Chapter XLIX

5.3K 368 93
                                    


Autorką powyższej flagi jest utalentowana Margaret Scrinkl. Polecam jej konto na Instagramie <3 


Trzy tygodnie?! Ma dać radę trzy tygodnie?! Jak ona już na drugi dzień jest tak sfrustrowana, że nie ma pojęcia co się wokoło niej dzieje! I jak ma wytrzymać w ten sposób jeszcze kolejnych trzynaście dni roboczych, w trakcie których ten cholerny Bóg seksu będzie jej się kręcił przed nosem. Kogo ona chce oszukać?! Wymówka że chciała mu utrzeć nosa jest... no właśnie... wymówką. I to średniej jakości. 

Spojrzała na kartkę naklejona na ścianę w przedpokoju, na której skreślała kolejne dni jakie jej jeszcze zostały do końca okresu próbnego Wiktora, obiecując sobie, że jak da radę to pójdzie na zakupy i wyda całą swoją wypłatę. Tak właśnie zrobi! I w dupie ma potrzeby kobiet i frustracje seksualną. Nie będzie nią kierował ośrodek przyjemności!

Da radę, wywali Wiktora a przy okazji Draco będzie miał u niej dług wdzięczności. Plan idealny.


A właśnie skoro mowa o Malfoy'u, to zerknęła na krótka notatkę, pisaną przez niego w pośpiechu. Liścik leżał u niej od dwóch godzin, ale nie jest chłopcem na posyłki, aby od razu odpisywać wielkiemu paniczowi. Mogłaby, oczywiście, czemu by nie, ale jest sobota: święty dzień weekendu i nie będzie go marnować na ganianie między tą dwójką, która nie potrafi ze sobą porozmawiać.


Nadal się nie odzywa. Pogadaj z nim, proszę.

Proszący Draco Malfoy to była najbardziej niespotykana rzecz na ziemi, a ona w ostatnich dniach miała niesamowite szczęście doświadczyć tego kilka razy. Cud!
Z kubkiem porannej kawy w dłoni, z Krzywołapem między jej nogami, napisała do Harry'ego, że chce się z nim dzisiaj spotkać, jak tylko będzie miał chwilę. Wysłała liścik siecią Fiuu podejrzewając, że chłopak już nie śpi. Zegar wskazywał ósmą trzydzieści i zazwyczaj o tej porze Teddy już był w pełni sił, na pokazanie wszystkim, czym jest radość z życia. W przeciwieństwie do niej, która radość z życia zgubiła już dawno temu, zatapiając się w pracy i imprezach. I żadna z tych rzeczy nie dawała jej wytchnienia.

Odpowiedź nadeszła kilka minut później, gdy Hermiona oparta o stół w kuchni z niechęcią mieszała w talerzu z płatkami. Co ją podkusiło, aby spróbować jagodowego smaku? Teraz ma całe pudełko płatków, które smakują jak jagodowa tektura. Koszmar!

Wyjęła liścik z kominka, żując przy tym papkę płatków.


Ostatnio byłem tak obłożony pracą, że się nie widziałem z Draco. Może innym razem.

Przełykając z trudem papkę, włożyła wiadomość Harry'ego w dziób czekającej od dwóch godzin sowy, która zdążyła zasnąć, obrobić jej kanapę i się pobić z Krzywołapem. Piękny puchacz wyleciał przez okno, znikając w dymie Londynu, a ona opadła na kanapę, zapominając o tym, że w kuchni płatki robią się jeszcze bardziej rozmoczone.

Wszystko co miała dzisiaj zrobić, zrobiła. Spełniła swoją obietnicę daną Draco, że pogada z Harry'm, ale jak widać chłopak rzeczywiście był zawalony robotą. Może chce się podlizać szefowi?

Nie wiem i olewam, pomyślała, a Krzywołap z trudem wskoczył jej na brzuch. Pogłaskała kota za uchem, z uśmiechem patrząc w złote ślepia zwierzaka.

- To nie moja sprawa, prawda, mój piękny? - powiedziała do niego, a kot ziewnął szeroko owiewając ją smrodem przetrawionego indyka.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~'

Blaise spojrzał z niepokojem na swoich rodziców, delikatnie gładząc dłoń Caty.
Jego matka uśmiechała się do niego i gdyby nie to, że sytuacja była poważna to miałaby, że jest to uśmiech ulgi i szczęścia.
- Teraz możecie na spokojnie być ze sobą. - powiedział Theodore. - A my nie musimy urywać z wami kontaktu.
- Będą na nas wieszać psy jak na Weasley'ach.... - mruknął Blaise, a jego matka niecierpliwie machnęła dłonią.
- Prędzej czy później każda z rodzin będzie miała jakiś skandal. Weasley'owie zaczęli, ktoś musiał być kolejny w kolejce. Nie możemy wiecznie łączyć się tylko z czystą krwią, bo skończy się to tym, że trzeba będzie się żenić z własnymi siostrami. My byliśmy po Weasley'ach i jeśli mam być szczera, to od momentu, w którym poznałam Caty, nie żałuję swojej decyzji. - pochyliła się, przez stół ściskając dłoń Caty. - Jesteś tak uroczą dziewczyną, że jestem dumna mówiąc, że jesteś w mojej rodzinie.
Dziewczyna zerwała się z miejsca i obiegła stół aby przytulić oboje rodziców chłopaka. Łzy stanęły jej w oczach.
- Dziękuje ze zrobili to państwo dla mnie i dla Blaise.
Państwo Zabini odpowiedzieli uśmiechem, ściskając ją mocniej.
- Nie płacz, kochana. - Theodore wielkim kciukiem otarł łzy dziewczyny.
- Tak! Zajmijmy się czymś pożytecznym, jak zaplanowanie waszego ślubu. - zawołała Anabelle, a Caty roześmiała się wesoło.
- Z miłą chęcią ale teraz, skoro wszystko jest już w porządku to chciałabym odwiedzić swoich rodziców. Nie wiedzą nic o zaręczynach ani o dziecku.
Rodzice Blaise'a pokiwali potakująco głowami. Gdy młoda para deportowała się z ich niewielkiego dworku kobieta spojrzała na męża z niepokojem.
- Jak sądzisz, wszystko się ułoży?
- Oczywiście, moja kochana. - odpowiedział mężczyzna przytulając ją do siebie.

Amantes medicus #Drarry✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz