Rozdział 8

653 48 10
                                    

Pov: Nick  (ᶜʳⁱⁿᵍᵉ ᵃˡᵉʳᵗ)

Chłopak zaczą zjeżdzać swoimi ustami po mojej szyji i w pewnym momęcie zrobił się bardziej nachalny. Pieprzony Tony dlaczego on tak na mnie działa? Po chwili ugryzł mnie w szyje co odwzajemniłem.

Po parudziesięciu minutchach ja przejąłem kontrolę, rozpiołem jego rozporek i powoli ściągałem bokserki, całując go przy tym po jego wyrzeźbionym torsie.

Kurwa.

Wróciłem wzrokiem do jego brązowych oczów i patrząc jak chłopak nie może przestać wzdychać

Widziałem, że był w huj podniecony ale próbował nie pokazywać tego, że mu to się podoba. Piepszony nawet w łóżku nie daje za wygraną.

• 🧸 •

Ja pierdole mój łeb. Obudizłem się ledwo przytomny. Spojrzałem na zegar, który wisiał ma ścianie - 11:04. Kurwa. W głowie szłyszełem tylko dzwonienie a moje gardło piekło mnie z wycięcznia.

Podniosłem się lekko z łóżka i dopiero teraz dotarło o mnie coś się w czoraj stało, Lopeza nie było, został tylko po nim ślady rozwalonej kołudry i prześcieradła.

Powolnym krokiem ubrałem na siebie wszystkie rzeczy, które znalazłem na podłodze i wyszedłem z pokoju.

Tylko błagam żeby nikogo nie było na kory...

Nie dokończyłem bo odrazu po wyjściu z pokoju zobaczyłem jak Jackob sprząta cały dom. Nasz wzrok spotkał się praktycznie od razu po moim wyjściu z pokoju.

-Uuu widzę, że ktoś tu wczoraj zaliczył jakąś dziewczynę.- uśmiechną się i poklepał mnie po ramieniu - spokojnie nic nie powiem Emmie, tylko lepiej załóż jutro golf do szkoły.

Jaki kurwa golf. O czym on do mnie mówi.

Wyszedłem z domu Jackoba i podpitym krokiem udało mi się dojść do domu, zaledwie w półtorej godziny. Oczywiście nie obyło się bez opierdolu od matki, że co ja sobie wyobrażam, że po co mi telefon skoro nie odbieram, że czy ja wiem jak ona się martwiła. Klasyk.

Odrazu walnąłem się na łóżko i zasnąłem w ręku z wodą.

• 🧸 •

Obudziłem się w niedziele rano. Z takim samym bólem głowy jak poprzednio, nie byłem wstanie ruszyć niczym.

Po długim leżeniu na łóżku postanowiłem wstać i wziąć zimny prysznic. To co zobaczyłem w lustrze było po prostu jedną wielką tragedią. Nie chodziło nawet o mój wygląd, tylko o to co znajdowało się na mojej szyi.

Malinki. Jebane malinki. Miałem ich chyba z siedem na całej szyi, już wiem po co mi golf do szkoły.

Czyli to się naprwdę stało. Nie chce mi się wierzyć w to, że przeleciałem Lopeza. Zaśmiełem się sam z siebie, mojego największego wroga. Boże co ja powiem Emmie. Pieprzony Tony musiał mnie jako pierwszy pocałować. To wszystko jego wina.

• 🧸 •

Przez cały dzisiejszy dzień w szkole próbowałem unikać jakiego kolwiek kontaktu z Tonym. Nie mogłem mu spojrzeć w oczy po tym co się stało wczoraj.

On też mnie tak jakby unikał, nie odzywaliśmy się do siebie, nie wkurwialiśmy siebie nawzajem.
Jakbyśmy przestali się nagle znać.

Widziałem jedynie, że ma na sobie szalik.

Gdy już miałem wchodzić do szatni i zakładać na siebie kurtkę, wpadłem na niego...

𑁍 • 𑁍 • 𑁍 • 𑁍 • 𑁍

Przepraszam za ten cringe na początku.😖

~Patrishia

547 słów

𝐖𝐞 𝐰𝐞𝐫𝐞 𝐧𝗼𝐭 𝐠𝐢𝐯𝐞𝐧 𝐚 𝐜𝐡𝐚𝐧𝐜𝐞✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz