Rozdział 1

1K 48 20
                                    

Pov. Tony

Istnieją pewnie ludzie, którzy nie lubią przeprowadzek. Pakowanie swoich rzeczy, opuszczanie znajomych, przyjaciół i swojego miejsca zamieszkania. Mi żadna z tych rzeczy nie przeszkadza. Wręcz ciesze się, że pozbędę się ludzi dookoła mnie. Nikt nie był na odpowiednim poziomie, żebym chciał się z nim zaprzyjaźniać czy chociażby kolegować. Otaczali mnie kretyni.

W Nevadzie, a dokładniej Las Vegas zostawiłem tylko jedną osobę za którą będę tęsknić, a jest nią mój najstarszy brat Xavier, który ma już dzieci i żonę. Podziwiam go za to, że się ustatkował. Ja chyba nie mógłbym być z kimś dłużej niż tydzień. Mój najdłuższy związek trwał równo cztery dni. Chyba nie są one dla mnie. Po co komu ta przereklamowana miłość? Za dużo z tym zachodu. Kwiatki, czekoladki, wierszyki, piosenki - na samą myśl mnie mdli.

Auto w którym jechałem do swojego nowego domu zatrzymało się. Wyjrzałem za okno i zobaczyłem walony zamek. Przysięgam, że cały dom wyglada jakby mieszkała w nim co najmniej Królowa Elżbieta. Trzy piętra, wieżyczki, podjazd i fontanna z przodu. Nie żebym narzekał. Życie w luksusie to coś o czym marzyłem od dawna, ale nie wyobrażałem sobie czegoś takiego.

- No tego się nie spodziewałem - powiedział mój starszy brat Ondreaz - Skąd oni mają tyle kasy?

Mowa tutaj o naszych rodzicach. Matka jest zawodowym prawnikiem, a ojciec prowadzi firmę sam do końca nie wiem jaką. I szczerze mnie to nie interesuje. Póki mam co jeść i gdzie spać to wszystko jest na swoim miejscu.

- Nie interesuj się, tylko się ciesz. Korzystaj, że rodzice cię utrzymują. Jakbym był na miejscu naszego ojca to kazałbym ci albo znaleźć pracę albo się wyprowadzić - prychnąłem.

- Dzięki. Zaczynam studia, a ty masz zaledwie osiemnaście lat. Nie masz nic do gadania licealisto. - Zakpił sobie.

Pozostawiłem to bez komentarza. W końcu z debilami nie ma co dyskutować. Przebiją cię swoją głupotą, że aż cię zatka. Oczywiście uwielbiam mojego brata, ale czasami nawet wkurza mnie to jak oddycha.

Wysiedliśmy z samochodu, ówcześnie dziękując taksówkarzowi za podwózkę. Rodzice z samego lotniska musieli już gdzieś jechać, a my mieliśmy zadomowić się w naszym „domu".
Pieprzony zamek.

Wyjąłem z kieszeni spodni klucz do drzwi wejściowych, włożyłem go do zamka i przekręciłem. Z sufitu zwisał ogromny żyrandol z diamentami, a my weszliśmy prosto do salonu z dwoma skórzanymi, beżowymi kanapami, kominkiem i telewizorem.

Wyjąłem telefon i wszedłem w wiadomości od matki, gdzie napisała gdzie znajdują się jakie pokoje. Prędzej bym się tutaj zgubił niż znalazł swój. Napisała, że pokój mój i Ondreaz'a znajdował się na trzecim piętrze. Że całe trzecie piętro było nasze.
Pieprzony zamek.

Rozejrzałem się za schodami, które były po lewej stornie wejścia i prowadziły na drugie piętro. Nie myśląc długo truchtem do nich podbiegłem i zacząłem po nich wbiegać na górę. Potem kolejne schody i takim sposobem znajdowałem się na ostatnim piętrze. Otworzyłem drzwi, które izolowały schody od wejścia do innego pomieszczenia. Przyjrzałem im się bliżej i znalazłem w nich klucz, który od razu wyjąłem. Jak coś to będzie można się zamknąć i nikogo nie wpuszczać. Zero narzekania innych. Otworzyłem drzwi i to co zobaczyłem dosłownie wprawiło mnie w osłupienie. Mieliśmy tutaj własne mieszkanie. Kuchnia w lewym rogu pomieszczenia, a po prawo trzy czarne, skórzane kanapy i ogromna plazma. Obok kanap stały piłkarzyki i rzutki, a na jednej części podłogi były specjalne panele do tańczenia. Wszystko było w ciemnych kolorach włącznie ze ścianami. Spojrzałem na to wszystko i prychnąłem. Bogaci to sobie mogą jednak pozwolić.

𝐖𝐞 𝐰𝐞𝐫𝐞 𝐧𝗼𝐭 𝐠𝐢𝐯𝐞𝐧 𝐚 𝐜𝐡𝐚𝐧𝐜𝐞✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz