Rozdział 7

718 46 31
                                    

Pov. Tony

- Przywalił mi! - krzyknął ze złości Samuel.

Chłopakowi ściekało bardzo dużo krwi z nosa. Podałem mu jakąś chustkę, którą miałem w kieszeni, a on bez zastanowienia przystawił ją do niego.

Obejrzałem się za uciekającym Nickiem i jego laską. Leszcz z niego i tyle. Co tu więcej mówić. Jego resztki honoru zniknęły. Uciekając przed nami sobie nie pomoże. Prędzej czy później i tak go dopadniemy.

- Zabije skurwiela! Słyszysz Austin! Zabije cię! - krzyknął za nimi Samuel tak głośno, że owa para odwróciła w biegu głowy w naszym kierunku.

Jedno jest pewne. Jeśli ja nie wykończę Nick'a Austin'a, na sto procent zrobi to Samuel.

• • 🚁 • •

Przez całą resztę dni tygodnia, Nick Austin nie przyszedł do szkoły. Nie mijaliśmy go na korytarzach, nie patrzył na nas na stołówce i nie było go na treningach. Jeśli mam przyznać z jednej strony mnie to cieszy, z drugiej nie. Komu będę teraz dawać w kość jak nie jemu? Narazie nie zamierzam sobie szukać kogoś innego na kogo mógłbym się uwziąć. Nick śmieszy mnie w tym co robi, bo przy okazji zachowuje się strasznie żałośnie.

Samuel'a dzisiaj nie ma, bo pojechał na jakąś zmienę szwów. Okazało się, że oprócz rozciętego nosa, jest on jeszcze złamany.

- W weekend jest impreza. - Zaczął temat Flynn.

- U kogo? - zapytałem.

- Niejaki Jackob. Gość jest w naszym wieku. - Zaczął rozglądać się po stołówce. - Patrz. To tamten blondynek przy drzwiach. - Wskazał na chłopaka opierającego się przy drzwiach wejściowych. Wygląda jak typowy nastolatek w amerykańskich filmach.

- Znacie adres? - Spojrzałem na każdego po kolei.

- Podeślę ci później - odpowiedział Darren, który dzisiejszego dnia był jakiś nieobecny. Nie wiem czy to dzisiejsza brzydka pogoda, ciśnienie czy może coś się stało. Ale trudno. Nie chce mówić to niech nie mówi. W końcu to nie moja sprawa.

- Spotkajmy się o 20:30 przed jego domem. - Każdy przytaknął.

Mam dzisiaj cholerną ochotę się ostro zabawić. Tak żeby moje całe ciało czuło, że żyję. Żebym nie pamiętał kompletnie nic.

• • 🚁 • •

Włożyłem na siebie czarną koszulę i tego samego koloru, podarte dżinsy. Powiesiłem na szyi drobny łańcuch, a na ucho zaczepiłem jednego kolczyka w kształcie krzyża.

- A ty gdzie się wybierasz? - Do mojego pokoju bez ostrzeżeni wparował Ondreaz.

- Na imprezę. - Popsikałem się jakimiś perfumami na co chłopak kichnął. Współczuje wszytskim, którzy mają na coś alergie.

- Eh. Też bym się na jakąś wybrał. - Rzucił się na moje wyjątkowo pościelone łóżko, przez co rzuciłem mu ostrzegawczy wzrok.

- Ty jesteś zbyt grzeczny na imprezy. Studenciku - parsknąłem.

- Yhym, bo na pewno bierzecie tam amfe, trawkę i takie tam. - Popadł w śmiech chłopak.

- Widać braciszku nie pamiętasz już co takiego się robiło.

Nałożyłem na siebie jeszcze kurtkę skurzną, która leżała na oparciu krzesła i włożyłem do niej telefon.

Czas się trochę zabawić.

𝐖𝐞 𝐰𝐞𝐫𝐞 𝐧𝗼𝐭 𝐠𝐢𝐯𝐞𝐧 𝐚 𝐜𝐡𝐚𝐧𝐜𝐞✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz