Prolog

15.3K 732 903
                                    

Chłopak o niebieskich oczach, którego imię wyleciało Harry'emu z głowy, uśmiechnął się rozbrajająco, pochylając się nad stolikiem kawowym w stronę czarodzieja.

- Karmelowe cappuccino, słodkie jak ty. - powiedział, podając mu gorący kubek. Potter zmierzył baristę od stóp do głów. Był idealnie w jego typie. Niższy, z małym uroczym tyłkiem. Perfekcyjny do jednonocnego wyskoku... albo do szybkiego numerku na zapleczu kawiarni.

- Kiedy masz przerwę? - zapytał, posyłając chłopaczkowi spojrzenie obiecujące niezapomniane doznania. Pracownik zarumienił się i już otwierał usta, aby odpowiedzieć, gdy drzwi kawiarni otworzyły się, wpuszczając do środka lodowate grudniowe powietrze. Do środka weszła kobieta z długimi brązowymi włosami, spływającymi kaskadą fal na kremowy płaszczyk, trzymając za rączkę małego chłopca.

Dziecko na widok Harry'ego, wyrwało się z uścisku kobiety i pisząc na cały lokal:

- Arry! - rzucił się w stronę mężczyzny. Harry automatycznie wyciągnął ręce i złapał chłopca w ramiona.

Barista odsunął się z niesmakiem od stolika i głosem chłodnym jak wiatr na zewnątrz, odpowiedział:

- Nienawidzę gnojków zdradzających swoje żony.

Po czym z obrażoną miną wrócił za ladę, zostawiając Pottera zdumionego przy stoliku. Jednak nie dane było mu dłużej rozmyślać nad słowami niebieskookiego chłopaczka, bo Hermiona z ciężkim westchnieniem opadła na krzesło naprzeciwko i niczym tonący brzytwy, ona rzuciła się na kawę przyjaciela.

- Jezu, jak mnie on wymęczył. - jęknęła.

- Wymęczyłeś ciocię? - zagadnął chłopca, który z szerokim uśmiechem skinął głową. - Co takiego robiliście.

- Kupy. - zaszczebiotał Teddy, siadając wygodnie.

- Zakupy?

- Yhm... kupy.

- Znowu wydawałaś na niego pieniądze? Rozpieszczasz go i potem ja mam przekitrane.

Hermiona machnęła zniecierpliwiona dłonią.

- Daj spokój. Zarabiam, a jestem singielką, więc muszę na coś to wydawać. Wolę na tego słodziaka niż na alkohol w barach.

- Arry...am. - Teddy wskazał na pierniczka leżącego na kawiarnianym blacie.

- To idź i poproś o ciasteczko jak chcesz.

Kiedy chłopiec oddalił się na tyle, że nie mógł ich słyszeć, Hermiona pochyliła się nad stolikiem.

- Sądzę, że powinieś z nim iść do Munga. To, że tak mało mówi jest podejrzane.

- Daj spokój on ma dopiero...

- Harry! On ma trzy i pół roku, a mówi tyle co półtora roczne dziecko. Idź z nim do Munga.

- Nie znam żadnego dobrego pediatry. - zaoponował Harry. Wizyta w szpitalu z Teddy'm go przerażała. Nienawidził tego miejsca, a siedzenie z dzieckiem w długiej kolejce zapowiadało się jak wizja rodem z horroru.

- Ja znam jednego... - powiedziała Hermiona uciekając wzrokiem. - Jest najlepszy w Anglii... i podobno też robi wizyty domowe...

- Kto to?

- Malfoy.

- Nie ma mowy. - warknął Harry, powstrzymując się od wulgaryzmów, bo Teddy właśnie wrócić z ciastkiem i siedząc mu na kolanach pałaszował je ze smakiem. - Nie pójdę do Malfoy'a po pomoc.

- Nadal ci nie przeszło? Skończyliśmy szkołę trzy lata temu, warto by było puścić w niepamięć dawne spory. Ja się z nim pogodziłam. Nawet mnie przeprosił za te wszystkie „szlamy".

- Super, brawo dla was, ale nie wyobrażam sobie, żeby mnie przeprosił za naśmiewanie się z mojego bycia gejem i za znęcanie się i inne homofobiczne akcje. - odpowiedział chłopak, ocierając okruchy z ust dziecka. W jego głosie pobrzmiewała złość i rozżalenie.

- Zrób to do dla niego. - powiedziała wskazując na młodego Lupina i podnosząc się z krzesła. - Sądzę, że dobro dziecka powinno przezwyciężyć twoją potrzebę życia w żalu. Uciekam, do zobaczenia w środę.

Pocałowała go w policzek, po czym pożegnała się metodą „noski-noski" z Teddy'm i wyfrunęła z kawiarni.

Harry wyszedł niedługo po niej, zostawiając bariście suty napiwek. Z Teddy'm pod rękę szli ulicami Londynu w stronę Dziurawego Kotła. Stamtąd na Pokątną i już byli w domu. Nie spodziewał się, że kupi mieszkanie w takim miejscu jak Pokątna. Kiedy był w szkole i myślał o domu, to wyobrażał sobie jednorodzinny domeczek na przedmieściach miasta, z ogródkiem i tarasem, na którym można wypić kawę. Za to trafił do niewielkiego mieszkania na poddaszu kamienicy zarządzanej przez starszą czarownicę, na którym zamiast tarasu miał wyjście na dach, ale nadal to nie było to samo.

Jednak jeśli się miało dziecko na wychowaniu, to jednorodzinny dom szedł na o wiele niższe miejsce w tabeli.

Patrząc jak brzdąc biegnie przed nim, starając się złapać płatki śniegu, zagryzł wargi. Czy naprawdę powinien z nim iść do lekarza? Książki mówią, że dzieci powinny już powoli zaczynać mówić w wieku dwunastu miesięcy, ale żaden podręcznik nie tłumaczył jak to jest w przypadku dziecka wilkołaka i metamorfomaga. Poza tym Edward mówi całkiem sporo słów... arry, daj, am, kupy, jużdżka, bawić... da się z tego zrobić kilka zdań.

- Kogo ja staram się oszukać? - westchnął. Oczywiście, że powinien mówić więcej. Widział dzieci w jego wieku przecież. Jednak bał się iść do lekarza. Bał się tego, że usłyszy, że to jego wina i że jest złym rodzicem. Albo jeszcze gorzej, że mu zabiorą chłopca i znów będzie musiał o niego walczyć, tak jak wtedy, gdy zmarła babcia Teddy'iego i maluch na trzy miesiące trafił do sierocińca, dopóki Harry nie wygrał rozprawy w Ministerstwie Magii i nie stał się jego prawowitym opiekunem.

- Arry... - Teddy wyciągnął ręce w górę, aby Harry wziął go na ręce.

- Zmęczył się, słodziak?

Teddy pokiwał główką, wtulając się w puchową kurtkę mężczyzny.

- Zaraz będziemy w domku. - odpowiedział dziecku, stojąc na pasach obok jakiejś kobiety z córeczką u boku. Czekając aż zmieni się na zielone doleciał do niego strzęp rozmowy.

- Mamo, chcę zabawkę.

- Dostaniesz, ale dopiero za tydzień.

- Ja chcę teraz.

- Za tydzień masz trzecie urodziny i wtedy dostaniesz zabawkę.

- Mamo... ale ja tę lalę tak kocham....

- Powiedziałam coś, Viviane.

Harry przestał słuchać, uświadamiając sobie z przerażeniem, że dziewczynka jest młodsza o pół roku od Teddy'iego. Dziewczynki może i się szybciej rozwijają, ale kurde, nie aż tak.

- Teraz sobie odpocznij, słodziaku, a jutro coś się wymyśli. - powiedział, całując chłopca w czółko. Teddy uśmiechnął się bezgłośnie. Na pewno jest więcej uzdrowicieli dziecięcych lepszych w tym kraju niż Malfoy, pomyślał. 



Hejka wszystkim w nowym opowiadaniu :) 
Rozdziały będą się na razie pojawiać totalnie nieregularnie, bo sytuacja jest jaka jest i czasami mam całe dnie wolne i mogę pisać, a czasami nie wiem w co włożyć ręce. Dlatego zostańcie czujni :) 

Prolog mam nadzieję, że zachęcił Was do sięgnięcia po więcej. 

Buziaki i do następnego <3 

Amantes medicus #Drarry✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz