Rozdział 41

460 33 14
                                    

Pov. Tony

Szukaliśmy szczęścia w cierpieniu, szukaliśmy spokoju w morzu roztargnienia. Może już nigdy nas to nie opuści? Uczepi się ramienia, dłoni, umysłu i nie puści aż do ostatnich uderzeń serca. Może smierć jest jedynym i ostatnim wyjściem?

Pragnąłem zatrzymać Nick'a całego dla siebie. Nie dałbym go nikomu. Chroniłbym go za wszelką cenę, sam sprawiając sobie przy tym krzywdę. Ale mój ból wydawał się o wiele mniejszy, gdy widziałem jego ból. Może i by tak było? Ale to nie to jest nam pisane. Ja niedługo odejdę. Wiedziałem i wiem to doskonale. Zostawię go samego i nie mam na to wpływu. Zostało mi to narzucone. Może Nick znajdzie dziewczynę, przyszłą żonę, z którą założy sobie rodzinę? A może znajdzie lepszego chłopaka ode mnie i będą żyć w błogim spokoju, zapominając, że ja kiedykolwiek istniałem? Nawet nie chce o tym rozmyślać. To boli tak bardzo jakbym został zadźgany setkami noży. Ewentualnie tysiącami.

Chciałem zrobić z nim masę rzeczy. Odwiedzić miejsca, w których jeszcze nie byliśmy. Śmiać się do łez i trwać przy sobie, aż nie zapadnie ciemność. Taka przyszłość się nie wydarzy z powodów, których nie rozumiemy i których nie przyjdzie nam zrozumieć.

- Tony, co się stało z twoimi rękami? - zapytał chłopak.

Przechadzaliśmy się na małej plaży przy brzegu jeziora. W tym samym miejscu, a jednak oddaleni, niby tacy sami, a jednak poróżnieni.

- Nic ważnego, Nick.

Miał za dużo zmartwień na głowie. Nie chciałem dorzucać mu jeszcze swoich, chociaż i tak zrobiłem to już wcześniej. Odpowiedzi są o wiele gorsze niż zadawane przez niego pytania, a ja uporczywie nie chciałem, żeby wiedział co o tym wszystkim myślę.

- Do jasnej cholery, Tony! Martwię się o ciebie i chcę wiedzieć! Jesteśmy kurwa razem! Masz ze mną rozmawiać o takich rzeczach!

W pewnym momencie wyczuwamy kiedy tracimy kontrolę lub wiemy kiedy ją stracimy. Nie można za długo trzymać czegoś w sobie, bo prędzej czy później zniszczy nas to od środka. Tajemnice, kłamstwa, braki odpowiedzi.

- Nie wytrzymuje, ok? Mam tego wszystkiego dosyć! Może nawet i dobrze, że niedługo już mnie nie będzie.

- O czym ty...

Spojrzał na mnie niezrozumiałym wzrokiem. Tak bardzo chciałbym, żeby rozumiał. Żebym nie musiał tłumaczyć.

- Rodzice uważają mnie za potwora, objawy choroby są coraz to gorsze i martwię się, że prędzej czy później zastąpisz mnie kimś innym! Tak trudno to pojąć!

- Nie zastępie...

- Dobrze wiemy jak będzie, Nick. Ja umrę, a ty stworzysz sobie życie z pierwszą lepszą osobą! Bo w końcu on albo ona nie będą mieć tylu problemów! Będą lepsi. Potrzebujesz osoby, która zapewni ci stabilność, która będzie się o ciebie troszyczy...

- Wiesz co?

Dopiero teraz zwróciłem uwagę na jego twarz, bo byłem zbyt rozdrażniony tą sytuacją, by zwrócić na nią uwagę. Jego oczy stały się szkliste. I właśnie wtedy wiedziałem, że przesadziłem, że powiedziałem o jedno słowo za dużo.

- Nie wiesz czego potrzebuje. Nie wiesz czego chce. Zawiodłem się na tobie. Stworzę sobie życie z pierwszą lepszą, tak? Dobrze wiedzieć za kogo mnie uważasz.

Wytarł swoim nadgarstkiem spływającą po policzku łzę. Jego oczy były pełne bólu. I co najgorsze, że był to taki, który sam mu zadałem. Źle mnie odebrał. To nie tak miło zabrzmieć. Chłopak pobiegł w stronę z której przyszliśmy. Uchwyciłem jeszcze jego powiewającą koszulkę za pniem drzewa, kiedy zniknął w odmętach lasu.

