Śnieg delikatnie prószył zasypując błonia, swoimi śnieżnymi płatkami. Lily zmarznięta, pocierała dłonie w celu choć lekkiego ogrzania ich. Przeklinała swój wybór na kontynuację Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami owszem uwielbiała Hagrida, ale męczenie się ze sklątkami tylnowybuchowymi w taki ziąb nie było niczym przyjemnym. Schowała skostniałe palce do kieszeni kurtki i szybko czmychnęła do zamku. Zima w tym roku wyjątkowo ich nie oszczędzała prawie każdej nocy były mroźne wichury a w dzień nikogo nie dziwiły oblodzone ścieżki i zaspy ze śniegu. Lily nie była miłośnikiem zimy wołała zdecydowanie wiosnę, kiedy wszystko kwitło, robiło się ciepło a ptaszki wesoło ćwierkały. Kiedy weszła do zamku ogromna fala ciepła zalała jej ciało, czuła jak się roztapia oczywiście w przenośni. Rudowłosa odpięła kurtkę i powoli szła w kierunku siódmego piętra do wieży gryfonów. Nagle kiedy szła prostą drogą do pokoju wspólnego w sąsiednim korytarzu zamjaczyły jej ciemne włosy Dorcas. Nie była fanką plotek czy jakiegokolwiek podsłuchiwania i śledzenia, ale tchnęło ją przeczucie, aby iść za przyjaciółką. Szła za nią parę dobrych minut kiedy Dorcas zatrzymała się i weszła do nieużywanej sali do transmutacji. Lily delikatnie stąpając podeszła na palcach do drzwi i przystawiła do nich ucho.
- Wiesz, że powinniśmy przestać się spotykać.- rzekła Meadowes do jakieś osoby, której Lily nie była w stanie zobaczyć i póki co usłyszeć.
- Mówisz tak na prawie każdym spotkaniu Cassie i jak to się kończy, zawsze tak samo.- dziewczyna była już pewna drugi głos należał do Syriusza.
Wraz z Marleną miały podejrzenia do osoby, z którą spotyka się brunetka, ale nie sądziły, że jest to Syriusz. Oboje w końcu byli tacy sami zbuntowani, uwielbiający flirty, odważni i oczywiście pewni siebie. Ponownie oparła ucho o drzwi i nim zdążyła podsłuchać jakiekolwiek słowa usłyszała.
- Kogo podsłuchujemy Evans?- szepnął rozczochraniec.
- Potter!- syknęła Lily.- Nigdy mnie tak nie strasz.
James uśmiechnął się psotnie, ale nie odezwał się na jej odpowiedź.
- Nikogo nie podsłuchujemy chodź- pociągnęła chłopaka za ramię i zniknęli w końcu korytarza.
- Skąd tam się wziąłeś?- zmrużyła wściekle oczy dziewczyna i oparła ręce na biodrach przyjmując groźną pozę.
- Wracałem z Wielkiej Sali.- James wzruszył ramionami beztrosko.- A co martwiłaś się o mnie?
- Raczej o to czy mnie śledzisz- mruknęła bez cienia rozbawienia.- Skoro tak ja idę do pokoju wspólnego a ty?
Przytaknął jej głową i ruszył za Lily nie ociągając się. Szli nie odzywając się do siebie zajęci własnymi myślami. James o taktyce na kolejny mecz, a Lily o eseju z transmutacji.
- Jedziesz gdzieś na święta, czy zostajesz w Hogwarcie?- zapytał chcąc przerwać ciszę.
- Jadę do domu, mama zaprosiła całą rodzinę.- powiedziała niezadowolona. - A ty?
- Wraz z Syriuszem i rodzicami urządzamy święta w domu.
Weszli przez dziurę w obrazie podając uprzednio hasło brzmiące Czekoladowe Żaby. Oboje skinęła sobie głową i odeszli we własnych kierunkach ruda podzielić się informacjami z Marleną a Potter we własnym tylko znanym sobie celu.
Lily otworzyła drzwi dormitorium znajdując Mckinnon zaczytaną w jakimś romansie i zajadającą się budyniem.
- Hej Marleno pamiętasz jak zastanawiałyśmy się z kim spotyka się Dorcas?- Lily usiadła na łóżku.- Wiem już z kim.
Marlena oderwała się od lektury i odłożyła książkę na bok wpatrując się w przyjaciółkę ze zmarszczonymi brwiami.
- Z Syriuszem, zobaczyłam dzisiaj jak się spotkali.
