Chapter LIII

4.9K 387 229
                                    


Tła w czerwcowych rozdziałach są z okazji Miesiąca Dumy :) Nigdy nie bójcie się być sobą <3 


- Boże, kochanie co ci jest?

Głos Harry'ego był jak z oddali, ale Teddy wiedział, że to tylko i wyłącznie przez cukierki jakie dał mu Leo. Mimo to, czuł się koszmarnie. Bolało go gardło od wymiotów oraz nieustannie chciało mu się pić. Spojrzał przymulonym spojrzeniem w zielone oczy bruneta i z całą mocą czteroletniego aktora powiedział słabo:

- Harrrr...y... czy ja umieram?

Siedzący przy łóżku auror zacisnął zęby, ocierając pot ze spoconego czoła dziecka. Nonna krzątała się obok nich, zmieniając okłady chłodnej wody, którą starał się zbić gorączkę.

- Nie, kochanie, nie umierasz... - odpowiedział. - Lekarz już jedzie, za chwilę będzie. - kontynuował uspokajającym tonem, chociaż dłonie mu się trzęsły. Nigdy nie widział malca w takim stanie. Od momentu jak wrócił z pracy Teddy wymiotował dwa razy, a jego skóra była jak rozżarzony węgiel. Spojrzenie miał szkliste, a głos słaby.

Co mu jest?! Zadawał sobie w myślach pytanie, czując że traci powoli panowanie nad sobą. Gdzie był ten pieprzony lekarz?!

- Nonna... - zwrócił się do kobiety, która mruczała nad ciałem dziecka pacierz, jakby Bóg mógł cokolwiek tu dopomóc. - Gdzie jest lekarz?

- Będzie za chwilę, moje dziecko. Powiedział, że jak tylko odbierze poród to przyjedzie... - powiedziała uspokajającym tonem, ale w wyblakłych oczach również był strach. Miała osiemdziesiąt dziewięć lat, pamiętała wojnę, rany, krew i śmierć. Widziała wymiotujące i konające z głodu dzieci. Sama wychowała pięcioro i wiele razy trwała przy ich łóżeczkach, gdy miały grypę albo koklusz, jednak nigdy nie widziała tak dziwnych objawów choroby, jak ta, która dotknęła małego aniołka. Przecież to nie jest normalne, aby w ciągu dwóch godzin ze zdrowego małego chłopca stał się dzieckiem w stanie agonalnym!

Ukryła swój strach przed Harry'm, ocierającym pot z czoła malca i na odmawiających posłuszeństwa nogach poszła do łazienki po nową miskę z wodą. Czarodziej wyciągnął różdżkę i machnął nią nad dzieckiem. Z końca wystrzeliło chłodne powietrze, a Teddy poczuł się lepiej.

- Harry, boję się. - powiedział słabym głosem, mając nadzieję, że dobrze odgrywa swoją rolę. Według słów Leonadro cukierki miały wywołać gorączkę oraz wymioty, ale reszta należała do niego. Odzywając się co kilka chwil, bał się, że auror zauważy, że tak naprawdę nic mu nie jest, a to wszystko jest tylko częścią planu.

- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. - wyszeptał czarodziej, modląc się, aby to była prawda. Nie mógł stracić i tego malca. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Draco zacisnął dłonie w pięści, patrząc jak Hermiona chodzi po gabinecie ordynatora, rozmawiając z nim spokojnym głosem. On na jej miejscu nie byłby taki opanowany. Pewnie już dawno temu zmieniłby tego starego, grubego Włocha w ozdobę na ścianę. Wypchałby go i powiesił. Albo po prostu zabił. Jak można tak długo zastanawiać się nad podjęciem prostej jednej decyzji. Przecież przyjęcie czarodzieja na stanowisko uzdrowiciela w magicznym włoskim szpitalu nie powinno być problemem? Zawłaszcza jak jest się jednym z najlepszych pediatrów w Europie. A to, że ten pediatra chce pracować przez kilka dni i pod innym nazwiskiem... nie powinno być problemem!

Dziewczyna wyszła z gabinetu dwadzieścia minut później, wzdychając ciężko, a on zerwał się z niewygodnego krzesełka i podszedł do niej pośpiesznie.

Amantes medicus #Drarry✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz