Dzień wigilijny rozpoczął się głośno w niektórych z czarodziejskich domów. U Pansy skrzat rozbił szklankę, co spotkało się z wrzaskami pana Parkinsona i pisków biednego służącego. Weasley'owie jako głośna rodzina rozpoczęli poranek kłótnią z Fleur, która wspaniałomyślnie przyjechała dzień wcześniej aby pomagać, ale okazało, że się, według pani Weasley wszystko robi źle. Harry'ego wyrwał ze snu płacz Teddy'ego, bo malec rozciął sobie palca o zbitą sekundę wcześniej bombkę.
I tylko Draco w spokoju pił czarną jak smoła kawę, przeglądając świąteczne wydanie Proroka Codziennego. Jednak nie mógł się skupić na żadnym z artykułów. Nawet wywiad z jego ulubionym zawodnikiem Qudditcha go nie zainteresował na tyle, aby jego oczy nie zerkały co chwilę na zegarek, odliczając w głowie ile zostało do wizyty Pottera.
To, co się wydarzyło wczoraj nadal do niego nie docierało. Czy naprawdę przytulił się do bruneta? On?! Typ, który własnej matki nie tuli, a co dopiero obcego faceta?
Tylko, że to było silniejsze od niego. Już przed spotkaniem z Potterem czuł się jak największy dupek na ziemi, a kiedy zobaczył, że w oczach chłopaka zbierają się łzy... zadziałał instynktownie.
- Paniczu, za piętnaście minut powinien być pan w biurze. - powiedział Lulek, ścierając kurze z niewielkiego regału. Czarodziej jeszcze raz spojrzał na zegarek i zerwał się pośpiesznie.
- Wychodzę. - pożegnał się i teleportował prosto do swojego gabinetu, aby nie tracić czasu. Nigdy się nie spóźniał i nieważne co było w jego życiu osobistym, on nie pozwoli na to, aby reputacja ucierpiała.
Do Pottera zostało jeszcze pięć godzin. Do tego czasu, musi się skupić tylko i wyłącznie na swoich pacjentach.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Harry spojrzał z przerażeniem na tarczę zegara. Nie wyrobi się. Nie ma takiej pieprzonej opcji. Zmienił specjalnie godzinę wigilijnej kolacji na późniejszą, ale i tak się nie wyrobi! Co go podkusiło na to, aby robić to przyjęcie?! I dlaczego, na Boga, dlaczego po tym jak nałożył małemu plasterek to poszedł spać i spał do dwunastej?! Zamiast wziąć się do pracy! Przecież teraz nie zdąży. W dodatku Teddy nie ułatwiał zadania.
Był taki szczęśliwy, że będzie miał Harry'ego jeden dzień dłużej dla siebie, że nie pozwalał mu nic zrobić. Biegał za nim i kazał się bawić bawić bawić. A on musiał szykować.
Sałatka nie zrobiona. Ryba do galarety nadal się rozmraża. Łosoś wciąż w całości zamiast w filetach. A już jest szesnasta! Za trzy godziny mają przyjść przyjaciele, głodni jak wilki, a on? Z ręką w nocniku.
Skończyło się tym, że okrzyczał Teddy'ego pierwszy raz w życiu i mały obrażony siedział w salonie, a Harry'ego dopadły wyrzuty sumienia. Przecież to nie małego wina, że się cieszy. Dla niego to też coś nowego: zawsze spędzał święta tylko z babcią i z brunetem, który wpadał na kilka godzin i znikał. Teraz czeka go przyjęcie. O ile cokolwiek na nim poda!
W głowie kolejne rzeczy do zrobienia mieszały się ze sobą. Biegał między salonem, w którym ozdabiał stół, a kuchnią gdzie przypalał się sernik. I ciągle zdawało mu się, że o czymś zapomniał. O czymś, co było bardzo ważne.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Odłożył notatki dotyczące pani Kimberley i jej syna Adama i poprawił krawat, ze stresu. Zaraz miał wejść Potter. Stanąć w drzwiach jak zazwyczaj, z Edwardem, który podbiegnie do Malfoy'a po drodze zmieniając kolor włosów i będzie krzyczał już od progu „Mal". A zaraz za nim wejdzie brunet, jak zawsze z uśmiechem, ale błyskiem zazdrości o dziecko w oczach. Załatwią sprawy w piętnaście minut i się rozejdą. Tak było do tej pory, ale wiedział, że nie da rady być tak opanowany jak zazwyczaj.
CZYTASZ
Amantes medicus #Drarry✅
FanfictionLord Voldemort nie żyje, Hogwart wrócił do funkcjonowania, a świat czarodziei może odetchnąć. Tylko, że wiele się zmieniło, ludzie umarli, zostawiając za sobą nie tylko wspomnienia, ale i rodziny. Harry Potter musiał nauczyć się nie tylko być doros...