Rozdział 24

469 42 10
                                    

Pov: Nick

Wygraliśmy. Na początku nie wiedziałem czy to prawda czy sen, ale to naprawdę się stało. Jebanemu Tony'emu udało się w ostatniej chwili trafić do bramki.

Nie zastanawiając się długo podjechałem jak najszybciej mogłem do chłopaka, żeby go uściskać, udało mu się. Czułem się dumny z naszej całej drużyny, o dziwo nawet Muhammed dawał sobie rade.

Przytuliłem Tony'ego przyjacielskim uściskiem i pomogłem mu wstać, ale on o dziwo nie był z siebie zadowolony. Wyglądał na przestraszonego?

- Wygraliśmy!.- krzyczał non-stop Darren w szatni.

Wszyscy gwizdaliśmy i klaskaliśmy ze szczęścia, tylko jedna osoba była nieobecna. Tony. Siedział na ławce i się nie odzywał, jak by go to w ogóle nie ruszało.

Co jest z nim nie tak?

• 🧸 •

Podirytowany tym, że muszę wstać wcześnie zacząłem się pakować. Dziś wyjeżdżamy. Jestem jednym z tych osób, które upychają do walizki wszystko co się da a potem zastanawiają się czemu się nie domyka, doszło to do takiego momentu, że musiałem usiąść na walizce, żeby się domknęła. Nie nawidzę pakowania się.

Wyszliśmy w pośpiechu z pokoju zostawiajac w nim ''syf", nie mieliśmy nawet czasu zjeść śniadania bo pod hotelem czekał już na nas autokar, który miał nas zawieść na lotnisko.

Kocham naszego trenera. Jest tak bardzo nie zorganizowany, że szkoda gadać. Kiedyś podobno zapomniał o kilku uczniach jak był z nimi na wycieczce, ale musimy się go i tak słuchać.

Zajęliśmy szybko byle jakie miejsca. Nie było czasu na zastanawianie się, bo nasz samolot miał odlecieć za równo godzinę. Lecz w tym jakże koszmarnym dniu dostałem, małą ilość szczęścia, przez ten pośpiech usiadłem obok Tony'ego w autokarze.

- Mogę się dosiąść?.- zapytałem licząc na to, że mi pozwoli.

Chłopak jedynie co zrobił to poparzył się na mnie i nic więcej nie powiedział. Zachowuje się tak od wczoraj, ja naprawdę nie wiem co się wydarzyło, ale zaczynam się on niego martwić.

Usiadłem po cichu obok Lopeza i przez prawie całą drogę w ogóle się do siebie nie odezwaliśmy. Stwierdziłem, że skoro nie chce ze mną rozmawiać to przynajmniej się wyśpię. Wyjąłem poduszkę pod kark i od razu gdy zamknąłem oczy - zasnołem.

• 🧸 •

Obudziłem się jak coś wielkiego nagle spadło mi na głowę. Walizka. Wystraszony podniosłem głowę, która była oparta na czyimś ramieniu. Nie na czyimś. Na ramieniu Tony'ego, który tak samo jak ja był teraz wystraszony.

Chwile później autokar zatrzymał się gwałtownie i wszyscy polecieliśmy do przodu. Nikt nie wiedział co się dzieje.

Po kilku minutowym staniu trener powiedział nam, że złapaliśmy flaka.

No to zajebiście.

Wysiedliśmy z autokaru przewietrzyć się, byliśmy na totalnym odludziu a nasz samolot odlatywał za dwadzieścia minut. Nie zdążymy.

*

Straciliśmy nadzieje, że wrócimy dziś do domu. Czekamy jak na zbawienie od pół godziny, nikt nam nie pomoże. Zacząłem się nudzić rozmową z Darren'em więc zacząłem szukać wzrokiem czegoś ciekawszego niż jego oczy. Mój wzrok przykuł Tony.

Siedział sam na murku. Nie wyglądał jak by się dobrze czuł, stwierdziłem, że skoro i tak nudzi mnie rozmowa z Darren'em to podejdę do chłopaka.

- Wszytko w porządku?.- zapytałem Tony'ego, który jakby chciał ukryć swój stan.

Po podejściu do niego bliżej zauważyłem, że jest cały zgrzany i prawie nieprzytomny. Co się z nim dzieje.

Popatrzył się na mnie tym swoim nie obecnym wzrokiem i upadł. Kurwa znowu.
Tym razem nie mogłem sam go sam zanieść do pokoju, bo go nie było. Trener zauważył co się stało. Przeklną coś pod nosem i sprawdził chłopakowi puls. Żyje. Zadziwił bym się jak by nie żył.

Gdy tylko Tony upadł wszyscy zebrali się wokół niego, trener zadzwonił po pogotowie, które przyjechało po godzinie. W tym czasie to on by mógł umrzeć z trzy razy.

Karetka zabrała nieprzytomnego Tony'ego razem z trenerem. W ostaniej chwili czterdziestoletni mężczyzna poprosił mnie, żebym pojechał z nimi. Bo stwierdził, że może się przydać. Reszta osób została z nauczycielem od historii.

Już chyba wole jechać z nieprzytomnym chłopakiem do szpitala niż czekać na zbawienie w środku niczego.
Przyjechaliśmy na sygnale pod szpital, chłopaka od razu gdzieś zabrali i straciłem go z oczu. Teraz pozostaje na nam czekać.

♥︎ ♡︎ ♥︎ ♡︎ ♥︎ ♡︎ ♥︎ ♡︎ ♥︎ ♡︎

~Patrishia

663 słów

𝐖𝐞 𝐰𝐞𝐫𝐞 𝐧𝗼𝐭 𝐠𝐢𝐯𝐞𝐧 𝐚 𝐜𝐡𝐚𝐧𝐜𝐞✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz