Rozdział 3

622 46 11
                                    

Pov. Tony

Dzień się jeszcze porządnie nie zaczął. Kurwa dwie lekcje minęły, a ja trafiłem do dyrektora. Przecież to tylko szafka. Nic wielkiego. Ojciec by za nią zapłacił i byłoby po sprawie. On pływa w pieniądzach, więc jedna szafka w te czy we wte nie zrobi mu różnicy.

- Przejrzałem twoją dokumentację z poprzednich szkół. - Rzucił na stół parę papierów i spojrzał na mnie zza okularów. - I muszę przyznać, że jestem zaskoczony. Problemy z agresją, wszczynanie bójek - zaczął wyliczać - Po co ci to?

- Czasami się nie kontroluję. - Starałem się jak najbardziej odwracać wzrok. Niech sobie nie myśli, że ma nade mną jakąś władzę. Jestem jedynym panem swojego życia i nie będę się specjalnie podporządkowywał jakiemuś facetowi po czterdziestce.

- Masz zadowalające wyniki w nauce. Piątki i czwórki to oceny o jakich niektórzy mogą tylko pomarzyć. - Na jego słowa uśmiechnąłem się chytrze. Nigdy nie byłem głupi. Jak myślisz logicznie to wszystko jest dla ciebie proste.

- Dodatkowo wcześniej dwa razy byłeś kapitanem drużyny hokeistów. - Zdjął okulary ze swoich oczu i położył na biurku. Mimowolnie spojrzałem w jego oczy. - Zadziwiasz mnie chłopcze. Jesteś bystry, ale brakuje ci trochę dyscypliny. Jak rozwaliłeś szafkę niektórzy uczniowie podobno trzęśli się ze strachu. Uważasz, że to dobra reakcja?

Wyprostowałem się na siedzeniu i położyłem łokcie na biurku dyrektora, co wyraźnie go zdziwiło.

- Powiedzieć panu o co chodzi? Cytując klasyka. Wolę, gdy ludzie popierają mnie ze strachu niż z przekonania. Przekonania są zmienne, strach zawsze jest ten sam - powiedziałem i spojrzałem z kpiną na pana przede mną.

- Widzę, że nie obijałeś się na lekcjach histori. Znasz jeszcze jakieś inne powiedzenia Stalina?

- Jeśli nie ma pan już do mnie żadnego problemu, to będę spadał. Zazwyczaj nie siedzę sobie z dyrektorkiem w gabinecie i nie rozmawiam z nim przy szklance herbaty. - Wstałem ze swojego miejsca, zakładając plecak na jedno ramię. Ostatni raz spojrzałem na cały gabinet i wychodząc oznajmiłam mu, że zapłacę za szkody.

Tym razem się nie powstrzymałem i trzasnęłam drzwiami, zwracając na siebie uwagę paru uczniów. Jednymi z nich była czteroosobowa paczka gości stojących przy szafkach. Patrzyli na mnie jak na swojego dobrego kolegę. W ich spojrzeniu było widać... uznanie.

Jeden z nich przywołam mnie gestem ręki, żebym do nich podszedł. Przez chwilę miałem moment zawahania, ale szybko się ogarnąłem i na odchodne wystawiłem w ich kierunku środkowy palec. Nie jestem psem na posyłki.

Z tego co zapamiętałem teraz powinniśmy mieć lekcję wf-u. Rozmawiałem już z trenerem od hokeja i opowiedziałem mu o swoich osiągnięciach. Słuchał mnie jak zaczarowany i powiedział mi, że sprawdzi moje umiejętności.
Jestem pewien, że już połowicznie jestem w pierwszym składzie. Z moimi zdolnościami pewnie zajdę jeszcze wyżej.

- Hej może oprowadzić cię po szkole. - Podeszła do mnie średniego wzrostu, brunetka, która zalotnie przygryzały swoją wargę. - Jestem Erin.

- Tony. Szczerze to z chętnie. Mam teraz wf. Pokażesz mi gdzie jest szatnia? - Posłałem jej jeden z moich specjalnych uśmiechów. Dziewczyna zaczęła głębiej oddychać i dobitnie patrzeć mi w oczy.

- Jasne. W tamtą stornę. - Zaczęliśmy iść korytarzem ramię w ramię. Zdezorientował mnie wzrok ludzi padający na nas, a dokładniej wszystkich chłopaków. Patrzyli z... zazdrością?

- Muszę cię o coś spytać. Dlaczego ludzie tak na nas patrzą?

- Oh nie mam pojęcia o co im chodzi. Może po prostu zazdroszczą, że rozmawiam z tobą, a nie z nimi. - Puściła mi oczko.

𝐖𝐞 𝐰𝐞𝐫𝐞 𝐧𝗼𝐭 𝐠𝐢𝐯𝐞𝐧 𝐚 𝐜𝐡𝐚𝐧𝐜𝐞✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz