Oliver
Czas jaki pozostał do wesela to zaledwie dwa dni. Oprócz tego, że jest gorąco w cholerę, to jeszcze nie mogę spędzić spokojnie czasu z moją dziewczyną. Nie jestem zły, bo rozumiem, że musi siedzieć w domu i pomagać mamie z innymi gośćmi, którzy są w każdym możliwym miejscu w ich domu. Z tego co wiem, u Alarica też jest pełno ludzi, dlatego musieli ich podzielić po połowie a i tak kilkunastu musi wynajmować pokoje w hotelu, w którym akurat pracuję. To akurat nie przeszkadza mi w ogóle, więcej ludzi to więcej szans na napiwki, chociaż i tak stawki w tym hotelu są dobre. Przebieram się w zwykłe ubrania, zgarniając kluczyki ze stolika. Przytrzymuję dłużej jedynkę na klawiaturze telefonu, wybierając tym samym numer Kate.
-Halo?
-Wróciłem z pracy, gdzie mam podjechać, słoneczko?
-Ym, jeżeli to nie problem to możesz kupić mi coś do jedzenia w maku? A później przyjedź na salę, bo pomagam dokończyć dekoracje.
-Nie ma problemu, mała. Do zobaczenia.
Wrzucam telefon na przednie siedzenie i włączam się do ruchu. W McDonald's nie zastanawiam się długo, w przeciwieństwie do innych osób i biorę pierwszy zestaw. Kate zje wszystko, więc nie muszę się zbytnio martwić. Drogę do sali znam już tak dobrze, że dojazd zajmuje mi tylko kilka minut.
-Twoje jedzenie.- przytulam ją od tyłu.
-Jesteś kochany, dziękuję.
Kate
Jedzenie jest cudowne, jak zawsze zresztą. Biorę ostatni łyk picia i rozglądam się po sali. Wszystko wygląda wspaniale. Na białych obrusach stoją serwetki oraz wstawki materiałów w kolorze jasnego błękitu. Jutro wieczorem dowiozą kwiatki w podobnych odcieniach i porozstawiają je w wielu miejscach. Za stołem młodej pary delikatnie spływa materiał mieniący się niebieskim kolorem, pod którym przyczepione są lampki. Wszystko wygląda naprawdę dobrze, a zostało jedynie związanie kokard na oparciach krzeseł, czym właśnie zajmuję się ja.
-Pomóc Ci?- Oliver bierze w ręce delikatny materiał, dokładnie mu się przyglądając.
-Jasne, to łatwe.
Z pomocą chłopaka zajmuje nam to mniej czasu niż na początku myślałam. Zbieram ostatnie rzeczy z środka parkietu i ruszamy do wyjścia. Chociaż tutaj mogliśmy pobyć chwilę sami, wygłupiając się. Nie narzekam na ludzi w domu, bo są naprawdę bardzo mili, ale to jednak wielka różnica, bo dotąd byłam tam tylko z mamą.
Dzień wesela
Mama od rana biega stresując się chyba jak nigdy dotąd. Mimo zapewnień moich i pań od dekoracji, że wszystko jest gotowe. Dzwoniłam niedawno do firmy kateringowej i kucharek, one też czekają w pełnej gotowości. Nic nie może popsuć tego dnia i ja jako druhna tego dopilnuję. Sam ostatni raz poprawia upięcie moich włosów, więc od razu po tym zabieram się za lekki makijaż. Zakrywam małe niedoskonałości, podkreślam oko, tuszuję rzęsy i psikam wszystko utrwalaczem.
-Matt jedzie z Oliverem od razu pod kościół? -zerkam na ostatnie ruchy pędzla przyjaciółki.
-Tak, będą czekać w środku.
Kiwam głową na znak zrozumienia. Wychodzę z pokoju idąc do salonu, gdzie mama stoi już w swojej sukni, z nienagannym makijażem i piękna fryzurą.
-I jak? Może być?- głos lekko jej drży.
-Wygląda Pani fantastycznie. -Sam wybiega zza moich pleców. -Alarica zamuruje.
Śmiejemy się jeszcze chwilę, ale zerkam na zegarek i chyba czas abyśmy i my ubrały swoje sukienki. Pomagamy sobie nawzajem, oceniając efekt końcowy.
-Idealnie, jeszcze zdjęcie i idziemy.
Zgadzam się natychmiast na krótką sesję zdjęciową z przyjaciółką, a kiedy mamy już kilka ładnych zdjęć schodzimy na dół. Sam wsiada do autobusu razem z innymi, ja natomiast pomagam mamie z sukienką i zajmuje miejsce obok niej.
Pod kościół dojeżdżamy w niedługim czasie mimo kilku korków po drodze. Wydostajemy się na zewnątrz, gdzie od razu dostajemy bukiety od florystek.
-Pamiętaj, wchodzisz pierwsza, ja zaraz za tobą i..
-Mamo! Będzie dobrze, oddychaj. - uśmiecham się i szybko ją przytulam. -Wchodzę.
Kiedy melodia z kościelnych organów zaczyna rozbrzmiewać w całym kościele, powoli przekraczam próg, kierując się prosto do ołtarza. Czuję na sobie wiele par oczu, ale tylko jedne przyciągają mój wzrok.
Oliver siedzi zaraz w pierwszej ławce razem z Mattem i Sam. Przygląda mi się dłuższą chwilę po czym posyła mi swój cudowny uśmiech i tyle mi wystarcza. Wygląda obłędnie w swoim dopasowanym garniturze i z błękitną muszką pod szyją. Włosy ułożył starannie, a to coś niespotykanego. Kiedy jestem prawie na miejscu, drzwi ponownie się otwierają, a wszyscy przerzucają spojrzenia na osobę za mną. Staję obok swojego krzesła, lekko obracając się w stronę mamy.
-Wygląda pięknie. -głos mojego ojczyma dobiega do moich uszu, przez co uśmiecham się jak głupia. Ma rację.
___
Cała ceremonia przebiega w spokoju, który zakłócają jedynie ciche pociągnięcia nosem ze strony bliskich. Ksiądz nie słyszy żadnych sprzeciwów, kiedy o to pyta, więc już po kilku minutach ogłasza to, na co mama tyle czekała.
-Ogłaszam was, więc mężem i żoną. Możecie się pocałować.
___
Wesele trwa w najlepsze. Wszyscy bawią się i wygłupiają na parkiecie, albo próbują potraw na stole. Dzięki degustacji tego wszystkiego w moim domu, wiem co jest dobre, a co wolę pominąć.
-Zatańczymy? Znowu.- Oliver wyciąga swoją dłoń w moim kierunku, czekając chwilę, aż ją przyjmę.
-Jak się bawisz, kochanie?- pytam, kiedy przytulamy się do siebie w powolnym tańcu.
-Dobrze, jestem najedzony, trochę wypiłem i mam przy sobie Ciebie. Czego mogę chcieć więcej?- powoli całuje moje usta.
-Cieszę się.- wtulam twarz w zagłębienie jego szyi, pachnie tak zniewalająco.- Kocham Cię, wiesz?
-Wiem, ja Ciebie też, słoneczko.
Niedługo później na salę wjeżdża piętrowy tort, który też jest pyszny. Po setnym toaście na cześć młodej pary, wszyscy wracają do zabawy. Rodzina Ala okazuje się cudowna, kilku wujków ciągnie mnie na parkiet, nawet jakaś starsza pani wyznaje mi, że zawsze chciała mieć wnuczkę i w końcu się doczekała.
W końcu nadchodzi czas na rzucanie welonem panny młodej i krawatem pana młodego. Oboje rzucają swoje rzeczy w ręce naszych przyjaciół. Sam i Matt zgodnie z tradycją już chwilę później, kołyszą się na parkiecie, otoczeni kołem ludzi.
-Już wiem na kogo ślub teraz czekamy. -blondyn porywa mnie znowu w swoje ramiona na parkiecie.
Po kolejnych kilku kieliszkach i wielu tańcach impreza w końcu dobiega końca. Razem z Oliverem pakujemy się tym razem do autokaru i odjeżdżamy razem z gośćmi do mojego domu. Zrzucamy zbędne ubrania, zamykam jeszcze drzwi na klucz i rzucam się na łóżko obok chłopaka. To był męczący, ale cudowny dzień.
***
Kolejny rozdział to już epilog, ale będzie podzielony on na dwie części ❤️
Mam sporo do przekazania z dalszego życia bohaterów, więc to chyba najlepsza opcja 😊
Mam nadzieję, że rozdział się podobał, w sumie to nic specjalnego, ale też musiało tu zaistnieć!
CZYTASZ
Nietykalna
Teen FictionHistoria dziewczyny, której los nie oszczędził, zostawiając na jej psychice brutalne ślady. Zagubiona uczy się na nowo kontaktów z innymi ludźmi, a zwłaszcza z mężczyznami. Jedna sytuacja zmieniła wszystko na gorsze, ale czy inna zdoła naprawić wyrz...