaka ją onieśmielała.
- To co idziemy?- spytała nieco piskliwym głosem.
- Idziemy- James przeszedł kilka kroków po czym się zatrzymał odwracając głowę w jej kierunku.- A ty Evans rozluźnij się nieco.
Cholera jasna, zauważył!
Poczuła jak się rumieni i przeklinając swoją jasną cerę weszła za chłopakiem do pociągu starając się nie myśleć jak idący przed nią ścigający szeroko się uśmiecha. Och, już zaledwie po tygodniu nad jeziorem doszli do wniosku, że mówienie do siebie po nazwisku jest nieco problematyczne i nie do końca kulturalne...a raczej to James wyszedł z inicjatywą a ona na to przystała.
*
Z irytacją wypuściła dym z ust starając się nie rzucić papierosem o tą cholerną podłogę. Była miła... ŹLE... była wredna... ŹLE... starała się być sobą i nie myśleć o tym co.pomyslą inni... TEŻ ŹLE! I jak ona miała żyć? W pierwszym wypadku każdy myślał, że jest to jej fałszywa odsłona, w drugim zrażała do siebie ludzi a w trzecim, phi! Była uznawana za zwykłą ladacznicę bez kręgosłupa moralnego.
- Kurwa, nienawidzę tego świata.
- Co się stało, że kłamiesz najdroższa Cassie.
Nie było dużo osób, którym.mogla w pełni zaufać i być przy nich każdą wersją siebie. Ale on do nich jak najbardziej należał... Syriusz Black. Źródło jej prawdziwego szczęścia j miłości był jej słodką ucieczką od gorzkiej rzeczywistości. Wbrew pozorom nie przeklinała dużo wręcz przeciwnie dość mało i to w wyjątkowych sytuacjach, ale przez fakt, że była jak najbardziej wyzwolona niektórzy wiedzieli lepiej i więcej.
- Nic ważnego Syriuszu- machnęła lekceważąco ręką.
Złapał ją za nadgarstek i biorąc ówcześniej z jej ust papierosa wyrzucił go przez otwarte okno pędzącego pociągu. Chwycił jej dłonie i masując delikatnie palcami zbliżył do ust składając na nich pocałunek. Och, był jej cholerną ucieczką.
- Mam świetny pomysł Cassie, ale potrzebuje ciebie aby mógł się spełnić.
- Co kombinujesz Syriuszu?
- Tym razem nic słońce- mrugnął przez co posłała mu powątpiewające spojrzenie.
Dalej za wiele nie pamiętała jedynie jego wargi na swoich ustach i ciele oraz jak klamka łazienkowych, pociągowych drzwi wbijała się w jej nagie plecy.
*
- Minęliśmy już czterech czwartoklasistów, którzy łamali regulamin! To jest niedopuszczalne.
- Wyluzuj Lily, to tylko dzieciaki niech się bawią.
- Nie możesz mieć takiego podejścia Mcgonagall nie będzie z ciebie dumna!
- A kiedykolwiek była?
To zdanie skutecznie zamknęło usta Lily, która jedynie robiąc niezadowoloną minę warknęła coś pod nosem i łapiąc się Jamesa weszła do przedziału gdzie siedzieli dyskutujący Peter i Marlene i zaczytany Remus.
- A ty już z głową w książce Luniaczku?.
- Jak widać- odparsknął Remus przewracjąc kolejną stronę.
Niektóre rzeczy nie musiały się zmieniać mimo, że działy się co roku. Taka była kolej ich rzeczy, i nic nie można byłoby zmi nic. A nawet jeśli to Lily nie chciałaby tego zmi niqc za nic inn go gdyby wiedziała gdzie jest Dorcas?
***
Hello i'm back! Mam nadzieję, że się podobało. A ja lecę z nóg! Pytanie do osób, które czytają a chodzą jeszcze do szkoły... Czy tylko ja mam taki zły plan? I tak bardzo nie chce mi się tam znów iść?

CZYTASZ
Just the marauders
FanfictionHistoria Huncwotów jest piękna, lecz niezwykle bolesna i nieszczęśliwa. Niestety nie udało im się żyć długo, ale ich lata szkolne można zaliczyć do tych najszczęśliwszych. I tak oto jest moja interpretacja ich przygód z dwóch ostatnich lat w Hogwarc...