- Evans ty i śledzenie ludzi kto by pomyślał?- blondynka uśmiechnęła się delikatnie zanurzając łyżkę w waniliowym budyniu.
- Drastyczne sytuacje wymagają drastycznych środków- oznajmiła bez skruchy.- Poza tym skąd wiesz, że ich śledziłam?- oburzyła się.
- I podsłuchiwałaś- rzekła Mckinnon celując w jej stronę łyżkę.
- Jak mówiłam dras...-
- Tak słyszałam już to nie musisz się powtarzać drastyczne środki bla bla bla- przerwała jej dziewczyna ignorując jej niezadowoloną minę.
*
Całą trójką siedziały w tym samym przedziale, w którym jechały we wrześniu do Hogwartu. Okazało się, że cała trójka wyjeżdża do domów wbrew temu co początkowo zakładały. Lily wpatrzona była w książkę od transmutacji, Dorcas poprawiała idealny makijaż a Marlena objadała się słodyczami. Drzwi od przedziału huknęły ukazując czwórkę Huncwotów ubranych w zimowe ubrania.
- Witajcie.- przywitali się grzecznie.
Rudowłosej wydało się to dziwne byli grzeczni za grzeczni. Nagle ciszę przerwały krzyki chłopców i dziewcząt z innego przedziału. Wściekła profesor Mcgonagall wpadła przez te same drzwi, przez które wparowali parę sekund temu chłopcy.
- Potter, Black, Lupin i Pettigrew! To wasza sprawka?
- Pani profesor na jakiej podstawie sądzi pani, że to my wywołaliśmy to poruszenie? My tylko grzecznie sobie siedzimy i nikomu nie wadzimy.
- Mi wadzicie i to już od sześciu lat- mruknęła bardziej do siebie niż do nich.- To prawda dziewczyny?
Dorcas nieprzytomnie skinęła głową a Lily widząc proszący wzrok okularnika, przeklęła instynkt, który kazał powiedzieć jej prawdę i uśmiechnęła się delikatnie potakując głową.
- Yhym- Marlena "pełna entuzjazmu" wyraziła swoją aprobatę do pytania nauczycielki.
Jak szybko się pojawiła tak szybko zniknęła zostawiając za sobą nieprzyjemne wspomnienie.
- Ostatni raz was kryje- powiedziała Evans odrywając się od książki i chowając ją do torby.
- Nie martw się Lily ostatni raz- mruknął Peter wyjmując ciastka z czekoladowym wypełnieniem.
- To co spotykamy się w święta?- spytał Black rozwalając się na siedzeniu.
- Boli cię głowa Black nie dam rady, cała rodzina się zjeżdża nie wypuszczą mnie- odparła zrezygnowanym tonem, lecz widząc jego spojrzenie dodała.- Nawet na to nie liczcie nie wpadniecie do mnie. Nie wpuszczę was.
- Ja wraz z rodzicami wyjeżdżam do dziadków we Francji- odpowiedział pulchny chłopak.
- Tak samo jak Peter jadę do rodziny gdzieś indziej- rzekła Dorcas.
- Szkoda. Byłoby ciekawie- mrugnął Potter powodując wybuch śmiechu w pomieszczeniu a samej pannie Evans wargi lekko drgnęły w delikatnym uśmiechu.
OGŁOSZENIE WAŻNE
Pomiędzy rozdziałami napisałam takie coś jak "Ogłoszenie" dla osób, które tej krótkiej notki nie przeczytały informuje, że pisałam tam o korekcie. O tym, że biorę się za nią itd. Ostatnio czytałam rozdział po "korekcie" i załamałam się. Nie jest to korekta a drobne skorygowanie błędów. Prawdziwą korektą zajmę się po zakończeniu tego ff, aktualnie to co kiedyś nazwałam korektą zmienię na "editowany". Cóż to tyle dziękuję za uwagę i widzimy się w kolejnym rozdziale w następnym tygodniu.
Edit dla wszystkich, którzy czytają:
Książka aktualnie przechodzi korektę.
![](https://img.wattpad.com/cover/211423708-288-k544719.jpg)
CZYTASZ
Just the marauders
أدب الهواةHistoria Huncwotów jest piękna, lecz niezwykle bolesna i nieszczęśliwa. Niestety nie udało im się żyć długo, ale ich lata szkolne można zaliczyć do tych najszczęśliwszych. I tak oto jest moja interpretacja ich przygód z dwóch ostatnich lat w Hogwarc...