Opadłem na trawę, kładąc się na plecach, twarzą prosto w niebo. Nasza pierwsza poważniejsza kłótnia. Tak dziwnie to brzmiało w mojej głowie.

- Kłótnia - szepnąłem i momentalnie się skrzywiłem. Nie lubię tego słowa.

Wiedziałem, że nie powinienem czasami mu mówić tego o czym myśle. Teraz pewnie ma mnie za totalnego dupka i frajera. Ale powiedziałem wszystko. W końcu chciał poznać moje zdanie. Szkoda tylko, że ująłem to w złych słowach.

Nie można pozwolić komukolwiek kiedykolwiek się zranić. Natomiast ciągle ranimy osoby dookoła. A ja nie chciałem zranić uczuć Nick'a. Jest ostatnią osoba, której chciałbym to zrobić.

Postanowiłem, że muszę do niego pójść i to wszystko raz, a porządnie załatwić. Im dłużej będę zwlekać, tym będzie jeszcze gorzej. Szkoda, że pojąłem to po trzydziestu minutach spędzonych na zimnej glebie. Czasem trzeba poświęcić trochę czasu, żeby coś zrozumieć.

Skierowałem się do naszego domku. Chłopak nie zna pobliskiego terenu, więc napewno musiał wrócić tam, a w związku z tym, że ja mam klucze do domu, pewnie siedzi na zewnątrz. Jeszcze będzie przeze mnie chory. Gorzej już być nie może.

*(Tutaj polecam włączyć piosenkę z załącznika)

Wspiąłem się po schodach, od drugiej strony domku na patio. Siedział z podkulonymi kolanami pod drzwiami. Wpatrywał się w oddalone jezioro przy którym parędziesiąt minut temu rozmawialiśmy. Zdałem sobie sprawę, że pewnie przez ten cały czas musiał widzieć moją małą, oddaloną sylwetkę.
Jego włosy mieniły się w blasku księżyca, zupełnie jakby one same dawały światło.

Usiadłem naprzeciwko niego. Nie popatrzył na mnie ani na chwilę. Uporczywie spoglądał w tworzące się na jeziorze fale. Sam wiatr przeszywał nasze ciała powodując na nich ciarki. Ale niebieskooki ani na milimetr się nie poruszył.

- Zaśpiewaj mi piosenkę. - Parę słów opuściło jego usta.

- Co...

- Proszę. Zaśpiewaj mi piosenkę.

Chciałem wiedzieć co siedzi w jego głowie. Zachowywał się jak małe dziecko, które było po prostu smutne. A był w tym tak samo przerażający jak i uroczy. I za to go kochałem. Za jego przełamywanie standardów. Za jego pomysły wzięte znikąd. Kochałem go...

- I had all and then most of you Some and now none of you.

Był dla mnie najważniejszą osobą w życiu na którą mogłem liczyć. Był dla mnie oparciem. Był moją poduszką w którą zawsze mogłem się wypłakać. Zawsze był kiedy go potrzebowałem.

- Take me back to the night we met. I don't know what I'm supposed to do Haunted by the ghost of you

Uwielbiałem; jego uśmiech, jego oczy, sposób w jaki na mnie patrzył. Był perfekcją, którą uwielbiałem, a z drugiej strony się bałem.

- Take me back to the night we met

Był mój. I tylko mój. Nikogo innego. I nawet gdybym umarł w tym momencie, wiem, że miałem najwspanialsze życie o jakie mógłbym poprosić. Bo był w nim on. Nick Austin, którego kochałem swoim całym złamanym sercem. Ale dla niego było gotowe bić na nowo. Kochać na nowo.

- Przepraszam - szepnąłem.

- Wybaczyłem ci dwie sekundy potem jak odszedłem.

Przysunął się do mnie. Siedzieliśmy, stykając się ramionami. Poczułem się w tamtym momencie inaczej. Nic nie opisze takiego uczucia. Jakbym odrodził się na nowo.

- Dziękuje, że jesteś. Naprawdę, Nick. Dziękuje.

Pogrążeni w miłości, w świetle księżyca, wiedzieliśmy, że posiadamy wszystko czego nam potrzeba. Patrzyłem na świat, mając drugi u swojego boku i nie miałem zamiaru nigdy go zostawiać.

• ❤︎❤︎❤︎❤︎❤︎❤︎❤︎

🥺

~ Maja

1071 słów

𝐖𝐞 𝐰𝐞𝐫𝐞 𝐧𝗼𝐭 𝐠𝐢𝐯𝐞𝐧 𝐚 𝐜𝐡𝐚𝐧𝐜𝐞✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz