Chapter XLIII

6.7K 424 288
                                    


Artur Weasley kochał żonę od momentu, gdy pierwszy raz zobaczył ją w Wielkiej Sali Hogwartu na piątym roku nauki. Widział ją w każdym możliwym nastroju: szczęśliwą i dumną z ich pierwszego dziecka, załamaną i zestresowaną, gdy mieli brać ślub, a jej rodzice powiedzieli, że się na to nie zgadzają, wściekłą, kiedy walczyła z Bellatrix w obronie córki. Jednak przez trzydzieści dwa lata małżeństwa nie widział jej nigdy w takim stanie jak teraz, gdy szykowała kolację.

Od powrotu od Harry'ego, któremu miała tylko podrzucić pączki, tak jak wcześniej Lunie i Fleur, zachowywała się jak kłębek nerwów. Mamrotała pod nosem niezrozumiałe słowa, szykując pieczeń i wzdychała ciężko obierając ziemniaki. Nie powiedziała co ją trapi nawet, w momencie gdy rozkleiła się nad mizerią, szlochając w chusteczkę.

Każda próba rozmowy z żoną kończyła się wściekłym spojrzeniem kobiety i słowami „ty powinieneś wiedzieć co łamie mi serce." Po trzecim razie skończył próbować, zostawiając ją samą sobie i zaszywając się w garażu, bezpieczny od jej histerii.

Nie miał pojęcia co ją trapi, więc nie wiedział jak ma jej pomóc. Wieczór zbliżał się powoli, a zimne słońce chowało się za horyzont, oddając swoje miejsce księżycowi. Gdy do garażu doleciał zapach lekko przypalonej pieczeni, Artur czując jak trzaskają mu stawy, ruszył w stronę domu, mając nadzieję, że cokolwiek było jego żonie, już się skończyło. A jeśli nie, to przynajmniej będzie gotowa o tym porozmawiać.

Zastał ją przy stole, rozkładającą najlepszą zastawę jaką mieli w domu. Ubrana w najnowszą sukienkę, z przypudrowanym nosem była w jego oczach wciąż tak samo piękna jak wtedy, gdy skradł jej pierwszy pocałunek na wspólnym nocnym spacerze.

- Mamy gości? - spytał, bojąc się, że nawet te dwa słowa wywołają wybuch.

- Tak.

Ryzykując po raz kolejny, zapytał:

- Kogo?

Molly zatrzymała się z talerzem w dłoni i spojrzała na męża, wzrokiem tak zranionym, że biedny Artur zaczął się zastanawiać, co najlepszego nawywijał. Nie mogąc znaleźć w pamięci nic, co wytłumaczyłoby zachowanie kobiety, czekał cierpliwie, aż tak zdecyduje się odezwać.

- Twoja córka przyprowadza na kolację swoją... koleżankę.

Mężczyzna pokiwał głową nagle wszystko rozumiejąc. Nie wiedział, że Ginny zdecydowała się powiedzieć Molly, bo z jej słów wywnioskował, że woli z tym jeszcze poczekać i wybadać sprawę, ale skoro tak się stało, to się stało. Dziwiło go to, że zamiast słowa „dziewczyna", „ukochana", „partnerka" kobieta użyła słowa „koleżanka". Czy nie wiedziała jak to nazwać, czy może to naprawdę była tylko koleżanka, a on nie powinien teraz się odzywać, aby nie wkopać córki?

- Rozumiem. Miło będzie zjeść w towarzystwie młodych osób. Zawsze lubię słuchać nowych, świeżych pomysłów na temat świata. - odpowiedział, a Molly skrzywiła się.

- Jak mogłeś mi nie powiedzieć?

Ach... więc jednak wie.

- To nie jest moja sprawa.

- Ukrywałeś przede mną tak ważną informację! Ona też to przede mną ukrywała! Sądzicie, że jestem za głupia, aby być poinformowana, że Ginny jest... jest...

- Sobą? - zaproponował Artur, a na policzkach Molly wystąpiły rumieńce. - To nadal nasza Ginny. Ta sama, co przedwczoraj, rok temu czy jak miała dziesięć lat.

- To nie jest ta sama Ginny. Myślałam, że jest chłopczycą... a ona... takie coś...

- Molly. - imię żony wypowiedziane ostrym tonem sprawiło, że kobieta spojrzała na męża z konsternacją. Nigdy nie był stanowczy, nigdy się nie denerwował i nie złościł. Dlatego srogi ton nie pasował do niego. - Po co zaprosiłaś ją na kolację? Masz zamiar robić jej wyrzuty przy posiłku? Czy może udowodnić jej, że posiadanie dziewczyny nie jest tak dobre jak posiadanie chłopaka? Jaki masz cel?

Amantes medicus #Drarry✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz