Rozdział 27

501 38 14
                                    

Pov. Tony

Wczorajszego poranka, dzień po wyciecze, wstałem jak zawsze rano, żeby zacząć kolejny dzień. Niby nic szczególnego. W końcu dzień jak codzień.

Kiedy przetarłem rękami oczy, zauważyłem dziwne fioletowe plamy na moich nadgarstkach. Były to liczne siniaki. Jedne większe i bardziej fioletowe, drugie mniejsze i w odcieniach żółtego. Nie miałem pojęcia skąd się wzięły. Dzień wcześniej jeszcze ich nie było. Znalazły się tam nagle bez większej przyczyny, bo nie przypominałem sobie, co takiego zrobiłem, żeby je sobie ufundować. Kiedy próbowałem podnieść się z łóżka i iść do łazienki, dostałem silnych zawrotów głowy. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje, dlaczego moje ciało tak reaguje.

Przez cały dzień szkolny byłem niezbyt obecny. Starałem się zbywać ludzi, żeby móc pomyśleć nad sobą.

Tego samego dnia widziałem po kryjomu jak Austin zerwał ze swoją dziewczyną. Nie miałem pojęcia o co może chodzić. Z tego co widziałem na przerwach, nie kłócili się jakoś dużo, a między nimi układało się chyba dobrze. Nie widziałbym powodu na miejscu Nick'a czemu miałbym z nią zerwać. Lecz jeśli chłopak tak uważa, to nic go nie zatrzymuje. Ze swoim życiem może robić co tylko chce.

Po szkole przyjechał po mnie Garry. Jednak zamiast adresu do domu, podałem mu nazwę ulicy o przecznicę dalej od szpitala. Doszedłem do wniosku, że jeśli coś jest nie tak, to wolę o tym wiedzieć wcześniej.

• • 🚁 • •

I tak oto jestem. Oficjalny pierwszy dzień mojej choroby uważam za rozpoczęty. Czy się tym przejąłem? Nie za bardzo. Wiedziałem, że długo na tym świecie nie pożyję. Nie spodziewałem się tylko, że będzie to tak bardzo mało. Okazało się, że wszystkie dolegliwości jakie miałem z czasem zaczną się uspokajać i będzie ich coraz mniej, lecz potem mogą powrócić ze zdwojoną siłą.

Doszedłem do wniosku, że muszę zacząć korzystać z życia. Doceniać otaczających mnie dobrych ludzi, świat dookoła. Nie warto przejmować się problemami w wyniku zagrożenia. Nie traktuje się życia poważnie, bo i tak nie wyjdzie się z niego żywym.

Garry zawiózł mnie do szkoły. Przed wyjściem z auta jeszcze raz dokładniej zasunąłem na swoje rękawy bluzy, żeby zakryć siniaki. Narazie wiem o chorobie tylko ja i prędko się to nie zmieni. Nie chcę, żeby ludzie zaczęli traktować mnie inaczej. W końcu dalej jestem sobą.

Dalej jestem sobą...

Wszedłem do szkoły z uśmiechem na ustach. Kiedy okazało się jednak, że spoźniłem się na pierwszą lekcje i od razu wchodząc do klasy pani wpisała mi nieobecność, miałem to gdzieś. Może któregoś dnia bym trzasnął drzwiami i wyszedł, ale od teraz nie mogę się przejmować byle czym.

Rozejrzałem się po klasie w poszukiwaniu wolnego miejsca. Zobaczyłem wolną ławkę jak i wolne miejsce koło Nick'a. Wybrałem drugą opcję.

Ostatnio mamy trochę lepsze relacje. Praktycznie w ogóle sobie nie dogryzamy. Chłopaki tak samo przystopowali i ograniczyli się tylko do mówienia sobie hej na korytarzu. Nawet Samuel. Widać, że wycieczka zmieniła nas trochę bardziej niż myśleliśmy.

- Hej - powiedziałem do chłopaka.

- Czemu nie usiadłeś gdzie indziej? - zapytał skołowany chłopak.

- Bo wolę siedzieć tutaj.

Uśmiechnąłem się do chłopaka i zacząłem wyciągać potrzebne rzeczy na lekcje matematyki. Kiedy wziąłem do ręki długopis i zacząłem pisać temat, poczułem jak rękaw mojej bluzy się podciąga. Nick zobaczył siniaki na moich rękach, ale o dziwo o nic nie zapytał.

𝐖𝐞 𝐰𝐞𝐫𝐞 𝐧𝗼𝐭 𝐠𝐢𝐯𝐞𝐧 𝐚 𝐜𝐡𝐚𝐧𝐜𝐞✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz