Chapter XVII

7.7K 543 274
                                    


Spisałeś się. Wasze sekrety są ze mną bezpieczne. G.W.

Draco uśmiechnął się i wrzucił pergamin do kominka. Zapomniał o tej durnej obietnicy, którą dał rudzielcowi, ale świadomość tego, że Harry mu wybaczył, sprawiała, że czuł się lżej na sercu i na sumieniu. Wiedział, że wybaczyć to nie to samo co zapomnieć, ale nie oczekiwał, że chłopak zapomni tak łatwo. On nie byłby w stanie zapomnieć. Spojrzał na rękę, którą pobił Goyle'a. Rany się zagoiły, ale na jednym z kłykci została mikroskopijna różowa blizna. I dobrze. Niech mu przypomina do jakich okropieństw dopuścił.  

Lulek sprzątnął filiżankę po śniadaniu i uśmiechnął się do blondyna.

- Paniczu, co pan powie na wołowinę po mandaryńsku na obiad? - zapytał skrzat, kłaniając się nisko.

- Zjem wszystko co zrobisz. - powiedział i wyszedł z domu w stronę Munga.

Święta, święta i po świętach. Weekend upłynął mu błogo, bez zbędnego wysiłku, z książką w ręku, pod wielkim szarym kocem, wyglądającym jakby go uszyły na drutach olbrzymy. Dwa cudowne dni, bez trucia ze strony matki, bez imprez, bez niezapowiedzianych wizyt, bez dram i kłótni. Nawet Pansy się nie odezwała, a to było dość niespotykane, bo Święta były jej osobistym piekłem na ziemi. Widocznie jak już jest zaręczona, to Parkinsonowie odpuścili i nie znęcali się nad córką byciem chujowymi rodzicami.

Poniedziałek po świętach również był spokojny i przyjemny. Mało pacjentów, każdy uśmiechnięty i radosny. Dzieciaki z nowymi zabawkami, matki zmęczone ale pogodne. Jednym słowem sielanka. A teraz, we wtorkowy poranek nie musi się już martwić Ginny. Żyć nie umierać.

Zgodnie z teorią prawdopodobieństwa coś się dzisiaj spierdoli. Niemożliwe, aby w moim życiu było aż tak dużo miłych dni pod rząd, pomyślał Draco ubierając kitel i puszczając oko do pani Moon, która przyniosła mu kawę.

Usiadł za biurkiem, czując, że jest gotowy na kolejny dzień, niezależnie od tego co mu przyniesie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Od kiedy to wiedziałeś?

Pytanie zawisło między nimi w ciszy jaka po nim nastała.

- Kochanie...

- Od. Kiedy. To. Wiedziałeś?

Zabini westchnął ciężko. Catherine w napięciu czekała na jego odpowiedź, wyglądając przy tym jakby zaraz miała zwymiotować. Zaczynał żałować, że wybrał park. Sądził, że teraz jak jest metr śniegu i minusowa temperatura na dworze, to nie będzie wokół nich dużo ludzi. Okazało się, że nie mógł być w większym błędzie. Pary przechadzały się odśnieżonymi alejkami, dzieci biegały po śniegu lepiąc bałwana i obrzucając się śnieżkami. Otaczało ich więcej osób niż w normalne dni. Czy oni nie mają pracy?!

- Od trzech tygodni.

Dziewczynę zmroziło. Zatrzymała się w pół kroku, patrząc na ciemnoskórego mężczyznę niewidzącym wzrokiem.

- Od trzech tygodni? - pisnęła cicho, nie wierząc w to co właśnie usłyszała. - I przez trzy tygodnie nic mi nie powiedziałeś?!

- Przepraszam. Chciałem, ale nie wiedziałem jak, a potem były święta i nie chciałem ci psuć humoru i...

- Nie wiedziałeś jak?! Może w ten sposób „moi rodzice zaręczyli mnie z moją najlepszą przyjaciółką, która jest lesbą i ja mimo że jestem dorosły to nie mogę się im sprzeciwić, więc albo będziesz moją kochanką albo spierdalaj z mojego życia!"

Amantes medicus #Drarry✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz