Chapter IX

7.9K 521 156
                                    


Był Wkurwiony. Tak, wkurwiony przez duże W. Okay, zachował się jak totalny dupek i tym razem naprawdę przegiął pałę, ale czy Potter musi się wciąż zachowywać jak obrażona panienka? Przecież już na pierwszym spotkaniu chciał go przeprosić, to nawet mu głupek nie dał dojść do słowa. I teraz przychodzi obrażony w poniedziałki i piątki płacąc coraz drobniejszymi pieniędzmi. Gdyby nie jego urażone ego, duma, dupa albo nie wiadomo co jeszcze, to by nie musiał wydawać krocia. Ale nie, bo po co? Lepiej srać wyżej niż się ma dupę.

Żegnając się z panią Abott westchnął ciężko. Kogo on stara się nabrać? Oczywiście, że przemawiają przez niego wyrzuty sumienia, a on jest tutaj w pełni winnym i Potter miał prawo się tak zachować. Tłumaczenie się, że to przez kaca i matkę, nie usprawiedliwia go. Kiedy powiedział Pansy jak się zwrócił do bruneta, nawet ona była oburzona, a wiedział, że rzucanie wyzwiskami leżało w naturze dziewczyny i było dla niej chlebem powszednim.

Rozległo się pukanie do drzwi i jego cudowne pół godziny przerwy zostało przerwane przez panią Moon uśmiechającą się jak zawsze ujmująco. Nie miał pojęcia co jest w tej kobiecie, że nie mógł być na nią zły. Nawet wtedy gdy się pomyliła i zapisała pacjentów tak, że siedział od dziewiątej do dwudziestej drugiej, bo kobiecina nie zauważyła że ma pierwszą zmianę tylko.

- Przepraszam, że panu przeszkadzam w przerwie. - zaczęła kobieta, ale Draco przerwał jej pośpiesznie.

- Piękne panie nigdy mi nie przeszkadzają. - odparł kurtuazyjnie, a pielęgniarka zarumieniła się uroczo.

- Pan to jak coś powie... ale niestety ja nie na pogaduszki, a z wiadomością od uzdrowiciela-ordynatora.

- Coś się stało?

- Tak... mamy mieć inspekcję ze strony Ministerstwa Magii jeszcze przed Wigilią i pan ordynator prosił, bym dała panu listę pracowników i żeby to pan wybrał osobę, która będzie oprowadzać wysłannika Ministerstwa po szpitalu. Żeby się dziewczyna sama nie kręciła.

- Rozumiem.

Wziął listę od kobiety, a ona ulotniła się jak kamfora. Od kiedy to jest sekretarką ordynatora? Ten stary dziad miał pod sobą kilkanaście osób, po to, aby móc nimi dyrygować, w tym jedną od robienia kawy, więc nie mógł komuś innemu dać tego zadania do zrobienia? Tak mu chamsko przerwę zakłócać pierdołami.

W jednej ręce trzymając pałeczki i zajadając nimi sushi, drugą przekładał dokumenty. Kontrola miała się odbyć jak najszybciej, najlepiej w środę lub czwartek czyli jeszcze przed piątkową Wigilią i trwała cały dzień. Uzdrowiciel miał zostać oddelegowany od swoich obowiązków, ale za to musiał zostać z wysłannikiem od rana do nocy.

Maczając łososia w sosie sojowym parsknął śmiechem. Już widział jak pracownicy z chęcią zostają dłużej w pracy. I to nie z powodu dla której zostali do niej przyjęci. Co więcej przed świętami każdemu zależało dwa razy bardziej na tym, aby być w domu wcześniej – trzeba było gotować dania wigilijne, sprzątać dom z rodziną, obstrajać go i robić milion rzeczy, na które on nigdy nie miał czasu.

Święta były dla niego dniem wolnym od pracy. Ani on ani jego rodzina nie spędzała ich hucznie. W Wigilię się nie widzieli, tylko wysyłali sobie prezent pocztą, w pierwszy dzień świąt Draco jadł śniadanie, które Lulek starał się zrobić w miarę świątecznym, ale potem szedł na spacer albo czytał książkę. I tak mu mijały te całe święta, od momentu gdy poszedł do Hogwartu. Pewnie w innej rodzinie z innymi tradycjami lubił by ten czas w roku. A tak? Gdyby nie domowy skrzat to w całym jego małym dworku nie byłoby ani jednej ozdoby, ale to stworzenie uparło się, by odstrajać dom na każdą możliwą okazję.

Amantes medicus #Drarry✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz