Chapter VII

7.9K 592 607
                                    




- Harry?

Teddy spojrzał niepewnie na mężczyznę siedzącego przy stole i grzebiącego w spalonej owsiance, ale kiedy nie uzyskał odpowiedzi bez słowa wrócił do swojego śniadania. Było inne niż zazwyczaj. Nie rozumiał co się zmieniło, bo miał dopiero trzy latka, ale nawet on potrafił patrzeć. Śniadania zawsze były kolorowe. To ciocia Ginny robiła drugie śniadania niekolorowe, ale Harry robił fajne śniadania. Były tam owoce, takie ładne, czerwone i były też takie śmieszne plasterki, które Harry nazywał „mięskiem", a też czasami były takie zielone małe drzewka. 

Tym razem nie było nic z tych rzeczy. Chleb z twarożkiem pokrojony niedbale na kolorowym talerzyku i soczek w kubku nie-kapku, ale żadnych owocków, ani mięska. Coś było nie tak. Poza tym śniadanie Harry'ego dziwnie pachniało. 

- Harry? - spróbował jeszcze raz Teddy. Podobało mu się to, że mówi imię bruneta. Chciał powiedzieć od dawna, ale nie wiedział jak. Dobrze, że przyszedł pan z niebieskim lizakiem. To dzięki niemu nie bał się tak bardzo mówić. Ciekawe kiedy przyjdzie pan z niebieskim lizakiem.

Harry podniósł wzrok znad spalonej owsianki z niechęcią patrząc na kolor włosów Teddy'iego. Zmienił się przed sekundą na niebieski, a chłopiec uśmiechnął się z radością. No tak, myśli o lizaku. Od wtorku regularnie zmieniał odcień na kolor przysmaku, jak o nim pomyślał, pewnie niezupełnie świadomie. 

Klucz zazgrzytał w drzwiach i po chwili do kuchni weszła Ginny. Stanęła zdumiona w progu. Nieskazitelne zawsze pomieszczenie wyglądało jak pobojowisko. Na blatach walały się skórki od chleba i okruchy. Pudełko z serkiem leżało przewrócone i groziło, że za sekundę popełni samobójstwo spadając na podłogę. Na kuchence lekko dymił garnek ze spaloną owsianką, a w powietrzu unosił się smród przypalonego mleka. 

Harry z wielkimi cieniami pod oczami spojrzał na dziewczynę bez uśmiechu.

- To ja idę. - powiedział, zostawiając nieruszony posiłek na stole. Pocałował dziewczynę i Teddy'iego jak zawsze na pożegnanie, ale wyszedł z domu bez swojego typowego uśmiechu. Ginny z rozpaczą spojrzała na malca.

- To wszystko moja wina... - powiedziała, a Teddy przechylił głowę nie wiedząc o czym właściwie dorośli mówią. O tym, że brakuje truskawek na śniadanie?














- Kurwa! LULEK!

Skrzat zjawił się w następnej sekundzie. Nie kłaniał się, ani nie pytał po co został wezwany. Nie musiał. Pośpiesznie, aby panicz Draco nie zdenerwował się jeszcze bardziej, podbiegł do mężczyzny i pomógł mu zawiązać krawat. Panicz wyglądał okropnie. Białka miał przekrwione z niewyspania i ze zbyt dużej ilości alkoholu. Włosy w nieładzie i chociaż przed chwilą wyszedł spod prysznica nadal czuć było od niego przetrawioną wódkę. Dobrze, że ta dziewczyna zniknęła wcześniej, zanim zdążył się obudzić. Pewnie byłby w jeszcze gorszym humorze, jakby zobaczył niechcianego gościa. 

- Paniczu, niech się pan nie rusza, doprowadzę pana do porządku. - powiedział skrzat, sadzając Malfoy'a na pufie.

- Rób swoje i nie pierdol niepotrzebnie. - warknął. Skrzat tylko zacisnął usta. Za pomocą czarów usunął cienie i przekrwione żyłki w białkach. Włosy zajęły mu więcej czasu, podobnie jak pozbycie się odoru alkoholowego, ale gdy skończył, tylko humor wskazywał na to, że jego właściciel miał za sobą okropną noc pełną lejącej się wódki, seksu i odurzających substancji.

Na zewnątrz był tym samym idealnym uzdrowicielem co wczorajszego ranka. 

- Jajka? - zapytał skrzat ścieląc pośpiesznie łóżko w momencie jak Draco zakładał swoje ulubione ciemnoniebieskie spodnie. Odpowiedziało mu pochmurne mruknięcie.











Amantes medicus #Drarry✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz