- To będzie pięćdziesiąt galeonów. - powiedziała pani Moon uśmiechając się do Harry'ego przyjaźnie. Bez słowa wyciągnął pieniądze z kieszeni i z Teddy'm uczepionym jego ręki wyszedł na mróz. Już drugi tydzień chodził na wizyty do szpitala, zamiast przyjmować Draco w swoich skromnych progach i zaczynał odczuwać skutki tych wizyt. Jednak kto powiedział, że posiadanie dziecka jest tanie? Zdrowie malca było najważniejsze.
Najgorsze było to, że każda kolejna wizyta było coraz trudniejsza. Teddy tak pokochał Mala (słowo Malfoy było dla niego za ciężkie), że przed wizytą zmieniał włosy na blond. Nawet chyba powoli starał się je prostować, aby bardziej przypominały fryzurę uzdrowiciela. Malfoy był dla niego przekochany, dawał mu te pieprzone lizaki i chwalił za każde nowe słowo.
Do Harry'ego próbował się odezwać po pierwszej wizycie. Zatrzymał go i starał przeprosić, ale Potter przerwał mu w połowie, mówiąc sucho:
- Uważaj, bo jeszcze zarazisz się moim pedalstwem. - po czym wyrwał ramię z uścisku blondyna. Od tamtej pory Draco jedynie swoją postawą przedstawiał skruchę. A szkoda, bo gdyby się bardziej wysilił, to by mu wybaczył. W końcu „pedał" nie był czymś do czego nie przywyknął. I po głębszych przemyśleniach stwierdził, że we wcześniejszych słowach blondyna było trochę racji. Jednak, skoro poza tym pierwszym razem nic nie próbował, to trudno. On nie wyciągnie pierwszy ręki.
Minąwszy skrzyżowanie tuż przed Dziurawym Kotłem zauważył świętego Mikołaja machającego do dzieci wokoło i krzyczącego radośnie „HOHOHO! Wesołych Świąt!". Z przerażeniem spojrzał na zegarek wskazujący również datę. Był dwudziesty grudnia! Do Wigilii zostało cztery dni, a on nie ma nic!
N.I.C.
Ani choinki, ani dekoracji, ani prezentów! Nic! O Boże... a przecież wszystkich kurwa zaprosił! Zupełnie wyleciało mu z głowy, że w Mikołajki zaprosił do siebie na święta Ginny z dziewczyną, Hermionę, Rona z Luną i Neville na Wigilię Przyjaciół! I jak on ma ich wszystkich ugościć nie mając nawet jednej bombki w domu?
- Teddy! Idziemy na zakupy! - powiedział mocniej ściskając dłoń chłopca i obracając się o sto osiemdziesiąt stopni.
- ZAKUPY! - pisnął chłopiec z lizakiem w ustach. - Harry i Teddy idą na zakupy!
O Matko Boska, gdyby te leczenie jeszcze nie dawało efektów, to może było by prościej, pomyślał wsiadając z chłopcem do autobusu. Mieli kilka godzin przed zamknięciem IKEA, a nie ma się co oszukiwać, jeśli chciał się zaopatrzyć w tanie pierdy to tylko tam.
Trzy tygodnie od rozpoczęcia terapii starczyły, aby Teddy zaczął naprawdę płynnie mówić. Trochę się zachwiał w mówieniu w momencie ich wielkiej kłótni, gdy Harry podał mu eliksir (zostawiony przez Malfoy'a przed wyjściem) w nieodpowiedniej dawce, oraz wtedy kiedy zmienił wizyty z wtorku i czwartku na poniedziałek i piątek, bo tylko wtedy ten tleniony zjeb miał wolne. Ale potem mowa malca ruszyła jak woda z odkręconego kranu. Mówił coraz częściej i coraz więcej. Czasami pojawiało się słowo, którego nigdy wcześniej Harry nie słyszał i chociaż było zniekształcone albo urwane, to nadal było SŁOWEM!
Wysiedli tuż pod wielkim sklepem i rzucili się w wir zakupów. Nie przemyślał tego co będzie potrzebował, a też nie znał się na tym zupełnie. Pierwszy raz w życiu organizował święta. Do tej pory spędzał je u Weasley'ów, a od nich szedł na chwilę do pani Tonks, by dać prezent chrześniakowi i staruszce. Nie ozdabiał pokoju, który wynajmował wraz z Ron'em i Neville'm bo po co, skoro na święta się rozjeżdżali każdy w swoją stronę.
Ale kiedy w kwietniu zamieszkał z Teddy'm w nowym mieszkaniu nie mógł się doczekać aż zrobi chłopcu idealne święta Bożego Narodzenia. Wszystko planował już w wakacje, ale potem życie pozmieniało plany na tyle, że jak widać nawet o tych świętach zapomniał.
![](https://img.wattpad.com/cover/217907026-288-k25391.jpg)
CZYTASZ
Amantes medicus #Drarry✅
أدب الهواةLord Voldemort nie żyje, Hogwart wrócił do funkcjonowania, a świat czarodziei może odetchnąć. Tylko, że wiele się zmieniło, ludzie umarli, zostawiając za sobą nie tylko wspomnienia, ale i rodziny. Harry Potter musiał nauczyć się nie tylko być doros...